| 3 | Rozdział

34 1 0
                                    

 ~~ Gdy skończyła miałam tylko jedną myśl. Ona ma rację, tyle że Annabelle jest....

  

             - Wampirem. Annabelle to wampir, który nawiedza w snach.

            
              Kora potrząsnęła głową i spojrzała się w moje oczy.

         
               - To ty. Annabelle to ty.

   
               Jakaś część mnie wiedziała że to co mówi rudowłosa to prawda. Tyle że jeśli ja jestem wampirem to moi rodzice też? Przecież ja się urodziłam. Widziałam moje zdjęcia z dzieciństwa. Nie ma tam nic co by wskazywało na to żebym była pijakiem krwi.

               - Skąd ja pochodzę?

               - Erender. To wielkie wampirze państwo, w którym ród SanClare rządził od powstania tego narodu. - tłumaczyła. - Ale zastanawiam się czemu nic nie pamiętasz i czemu nie przemieniasz się w...siebie.

            - A tego wiedzieć nie mogę. Co mam zrobić? Iść z tobą? Porzucić przyjaciół i chłopaka? A szczególnie rodzinę?

            W sumie prawda. Nie wiedziałam co miałam teraz zrobić. Chcę dowiedzieć się o sobie wszystkiego... Ale nie chce opuszczać rodziny. To oni mnie wychowali.

            - Ann. Ty musisz iść. - stała przy swoim.

           - Co się dzieje takiego ważnego że akurat musicie zakłócać spokojne życie?

            - Ja... - przez chwilę się zawiesiła i jej oczy błysnęły na złoto, gdy wbiła mi paznokcie w szyję.

  
            Poczułam nagle ciemność.

            Obudziłam się na polanie pełnej kwiatów. Wokół mnie rozciągał się las. Fiołki. Stokrotki. Pachniało tu niesamowicie. Zobaczyłam drogę, którą mogłam wyjść z lasu. Więc nią ruszyłam. Przechadzając się w lesie, zauważyłam wilki polujące na biegnące przed nimi jelenie. Przyroda mnie otaczała. Czułam się na prawdę w domu. I ta myśl mnie przybiła.

 
            Kora.

            Annabelle.

            Wszystko sobie przypomniałam, gdy wyszłam z lasu. I gdzie trafiłam? Do wioski, która tętniła życiem.

             - Mamo! - mały chłopiec wbiegł we mnie i momentalnie zasłoniłam się rękoma. I nagle się zdziwiłam. On przeze mnie przebiegł. Jestem duchem.

   
             - Już dobrze. Nie uciekaj mi. Mogło ci się coś stać. - powiedziała mama chłopca, ubrana w średniowieczną sukienkę w głębokim kolorze fioletu.

             Patrzyłam się nadal na tą dwójkę i poszłam za nimi. Na ulicach było pełno bezdomnych, którzy patrzą czy nikt nie wyrzuci żadnego jedzenia chociażby chromki chleba. Jak tu ludzie mogą żyć. Nagle z boku domostwa usłyszałam ciche jęki,gdy tylko wychyliłam głowę zobaczyłam bezdomną we krwi.

             Rodziła. I nikt jej nie pomagał.

            To straszne. Nie mogę na to wszystko pozwolić.

            Usłyszałam róg, który pieczętował przybycie kogoś ważnego. W sumie tak było w średniowieczu. Nie żebym się coś uczyła.

             Poszłam na rynek główny wioski i przenikałam wśród ludzi na sam przód żeby coś widzieć.

             Czarnowłosy mężczyzna, mający jakieś dwadzieścia pięć lat na oko stał w szacie królewskiej. Coś podobnej do króla Arthura w filmie Merlin tyle że ciemne barwy.

AnnabelleWhere stories live. Discover now