Part 2

170 8 1
                                    

Gdzie reszta? - Zapytałem wchodząc do salonu.

Dałam im znać że cię znalazłam więc za chwilę powinni... - Nie dokończyła bo wylądowałem na ziemi pod... Kol'em.

Jak ja się stenskniłem. - Powiedział przytulając mnie na co zesztywniałem ale on tego nie zauważył. Można powiedzieć że byłem oczkiem w głowie rodzeństwa. Nawet dla Fina ale tylko kiedy byliśmy sami. Kol zawsze zwierzał mi się ze wszystkiego a ja dawałem mu rady które zawsze działały.

Ja też ale możesz ze mnie zejść? - Zapytałem a on wstał ze mnie jak poparzony i pomógł wstać. Uśmiechnął się a ja to odwzajemniłem ale tylko na kilka sekund. On zauważył to a jego uśmiech się powiększył. Zmarszczył em brwi i popatrzyłem na Bekhe ale ona miła tak samo.

Nic się nie zmieniłeś. - Powiedzieli tak samo. Ja jedynie pokręciłem zrezygnowany głową i usiadłem na jednym z foteli. Po chwili w drzwiach pojawił się Elijah i Finn. Wstałem z fotela a oni uśmiechneli się. Elijah bez słowa podszedł do mnie i przytulił. Po raz trzeci tego dnia zesztywniałem na ten gest. Finn widząc to jedynie uśmiechnął się. Kiedy Elijah mnie puścił, przyjrzał mi się.

Brakowało nam ciebie. - Powiedział z uśmiechem. W drzwiach zauważyłem ją. Odruchowo napiąłem wszystkie mięśnie a mój oddech stał się cięższy.

Co ona tu robi?! -Wywarczałem mordując ją wzrokiem. Wszyscy odwrócili głowy w jej stronę.

Może z szczunkiem do matki? - Zapytała podchodząc bliżej. Prychnąłem na te słowa. Matka, nie znałem takiego słowa, było mi ono obce.

Nie mam szacunku do osób które nie mają go do mnie. - Wywarczałem i poczułem jak moje kły i szpony wychodząc na świat. Rodzeństwo cofnęło się w stronę wyjścia ale nie wyszło.

Odpowiadając na twoje pytanie. Chce zjednoczyć rodzinę.

Musiało minąć tysiąc lat żebyś sobie przypomniała że masz dzieci? Ohh... Jak ja się cieszę. Znów będziemy szczęśliwą rodziną bez zmartwień. - Wywarczałem z sarkazmem a moje oczy zmieniły się. Krwisto-bursztynowe tęczówki, czarne białka i ciemne żyły pod oczami. Nagle wszedł Klaus. Widząc matkę i mnie w takim stanie chciał się wycofać ale Rebekha i Elijah zatrzymali go. Odruchowo moje usta rozchyliły się lekko ukazując ostre kły.

Kayden posłuchaj...

Nie, myślisz że jak wrócisz i nie będziesz chciała nas zniszczyć to o wszystkim zapomnę? Możesz robić wszystko a ja i tak będę cię nienawidzić czy tego chcesz czy nie. To ty zmieniłaś nas.... Zmieniłaś mnie w potwora którym jestem! Zniszczyłaś mnie! To tylko i wyłącznie twoja wina i nic tego nie zmieni! - Krzyknąłem uderzając pięścią w stół który roztrzaskał się na pół. Wiedząc co zaraz na stopni ruszyłem w stronę wyjścia a moje rodzeństwo i ona, za mną. Za domem był las do którego się udałem.  Będą już w lesie złapałem się za głowę. Wyjąłem naszyjnik z pod koszulki i popatrzyłem na niego głośno dysząc. Zdjąłem go i zamknąłem w dłoni.

Kayden. - Usłyszałem za sobą. Rzuciłem naszyjnikiem w tamtą osobę. Rebekha zdążyła się uchylić. Po chwili pojawiła się reszta oprócz Klausa. Po chwili usłyszałem głos którego mi brakowało.

Nareszcie.

Co tak długo? - Zapytałem go w myślach.

Trochę się zeszło. Widzę że przyszedłem na czas.

Jak najbardziej.

W takiej chwili powiem ci jedno: Oddaj kontrole. - Słysząc to uśmiechnąłem się w mój sposób czyli zimny, przerażający i obojętny. Oddałem mojemu wilkowi kontrolę.

Kayden MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz