Rozdział 13

1.2K 62 3
                                    

Przy drugiej wizycie Ginny uznała, że Tajpej wcale nie jest takie onieśmielające. Czuła powiew egzotyki, ale podążając za Harrym przez tłum ludzi, czuła się bezpiecznie.

Po ślubie Potterowie spędzili w domu tylko dwa dni, a następnie złapali pierwszy świstoklik na Daleki Wschód. Pragnienie, by ponownie zobaczyć i przytulić dziecko, przesłoniło wszystko inne. Kinglsey obiecał, że przyłoży się do papierkowej roboty i uznał, że mogą spokojnie umówić się z Pó Pó na odwiedziny u dziewczynki.

- Musimy wymyślić dla niej jakieś imię – zauważył Harry, gdy skręcili w zapuszczoną uliczkę, prowadzącą do drzwi sierocińca. Ginny z radością patrzyła, jak z upływem czasu na twarzy Harry'ego coraz częściej wykwita uśmiech. Bardzo długo Harry nie dopuszczał do siebie marzeń o posiadaniu rodziny. A teraz, kiedy było tak blisko, z ledwością mógł powściągnąć swój entuzjazm.

- To prawda – potwierdziła Ginny, ujmując mocniej jego dłoń. – Powinniśmy skonsultować to z Pó Pó.

- Dobry pomysł – przyznał Harry. Wziął ją w ramiona i kilkukrotnie okręcił w powietrzu, po czym mocno pocałował. Ginny chwyciła go i zatonęła w pocałunku, kołysząc się z boku na bok. Przerwały im głośne szepty i chichoty.

Harry obrócił się i wybuchnął śmiechem, gdy dzieci z sierocińca wypadły przed drzwi i spłynęły po nierównych schodach.

- Harry! Harry! – krzyczały, opadając młodą parę. Harry posadził sobie jednego z chłopców na barana. Ten objął go cieniutkimi rączkami i nóżkami jak małpka. Dwójkę wziął na ręce, a kolejna dwójka tuliła się do jego nóg, siedząc wygodnie na jego butach, a on teatralnie natężał się i warczał, jakby pod niewiarygodnym ciężarem. Ginny roześmiała się na ten widok i wzięła na ręce dwie dziewczynki. Reszta dzieciaków poprowadziła ich w stronę budynku, gdzie Pó Pó i Sun skrywały dłońmi uśmiechy.

- Nĭ hăo – wycharczał Harry. Jego gardło mocno obejmowały drobne ramionka.

- Nĭ hăo – powtórzyła Ginny. Obie Chinki ukłoniły się nisko i zapędziły dzieci z powrotem do nauki. Te, które były na rękach niechętnie rozluźniły uściski i pobiegły za resztą.

- Wróciliście – powiedziała Pó Pó. – Wiedziałam, że wrócicie.

Harry wyszczerzył zęby w uśmiechu i ujął Ginny za rękę.

- Chcieliśmy porozmawiać z tobą o adoptowaniu dziecka.

- Tak – skinęła głową Pó Pó. – Widziałam to, jak tylko ją zobaczyliście – wskazała w stronę schodów. - Lai, Lai.

Podążyli za nią w stronę dziecka, wciąż trzymając się mocno za ręce.

- Śpi – poinformowała ich Pó Pó, przykładając do ust trzęsący się ze starości palec.

Ginny czuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Zdawała sobie sprawę, że stojący obok Harry też się trzęsie. Wspinali się ramię w ramię po schodach, które zdawały się nie mieć końca. Harry oddychał szybko i gwałtownie. Ginny przywołała na twarz nerwowy uśmiech i mocno ścisnęła jego spoconą dłoń.

Piętro wglądało identycznie jak miesiąc temu. Małe łóżeczka przykrywały koce cienkie niczym papier, a przez pociemniałe ze starości szyby wpadało niewiele światła. Ginny zanotowała w pamięci, by ponownie rzucić zaklęcie dezynfekujące i odnowić zaklęcie kwarantanny.

Wiedziała, że kolejny wyjazd po tym, jak będzie mogła przytulić swoją, oby jak najszybciej, córkę, złamie jej serce. Ale potrzeba, by przytulić dziecko, poczuć jak delikatny oddech muska skórę na jej szyi, a malutkie ciałko wtula się w Ginny, była nie do opisania.

By wzlecieć ponownie. (HP)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz