Leżałaś na łóżku wgapiona w sufit. Gdy tylko zamykałaś oczy lub zapadałaś w sen przed oczami miałaś jego twarz. Każdy szczegół był tak ostry jak gdyby stał przed tobą. Męczyły cię koszmary, miotałaś się po łóżku zmieniając pozycje, to zrzucając koc to znów przykrywając się nim pod szyję. Westchnęłaś cicho wyciągając przed siebie dłoń i patrząc na niewielką obrączkę z wygrawerowaną datą. Ostatnie co ci po nim zostało. Wycie nie powtórzyło się od kilku godzin, lecz ty nadal zerkałaś w stronę okna oczekując znaków. W oddali usłyszałaś grzmot i uniosłaś się na dłoniach. Zrzuciłaś z siebie koc po czym postawiłaś niepewnie stopy na kamiennej posadzce. Chwyciłaś czarną bluzę i zarzuciłaś ją na siebie podchodząc do niewielkiego okna. Zacisnęłaś dłonie na kratach czując jak zimno przebiega po całej długości twoich rąk, spojrzałaś na pochmurne, ciemne niebo. Z celi wszystko wydawało się szare. Na chwile odgłosy burzy ucichły by moment później jasny piorun uderzył w ziemię, a za nim z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Zamknęłaś oczy i odwróciłaś się tyłem do okna spływając na zimną podłogę i podciągnąć kolana pod brodę.
Po długiej burzy nastało słońce. Nad ranem gdy przestało padać przez chwilę nawet pojawiła się tęcza, ale tylko na chwilę. Później znów niebo było szare. Obudziłaś się na ziemi oparta o ścianę pod oknem. Nie pamiętałaś kiedy zasnęłaś. Bolący kark uświadomił cię, że spałaś na ziemi co najmniej kilka godzin. Zwęszyłaś czyjś nieprzyjemny zapach. Spojrzałaś na wejście do celi i spotkałaś się ze spojrzeniem jednego ze strażników. Nawet przystojny blondyn patrzył na ciebie ciekawie.
- Czego? - warknęłaś rozmasowując kark.
- Nie warcz bo się oplujesz. - Uśmiechnął się strażnik i wsunął przez niewielki otwór w kratach tacę z jedzeniem. Spojrzałaś na niego niepewnie po czym podeszłaś do krat i wzięłaś tacę z jedzeniem siadając na łóżku. Blondyn jeszcze chwile sterczał przy twojej celi lecz po długiej chwili przyglądania się jak jesz coś co miało imitować kotlet, odszedł. Zastanawiało cię jeszcze przez chwilę kim był ale przestałaś się na tym skupiać gdy usłyszałaś czyjeś kroki. Za oknem znów zaczął padać deszcz. Westchnęłaś gdy zapach środków do czyszczenia doszedł do twoich nozdrzy. Odłożyłaś tacę na karton robiący ci za stolik nocny, biorąc z niej wcześniej herbatę. Czarny kruk wylądował przy niewielkim oknie i spoglądał na ciebie ciekawie.
A więc ktoś cię poskromił wilku.
Spojrzałaś w ciemne oczy ptaka, a z twojego gardła wyrwał się warkot. Nie odpowiedziałaś na zaczepkę wiedząc, że w pobliżu jest Levi.
Milczysz? Dziwne. Nie sądziłem, że cię na to stać. Cha cha...
- Szukasz kłopotów ptaku? - podchodzisz o krok bliżej. Kruk wolno otrzepuje pióra z deszczu i przekrzywia głowę.
Szukam osoby dla której mam list. Nie taką cię opisał.
- Kto?
Ty dobrze wiesz kto Wilku.
Zapadła cisza. Nieprzerwana, głucha i niebywale irytująca. Ptak poruszył skrzydłami strzepując krople deszczu i przerwał idealny zaduch nieznośnego milczenia. Levi zbliżył się o krok przypatrując ci się i wolno oplótł mlecznobiałymi palcami zimny metal krat. Nie powiedział nic delikatnie przekrzywiając głowę. Kruczoczarne włosy opadły nieznacznie na jego oczy.
- Daj mi list ptaku. - zażądałaś wyciągając dłoń przed siebie. Kruk zaszeleścił skrzydłami ponownie i zerwał się do lotu. - Wracaj! - krzyknęłaś próbując przebić głośny grzmot. Wiatr strącał z drzew liście i obijał je o ziemię by chwilę później ponownie wyrzucić je ku niebu, niby niezdecydowany kochanek traktujący serce zauroczonej dziewczyny. - Kurwa. - rzuciłaś pierwsze przekleństwo od dawna i osunęłaś się na podłogę. Brunet wciąż wbijał w ciebie wzrok ciemnych oczu, z których czytać było równie ciężko jak z tych twoich. Może w innym miejscu i czasie była byś skłonna powiedzieć, że są ładne. Westchnęłaś ciężko spoglądając pytająco na niskiego mężczyznę.
YOU ARE READING
Nie walcz ze mną Ackerman.
FanfictionT/I ma dwadzieścia lat kiedy zostaje zwerbowana do Korpusu Zwiadowczego. Dziewczyna opuszcza bezpieczny dom za Murem Sina i rusza by bohatersko bronić ludzi za murami. Nikt jednak nie docenia jej umiejętności, więc podejmują decyzję wydania jej Żan...