Prolog

202 12 0
                                    

Wstałam z łóżka i podeszłam do drewnianej szafy, pełnej skór i ciemno ufarbowanych tkanin. Wybrałam przylegający do ciała podkoszulek z długim rękawem, ozdobne naramienniki, przedramienniki i pas ze skóry oraz metalu, a do tego czarne skórzane spodnie. Na ramiona zarzuciłam ciemnobrązowe futro. Gdy podeszłam do lustra, wyprostowałam plecy i wzięłam głęboki oddech. Przez chwilę poczułam pustkę, która towarzyszy mi dość często jak na 4 lata spędzone w tym miejscu. Nie przypominam sobie ani jednej chwili, w której czułabym się szczęśliwa. To uczucie chyba po prostu wyparowało z mojego ciała, a ja pozwoliłam mu na to.

Otworzyłam blaszane pudełko, stojące na stoliku obok i zanurzyłam palce w czarnym proszku. Przyłożyłam je do oczu i ,gdy całe powieki aż do brwi były nim pokryte, pozwoliłam dłoniom opaść zostawiając smugi na policzkach. Z przednich pasem moich grubych, ciemnych włosów zaplotłam warkoczyki, a potem związałam je z tyłu w jeden splot. Fryzura wyglądała prosto i schludnie w porównaniu z makijażem. Pomiędzy brwiami umiejscowiłam symbol komandor i, kiedy spojrzałam w lustro, poczułam się pewniej. Byłam komandor, na której polegało wiele ludzi. Dowódcom, który szacunek zdobył ciężką pracą, wyrzeczeniami i odwagą .

Kiedyś niosłam tylko śmierć, teraz próbowałam pomagać innym, walczyć za nich i pokazać, że tylko razem możemy przetrwać. Tworząc jeden klan. Przeszłam zbyt wiele, zbyt wiele straciłam, zbyt wiele poświęciłam. Teraz nie mogłam się wycofać. Każdy kto nie jest ze mną, jest moim wrogiem.

Zegar elektryczny wybił 9:00. Wzięłam ostatni głęboki oddech i otworzyłam drzwi. Spojrzałam na podziemny plac, na którym tłoczyli się ludzie wszystkich klanów. Stojąc na szczycie schodów przykuwam ich uwagę. Kłaniają głowy albo klękają na moment. Nie patrząc na nich dochodzę do Indry, która czeka na mnie kawałek dalej. Jej jak zawsze kamienna twarz dodaje mi odwagi i podnosi na duchu. Odkąd zgoliła swoje i tak krótkie włosy wygląda jeszcze groźniej. Bez słowa rusza za mną szarym tunelem. Po drodze mijamy kilku członków rady, na których widok schylam lekko głowę. Długim szarym korytarzem docieramy do metalowych wrót. Zatrzymuję się na ułamek sekundy i szybko, ale jednocześnie cicho otwieram drzwi do komnaty, w której przebywam ostatnio przez większość mojego czasu.

Bezszelestnie zrzucam futro i w kilku susach dobiegam do tronu, stojącego w pod przeciwną ścianą. Prześlizguję się po stole na plecach i nogami uderzam w oparcie krzesła, które upada na ziemię, podrywając z niej kłęby kurzu. W locie zacisnęłam dłonie na szyi tego kto siedział na meblu i teraz widzę szeroko otwarte oczy, ponad chustą, która zasłania resztę chłopięcej twarzy.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej! Jeśli zainteresował Cię ten krótki wstęp dodaj tą powieść do biblioteki, żeby nie przegapić kolejnej części.

May we meet again


Death from above | Octavia BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz