Do ciebie, mój luby, spełniam ten toast zbawienia lub zguby!

20 1 9
                                    

Tytuł: Do ciebie, mój luby, spełniam ten toast zbawienia lub zguby!
Gatunek: opowiadanie obyczajowe
Długość: 2500 słów

###

Polska

Rodzinne obiady przy jednym stole stały się ostatnimi czasy dla moich rodziców normalnością. Odkąd wizja śmierci czy straty kogoś bliskiego stała się bardziej namacalna niż kiedykolwiek, poczuli oni potrzebę bycia razem, dopóki Bóg im na to pozwala. A ja? Jedyne, co poczułam, to żal, zdrada i wstręt. Do Boga, do życia i do siebie. Choć przecież tyle razy byłam zadręczana długimi rozmowami o dopuście bożym, to jakoś nie mogłam pogodzić się z faktem, że to spotkało akurat mnie. Że to mój chłopak został potrącony na pieprzonym rowerze i leży w śpiączce już trzy tygodnie i pięć dni. I nikt nie wie, kiedy się obudzi. Czy w ogóle...

Tego niedzielnego popołudnia było słonecznie i ciepło. Zeszłam na dół, żeby odbębnić ten wspólny posiłek, na który rodzice tak bardzo nalegali. Usiadłam, nalałam zupy i spojrzałam po moich rodzicach, którzy gapili się na mnie dziwnie przez cały czas.

— Co? — prychnęłam niezbyt miło.

Po prostu znałam ten ich wzrok. Niepewny i litościwy.

Od czasu wypadku moi rodzice nie umieli już nawet na mnie normalnie patrzeć. Nie tylko oni. Stałam się chodzącą tabliczką: „Mój chłopak miał wypadek i jestem rozbita. Postępować ze szczególną ostrożnością".

To był jeden z powodów, dla których chciałam dać stąd nogę jeszcze szybciej. O wyprowadzce do Londynu marzyłam od dziecka; od roku, kiedy to osiągnęłam pełnoletność, marzenia zmieniły się w plany, które tworzyliśmy wspólnie z Asherem. I choć musiałam w tej sytuacji zrezygnować z wynajęcia z nim wspólnego mieszkania oraz przeżycia tam swojego pierwszego razu dla uczczenia swej niezależności, sam wylot do Anglii się nie zmienił.

— Emm, nic — odparł ojciec, otrząsając się z zamyślenia. Tato pochodził z Anglii, miał więc w głosie wyraźnie słyszalny akcent. Po prawie dwudziestu latach w Polsce jednak stał się od dużo łagodniejszy. Nie miał też problemu z doborem słów. — Jak się czujesz, Sandra?

Zmarszczyłam lekko brwi, nie ukrywając złości.

Miałam już z rodzicami rozmowę o tym, że mają zakaz na bezpodstawne pytanie mnie o humor.

— Dobrze.

— Mam na myśli: jak się czujesz po dzisiejszym kazaniu? — sprecyzował ojciec. — Ksiądz Marczak trafił dzisiaj z tematem. Pomyślałem, że może myślałaś trochę o Asherze, podjęłaś jakieś decyzje, hm?

— Tak. Przechodzę na dietę — stwierdziłam.

Nie wahałam się z tym ani chwili. To było idealnie wybrnięcie z tematu, do którego dążył tato. Moje decyzje odnośnie Ashera. Jak długo jestem jeszcze w stanie na niego czekać.

Cóż, długo. Całe życie, jeśli będzie trzeba! Wiem, że ta odpowiedź by im się nie spodobała.

— Och. — Matka skrzyżowała spojrzenia z tatą, wyraźnie niezadowolona. — Ale chyba nie przestaniesz jeść w ogóle, co? Nie musisz schudnąć. Jesteś idealna taka, jaka...

— Spójrz — wcięłam jej się, pokazując talerz pełen zupy. — Nie jestem jedną z tych idiotek, które się głodują. — Spojrzałam w gładką powierzchnię pomidorówki, gdzie odbijała się moja twarz. Rzuciły mi się w oczy okulary, których dawno już nie nosiłam. Właściwie wróciłam do nich od momentu wypadku Ashera. Nie chciało mi się już zakładać codziennie soczewek. — Pomyślałam tylko... Asher się ucieszy, jak zobaczy, że schudłam. Albo wstanie, powie: "Ble, ble, co się stało z twoimi cyckami, tak je lubiłem. Chcę je z powrotem, ble, ble" i znów zaśnie. I obudzi się dopiero jak wrócę do moich 62 kilogramów".

Wyzwanie LiterackieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz