Rozdział 2

185 21 8
                                    

Dzień 1
Pakowanie zajęło mi mało czasu. Byłam tak podekscytowana wyjazdem, że zamiast wszystko pakować na spokojnie i bez jakich kolwiek nerwów, to w mojej walizce jest teraz ogromny haos i bałagan, jeśli mam być szczera, to idealnie odwzorowuje moją osobę. Wielka walizka upchana ubraniam i potrzebnymi rzeczmi, oraz bagaż podręczny w którym są moje rzeczy bez których nie poradzę sobie nawet kilka minut, to właśnie mój skromny pakunek na dwa miesiące. Spojrzawszy na bagaż mojej siostry to z pewnością mogę nazwać swoje bagaże skromnymi i małymi.
Siedziałyśmy na skużanych siedzeniach, na przeciwko mnie siedziała od ucha do ucha radosna i podekstytowana Ambar i oddzielający nas niewielki stolik, a przy nim, jak i przy nas okgromne okno z widokami, które podziwiałam z perzyjemnością. Przez całą drogę. Jechałyśmy pociągem, kierujący nas na obóz letni. Czuję niesamowitą podniętę lecz mój stres i nerwy zjadają mnie od środka gdy tylko pomyślę, że jako opiekunka się nie sprawdzę, lub sami opiekunowie mnie odrzucą robiło mi się źle. Targałam swoje bransoletki z nerwów patrząc na wyluzowaną Ambar, no tak... Czemu miała być spięta lub zdenerwowana?
Podróż dłużyła się niesamowicie, kiedy tylko mogłam postawić swoje nogi na ziemi, mogłam wreszcie się wyprostować i oddechnąć świeżym górskim oraz leśnym powietrzem. Rozejrzałam się dookoła z wielkim zauroczeniem, widoki wokół mnie były oszałamiające. Krajobraz był piękny. Nie mogłam napatrzeć się na wzgóurzyste doliny pokryte gęstymi lasami. Uśmiechnęłam się na samą myśl, że spędzę tu niesamowite wakacje. Ambar przyzwyczajona już nie codziennym widokiem klikała coś w smartfonie, żując przy tym gumę. Po odjechaniu pociągu, ruszyliśmy na przystanek. -Co raz bliżej, co raz bliżej.-Powtarzałam w nerwach. Nasz bus przyjechał punktualnie. Wsiadłyśmy zajmując końcowe miejsca. Kierowca z trudem zmieścił nasze walizki, a tym bardziej Ambar i ruszył w stronę obozu.
-Luna? Nigdy nie widziałam cię takiej zestresowanej.. -Zaśmiała się, spoglądając się na mnie odrywając się z telefonu.
-Ja? Chyba oszalałaś Ambar, jestem spokojna. -Uśmiechnełam się sztucznie.
-Czemu się tak stresujesz. Co? -Spytała wyłączając komórkę.
-Oh.. to mój pierwszy obóz. Dwa miesiące od domu. Wiem, wiem jestem prawie dorosła tak jak ty, dalej nastolatką.. ale..jak mnie nie polubią? Nie sprawdzę się w roli opiekuna dla obozowiczów?
-Luna, uspokój się. Też się stresowałam jak przyjechałam tu pierwszy raz. Byłam wtedy sama, ale ty jesteś ze mną. Uwierz mi, wakacje będą świetne!
-No nie wiem... Ty byłaś małym dzieckiem, miałaś prawo się bać. A ja?
-Nie martw się tym. Mówię ci, będzie super. -Uśmiechnełam się tylko do dziewczyny na zakończenie dość krótkiego tematu. Za nim się obejrzałam byliśmy na miejscu. Kierowca otworzył nam drzwi i nie pewnie i powoli wyszłam. Rozejrzałam się dookoła obozu. Wszędzie drewniane domki z zielonymi oznaczeniami obozu, dalej można było ujrzeć przejrzyste jezioro, w którym widniały lustrzane odbicia drzew, zasądzone koło domków. Atmosfera w obozie była przednia. Co prawda obozowiczów jeszcze niema, ale w można było poczuć cudowny klimat obozu, już czuję te grupowe ogniska, zabawy z obozowiczami, kajaki oraz straszne historie z piankami. Opiekunowie Przyjeżdżają zawsze wcześniej, by powitać małe brzdońce, które witają nasz obóz już jutro. Wszyscy stali, koło wyznaczonego domku, przy którym odbywały się dyskusje, żarty, była niesamowita atmosfera. Odwróciłam się by poszukać mojej kuzynki, niestety nie było jej już za mną. Cóż... Nie mogę stać jak ten kołek przy autokarze. Raz kozia śmierć.. Ruszyłam nie pewnie w stronę jednej z grupek. Czym bliżej byłam tych ludzi tym większy stres mnie nabywał. Chciałam już się cofnąć, ale nagle..
-Hej! -Usłyszałem męski, nieznajomy głos. Odwróciłam się powoli, próbując wyzbyć się narastającego stresu i zamienić to w choć odrobinę szczery uśmiech. Po odwróceniu ujrzałam dość wysokiego chłopaka w bardzo kręconych włosach, w koszulce z nadrukiem obozu i czarnych spodniach.  -Nowa? -Zapytał, wyrywając mnie z transu.
-Em.. tak.
-Jak się nazywasz? . -Zaśmiał się wpatrując się w moje zabłąkanie i nie ogar.
-Jestem Luna. -Podeszłam bliżej nieznajomego i wysunełam mu rękę na powitanie. To też zrobiłam dość nie pewnie, wpatrując się nie w chłopaka, a raczej jego zielone buty nieznajomego i trawę.
-Cześć. Jestem Ramiro. -Podał mi dłoń i uśmiechnął się w moją stronę. -Chcesz dołączyć? -Spytał się, wskazując na jeden z domków przy którym odbywała się wcześniej przeze mnie wspomniana dyskusja.
-Oł.. Jasne. -Weszłam za Ramiro na drewniany taras umieszczony przy jednym z największych domków. Rozejrzałam się nie pewnie i stanełam jak wryta. Było kilka osób, ale nie dużo. Szukałam Amabr, która jak się okazało siedziała na rogu tarasu, przy jednej dziewczynie. Nikt raczej nie zorientował się, że ktoś nowy nagle wszedł, oczywiście nie mówiąc o Ramiro. Do domku weszła nagle kobieta o długich czarnych włosach, w granatowej, letniej sukience, trzymając w lewej ręce długą drewnianą laskę, wykończoną drewnianą figurką siedzącego i dumnego lwa z zielonymi elementami. Kobieta miała groźny wyraz twarzy, wpatrywała się w każdą jedną osobę. Po chwili jej oczy stanęły przy mojej, wystraszonej i zestresowanej twarzy.
-A ty? Ktoś ty? -Spytała się, wskazując na mnie swoją drewnianą i długą laską, przez co musiałam się cofnąć do tyłu.
-Ja..
-To Luna! -Krzyknoł chłopak z tyłu, z którym gadałam przed wejściem na taras.
-Luna. Tak? A czy nasza szanowna Luna, umie wydusić jakieś słowa? Hm? -Spojrzałam się w stronę grupki, która wpatrywała się w naszą dwójkę jak w obrazek. Po chwili uchwyciłam twarz Ambar, która nagle po puknięciu swojej koleżanki, z którą gadała oderwała się z rozmowy i spojrzała się na mnie zaskoczona.
-Oł! Juliana! To Luna. Ona, ona...-Staneła nagle moja kuzynka, próbując coś powiedzieć i wyplątać mnie z "problemów"
-Ambar wiem, że to Luna. Siadaj, na nic mi jesteś potrzebna. -Machneła swoją laską, a blądynka posłusznie i szybko usiadła na miejsce. I spojrzała się na mnie z napisem na twarzy "pszepraszam".
-Więc droga Luno. Co cię tu sprowadza?-Spytała się kobieta
-No.. miałam przyjechać tu jako opiekunka dla obozowiczów.
-Tak? Dlaczego powiadomiono mnie o tym dopiero teraz? -Jej ciemne oczy stanęły w moim gardle. Nie potrafiłam wydusić z siebie nic. Nigdy tak nie reagowałam, może dlatego że to mój pierwszy tak daleki wyjazd po za dom. Zazwyczaj jestem pewniejsza siebie, ale coś zablokowało moją pewność i teraz nie umiem nawet stanąć, nie trząsąc się ze strachu...
-Więc ty nie wiesz? Tak? -Zadrwiła ze mnie przez momęnt. Skierowała wzrok na grupę i zapytała się jeszcze raz i dosadnie. -Czemu dowiedziałam się o tym całym incydencie dopiero teraz?
-To moja wina.. -Odezwała się moja kuzynka.
-Twoja? Mogę wiedzieć dlaczego?
-Bo.. Bo chciałam żeby ze mną pojechała.. Nie sądziłam, że będziesz zła. Po za tym Luna jest pracowita. Wiem, że jej nie znasz, ale niezawiedziesz się. Naprawdę. -Uśmiechnełam się w stronę Ambar, przesyłając jej wielkiego rumieńca i zaciesza.
-Rozumiem, że powiedziałaś jej, że potrzebujemy dodatkowych opiekunów? Nic nie mówiąc mi o tym? Okłamaś nie tylko mnie, ale i również koleżankę.
-Nie Juliana. Obiecuję, że się nie zawiedziesz. Daję słowo! -Podniosła lewą dłoń do góry, wyciągając dwa palce l, wskazujący i środkowy, a prawą dłoń położyła na sercu, z podniesioną głwą i z dumą powtarzała słwa, które były mi nie znane.
-Przestań Ambar. Już nie jesteś obozowiczem, jesteś dorosła. To dobre dla dzieci. -Wszyscy wokół się zaśmiali po cichu. Amabr usiadła powoli, zawstydzona całym zajściem. Poczułam ogromne wyżuty sumienia, że przeze mnie Amabr czuję się okropnie. Nie powinnam przyjeżdżać... Najchętniej bym sobie teraz wyszła i odjechała, ale autobus już dawno odjechał, zostawiając nasze walizki.
-Pszepraszam za zajście. Ja może sobie pójdę. -Odezwałam się, próbując coś zrobić, a nie stać jak kołek.
-Nie. Ambar ma rację. Jedna dodatkowa głowa nikomu nic nie zrobi, a zapewne wzmocni naszą dróżynę. -Każdy patrzył na nas, nie odrywając wzroku, co było dość nie komfortowe. Jednak cieszyłam się, że zostanę.
-Juliana! Żartujesz sobie? Po co nam dodatkowy balast? Zawsze radziliśmy siebie doskonale w tej drużynie co teraz. A teraz próbujesz nam wcisnąć jakąś nastolatkę, która trzęsie się ze strachu jak jakiś szczur? -Odezwał się chłopak siedzący na początku z gniewnym wyrazem twarzy. Miał brązowe, kręcone włosy oraz czekoladowe oczy. No i jak na siedzącego, wyglądał na bardzo wysokiego. Po wypowiedzeniu jego słów, poczułam się jak śmieć. I miał rację. Stworzyłam nie potrzebną dyskusję, nie potrzebną tak jak ja.
-Cicho Matteo! Ja tu mam najważniejsze zdanie! Pamiętaj o tym. Jeśli ci się nie podoba dziewczyna, to tylko tobie. Inni raczej cieszą się z powodu zapoznania się z nową opiekunką. Prawda drużyno? -Wszyscy przytakneli z pewnym encyzjazmem. Co trochę podniosło mnie na duchu, lecz wredna twarz bruneta nie zmieniała się. Jest uparty i nie zmieni swojego zdania. Coś czuję, że z nim się nie polubię.
-Okej. Jak chcecie. Juliana pamiętaj, że jestem twoją prawą ręką i ja jestem od twoich zbędnych i jak i tych ważniejszych decyzji.
-Matteo. Uspokuj się. Wiem, że jesteś moim synem, ale to nie znaczy, że masz gwiazdorzyć. Luna zostanie naszą nową opiekunką! Powitajcie ją serdecznie. Na dziś koniec tej konwersacji. Wiecie co i jak, poprostu zadomowcie nową.
-Kiedy kobieta odeszła, każde jedno oko było wpatrzone w moją stronę, prócz odwruconego ode mnie Matteo, tak się chyba nazywa. Wszyscy nagle stanęli i podeszli do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy podawiajac mi dłonie na znak powitania.

Pszepraszam wszystkich za moją nie obecność. Spróbuję to zmienić, ale nie obiecuję. Mam dużo nauki i trudno będzie mi wszystko ogarnąć. ❤


Lutteo- RecordarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz