2.

114 7 0
                                    

  Weszłam do sali obrad, w której przy okrągłym stole siedzieli wszyscy przedstawiciele klanów.  W większości byli to mężczyźni, w wieku 30-50 lat, jedna 35 letnia kobieta i mniej więcej 20-letni Ethan, który samą obecnością działał mi na nerwy.

   "Witajcie." wszyscy wstali i skłonili się przede mną "Usiądźcie i miejmy to już za sobą... Na początku chciałabym poruszyć sprawę racji żywnościowych. Robimy co możemy, żeby zapewnić nam dodatkowe pożywienie, konstruując sztuczne farmy, gdzie sadzilibyśmy głównie warzywa, które nie potrzebują zbyt dużo słońca.  Bunkier nie został przygotowany na nakarmienie prawie 1500 ludzi! Nie przewidzieliśmy takiego rozrostu populacji, a nasze zapasy kurczą się w zastraszającym tempie. Na powierzchnię nie wyjdziemy jeszcze przez co najmniej 16 miesięcy. Chwila na zastanowienie i proszę o pomysły, a najlepiej rozwiązanie." opadłam na fotel, intensywnie rozmyślając.

   Nie minęła minuta kiedy odezwał się ON.

   "Osobą, przebywającym w szpitalu, lub na stałe podłączonym do aparatury, można podawać, przez wenflon związki organiczne w postaci płynu. Chemicy mogą dodać je do kroplówek. Ile osób leży aktualnie w szpitalu?" Zwrócił się do mnie.

   "Przez ostatni wirus panujący wśród dzieci, liczba wzrosła do 105. Jednak ten plan nie jest zbyt dobry. Ta zaledwie garstka ludzi zdrowieje i ich liczba spadnie do przynajmniej 60. Twój pomysł przedłuży nam zapas żywności o tydzień? Szukamy skutecznych rozwiązań na dłuższą metę." Walnęłam pięścią w stół dla podkreślenia moich słów."W wolnym czasie niech każdy zastanowi się nad tym problemem. Macie do mnie jakieś bieżące sprawy?" Spytałam zniecierpliwiona, uciszając tym pytaniem Ethana, który już otwierał buzię

   "Pytasz się nas o rozwiązanie, bo samej albo Ci się nie chcę, albo nie możesz niczego wymyśleć, więc potraktuj z szacunkiem to, że wysiliłem się za ciebie, moja droga komandor." Dodał ironicznie. Po przeanalizowaniu różnych opcji, stwierdziłam, że najlepszą będzie zignorowanie tak bezczelnego tekstu. 

    Powtórzyłam pytanie i cierpliwie wysłuchałam sprawozdań na temat braku ciepłej wody na poziomie czwartym, podejrzeń grypy, wśród klanu lasy i potrzebie rozbudowania niższych poziomów. Zebrałam od przedstawicieli informacje o omówionych problemach, które spisali przed obradą i obiecałam pomóc lub znaleźć rozwiązanie jak najszybciej. Ku mojemu zdziwieniu do końca spotkania Ethan nie odezwał się ani słowem. Czyżby chłopczyk się na mnie obraził? To było takie irracjonalne, że aż zaśmiałam się po nosem.

    Po 2 godzinach wszyscy wyszli, a ja wstałam i podeszłam do Indry stojącej z tyłu sali

   "Dasz mi chwile samotności? Posiedzę sobie chwilę nad tymi sprawami." Byłam tak zmęczona, po nieprzespanej nocy, że nawet nie starałam się brzmieć jak pewna siebie komandor. Przed Indrą nie musiałam niczego ukrywać, ona znała mnie jeszcze przed tym zanim stałam się wojowniczką, uczyniła mnie nią.

    "Jak sobie życzysz" Powiedziała cicho, po czym wyszła bocznymi drzwiami.

   Odwróciłam się, by wrócić na największy stalowy fotel, spośród wszystkich i opadłam na niego bezsilnie. Otworzyłam pierwszą leżącą przede mną teczkę. Sprawa dotycząca podejrzeń grypy. Zaczęłam czytać o chorych dzieciak w trikru, kiedy usłyszałam cichy trzask zamykanych drzwi. Wyprostowałam się, zamknęłam akta i podniosłam głowę, by ujrzeć przedstawiciela Azgedy. Maszerował przez salę, jakby robił to od lat i śmiało usiadł na krzesło koło mnie.

   "Czego chcesz?" Zapytałam zanim otworzył buzię.

   " Porozmawiać." Powiedział pewnie. " Widzę, że mnie nie lubisz, inni także" Jaki spostrzegawczy! "Uważasz mnie za smarkacza, podczas, gdy sama się tak zachowujesz. Ktoś Ci się  nie spodobał, to uweźmiesz się na niego. Ja, chcę godnie reprezentować i walczyć o mój klan!" Mówił coraz głośniej, a ostanie zdanie wręcz wykrzyczał mi w twarz. Teraz był już na nogach, pochylając się nade mną.

    "Jak śmiesz?" Poderwałam się z krzesła." Jestem tutaj dowódcom. Masz się mnie słuchać i zachowywać, się wobec mnie poważnie. Działam dla dobra nas wszystkich, a ty nie masz dla mnie ani odrobiny szacunku!" Rozwścieczona patrzyłam mu prosto w oczy.

   "Widzisz? Pragniesz władzy, chcesz być na szczycie, bo uważasz, że jesteś ponad wszystkimi, myślisz, że jak pomożesz innym wybaczysz sobie, ale to tak nie działa. Twoja determinacja to czysty ból, strach i niepewność. Ja uporałem się ze swoimi potworami. Pozostało zapytać czy ty też umiesz to zrobić?"

   " Nic nie wiesz o mnie, moich potworach, koszmarach i bólach. Nie masz prawa mówić do mnie w ten sposób." Powiedziałam cicho próbując zabić go wzrokiem. " A twój pomysł był beznadziejny"

    "Był dobry, ale mój. Przecież ty nie przyznasz mi racji, prawda?" Zapytał  nie czekając na odpowiedź. Wstał od stołu kierując się w stronę drzwi." Jeśli chcesz pozostać na tej pozycji, lepiej go przemyśl i pamiętaj... Azgeda to od zawsze klan dowódców i wojowników. Pilnuj się." Zamknął za sobą drzwi i znów byłam sama. 

   Jego słowa dalej rozbrzmiewały echem w mojej głowie. Czy on mi groził? Najwidoczniej groźbą odpłacał się za groźbę, czego ja nie zamierzałam tolerować. Próbował mnie upokorzyć, chociaż on pewnie uważa, że to ja upokorzyłam go.

  Przez resztę dnia analizowałam problemy przedstawione na spotkaniu oraz sama głowiłam się, nad różnymi rozwiązaniami. Później poszłam do sali treningowej i przez kilka godzin walczyłam z innymi dobrymi wojownikami oraz poduczałam młodych ziemian.  To aż dziwne, że większość ludzi teraz traktowała walkę, jako dodatkową umiejętność, uprawiali ją jako sport, a nie uważali za konieczność, cechę potrzebną do tego, żeby przetrwać. Tacy mnie nie interesowali, nie poświęcałam im mojego czasu.

  Problemem było to, że przez cały dzień nie mogłam się skupić, a po głowie chodziło mi to co powiedział Ethan. Rozważałam nie tylko jego pomysł, ale także ostatnie słowa. "Pilnuj się". Kiedy przypominam sobie tamten moment, widzę jego twarz, która dotąd dumna i wściekła, topnieje i pokazuję obawę, może nawet smutek. Współczucie." Azgeda to klan wojowników. Pilnuj się." Przez chwilę zapomniałam o nienawiści i pozwoliłam sobie rozmyślać nad wiernością Azgedy. 

   Na te niemądre myśli, przeznaczyłam 5 minut i zdecydowałam się znowu usiąść do biurka. 

   Wracałam spocona z sali treningowej, ciemnymi korytarzami bunkra. Światła dostosowywano tutaj do pory dnia, więc teraz ledwie widziałam zakręty i drzwi. Na szczęście oczy szybko przyzwyczaiły się do mroku i mogłam iść szybciej. W okół panowała cisza. 

   Nagle w mroku ujrzałam rozbłysk i ktoś wyszedł zza rogu. Na początku nie mogłam rozpoznać mężczyzny, ponieważ korytarz rozpływał mi się w oczach i wszystko wirowało. Musiałam upaść, bo pod rękami poczułam chłód betonowej podłogi. Zmrużyłam oczy i skupiłam się na jednym punkcie. Człowiek w mundurze wyciągnął do mnie dłoń i nagle poczułam znajomy zapach. Spojrzałam w górę, na jego twarz i gwałtownie nabrałam powietrza ustami.

   "Bellamy?"

-------------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieje, że drugi rozdział wam się spodobał!

Jeśli tak, dodajcie powieść do swojej biblioteki, żeby wiedzieć, kiedy pojawi się ciąg dalszy. 

                                                                           XX May we meet again




Death from above | Octavia BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz