9

7.9K 276 28
                                    

zostaw gwiazdkę 💦

komentuj 💫





Kiedy wstałem rano samochód stał na podjeździe, czyli Michael musiał go przyholować albo użył swoich mocy i się tutaj znalazł. To co wczoraj się wydarzyło nigdy nie powinno mieć miejsca, bałem się tak? Ja nigdy taki nie byłem, zawsze trzymałem swojego, po prostu nie dawałem sobie w kaszę napluć, a tu pojawia się taka ameba* i niszczy wszystko. Właśnie jadłem śniadanie i popijałem zimną herbatą gdy do mieszkania wpadł Calum.

- Cześć Luke...- urwał w połowie kiedy wszedł do kuchni, szybko podszedł do mnie widząc mnie w jakim stanie jestem.- Co ci się stało brachu?- klapnął tyłkiem obok mnie, patrzył tymi swoimi sarnimi oczami.

- Nie no spostrzegawczy to ty jesteś.- parsknąłem.- Pan Menda się stał.- jęknąłem odkładając naczynie do zlewu. 

- Uprawialiście seks?- pisnął uradowany, spojrzałem na niego ostrzegawczo aby opanował swoje podniecenie.- Czyli nie było seksu?- zagwizdał pod nosem.

- Nie, nie było i nie będzie Calum. Możesz chodź raz do cholery nie pierdolić tylko i wyłącznie o tym wszystkim.- warknąłem, wściekły udałem się do swojego pokoju rzucając się na swoje łóżko.

- Musiało być naprawdę beznadziejnie skoro twoje zachowanie wygląda jakby ci mama nie kupiła lizaka stary.- brunet usiadł obok mnie.- No słucham, opowiedz mi co się między wami wydarzyło.- uśmiechnął się pocieszająco. 

Usiadłem wygodnie opowiadając mu o wszystkim, zaczynając od początku naszej " znajomości",a kończąc na wczorajszych wydarzeniach. Calum słuchał mnie uważnie, kiwając głową, że rozumie. W takich momentach jest zawsze najlepiej się komuś wygadać.

- Muszę przyznać, że postąpił dobrze.- powiedział odsuwając się ode mnie. Chwyciłem poduszkę w dłoń i z całych sił przywaliłem mu w twarz.

- Co z ciebie za przyjaciel?! Od dzisiaj nim nie jesteś.- ponownie go uderzyłem dzięki czemu brunet śmiał się w niebo głosy.

- Wyluzuj żartowałem. Po prostu chodź odreagować ten cały syf.

- Co masz na myśli?- zapytałem unosząc jedną brew.

- Impreza.
























Ameba*- krótko mówiąc idiota..


💫


                                                                                      ~*~

Godzinę później byliśmy w klubie na obrzeżach miasta, Hood poszedł po drinki zostawiając mnie z Ashton'em, który był obeznany w sprawie mojej i Clifford'a. Na szczęście o nic nie pytał za co byłem mu wdzięczny. Chłopak postawił przede mną drinki i usiadł na kolanach blondyna.

- Może nie powinienem ci mówić ale zapewne byś się wkurzył.-powiedział w moją stronę. Upił trochę piwa z kufla.

- No co jest grane Hoodini?- ten lekko wskazał palcem na osobę przy barze, a ja mało myśląc wyszedłem z lokalu.

W tym momencie czuję się prześladowany przez tego kretyna, w moich żyłach buzuje krew bo mam ochotę krzyczeć jak pojebany. Nie zgłoszę tego na policję bo sam nim jest i sprawa ucichnie. Najlepiej jak będę siedział w domu i się nie ruszał, z drugiej strony od środy zaczynam pracę. Boże czemu ja muszę się wpakować na samych idiotów?

- Co tak uciekasz?- stanąłem w miejscu, zastygłem jak posąg. Nie odwracałem się stałem jak tchórz co do mnie nie podobne ale kiedy wiem, że pali mi się grunt pod nogami to nie robię nic.- Boisz się mnie?- nadal nic, stoję i patrzę się przed siebie.- Pytam się czy się boisz?- odwrócił mnie w swoją stronę. Jego wyraz twarzy był nie do odkrycia, po prostu pieprzona maska na twarzy nic więcej.- Hej, odpowiedz Luke. Nie bój się nic ci nie zrobię. Nawet chciałem przeprosić za wczoraj, trochę mnie poniosło.

- Jest okey.- powiedziałem delikatnie. - Policjancie mendo.- dodałem, jego uśmiech poszerzył się o sto krocie.

- Nie przeginaj młody.- ostrzegł mnie nadal się uśmiechając.- Możemy porozmawiać o tym co zaszło wczoraj?- podrapał się po karku.

- Umm, pewnie.- odparłem.

Give me your ass, baby × mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz