| 5 | Rozdział

23 2 1
                                    

~~ Szybko zbiegłam na dół i stanęłam nad nią. Jej Twarz nie była zielona, była pociemniała. Skóra stawała się zimna. Wiedziałam co się dzieje... Jeśli nie ściągniemy ją w ciągu kilku nastu minut to jej ciała umrze... A jej duch na zawsze zostanie w tamtym świecie!

Już siedziałam tu parę minut z Khadem, nie powiem, było miło. Podchodzi do życia tak... Poważnie a zarazem spokojnie. Dowiedziałam się że bardzo dawno stracił miłość swojego życia i nie wie czy ją odzyska. Powiedziałam mu wtedy żeby ją odnalazł i odzyskał bo jeśli coś się kocha to się walczy.

- Chciałbym, żeby to co ty mówisz było wykonalne. - odpowiedział tylko i się zachmurzył. Na prawdę musi ją kochać.

- Jak mam wrócić do domu?

- Sam tego nie wiem,ale jesteś materialna i ja tylko cię widzę. - rzucił na nią błyszczącym spojrzeniem.

- A co z Wilhelmem? Jak sprawy w mieście?

Jego głowa opadła na stół. To było pierwsze jego takie zachowanie, które przypominało mi moje pukanie czołem o stół kiedy jest coś fatalnie. Nie myliłam się.

- Stracono kilkunastu chłopców, tylko dlatego że przeczytali legendy i o rodzinie królewskiej.

- Ty chyba sobie żartujesz. - gwałtownie wstałam. - O co mu chodzi do cholery! Co on ma do...

- Annabelle? Do ciebie? - dokończył ostatnie słowa mojego zdania, krótko po tym jak się zawahałam bo nie wiedziałam jak powiedzieć. Może okaże się że to nie ja jestem Annabelle...

Elf odszedł od stołu zostawiając mnie w niemej świadomości. Zawsze lubiłam popularność ale to jest dla mnie za dużo. Chciałabym być zwykłą dziewczyną, która nie widzi świata poza swoim chłopakiem i przyjaciółmi. Rywalizacja z tą suką. Kłócenie się z rodzicami i młodszym głupiutkim bratem.

Wstałam od stołu i postanowiłam się przejść. Ruszyłam leśną ścieżką, porośniętą mchem. Dookoła drzewa tworzyły aleje, w której słychać śpiewy ptaków i czuć leśny aromat mchów z podłoża. Ogarnął mnie błogi spokój, który za nic w świecie nie chciałam oddać. Doszłam do wielkiej polany z małym stawem, Khadghad nieźle się urządził. Zawsze marzyłam żeby coś takiego zobaczyć. Czyżby to nie był przypadek? Usiadłam na kamieniu przy stawie i zamoczyłam stopy w wodzie. Spojrzałam na całą polankę. Cała kolorowa , od ciepłej żółci do niesamowitej czerni i granatu. Szkoda że Dylan nie może tego zobaczyć, to po prostu raj na ziemi!

Nagle coś wyłoniło się z wody. Zamarłam, podciągając nogi pod siebie. Przede mną na wpół płynął błękitno-biały koń. Jego grzywa ociekała wodą a różowe oczy patrzyły na mnie z ciekawością i zarazem nienawiścią. Byłam tak przestraszona że nie mogłam się ruszyć. Tak się bałam.

~ Kim jesteś!

Ten koń do mnie przemówił. Ten koń do mnie przemówił.

- Jestem Taylor. Ja...nie powinnam tu być...

~Kłamiesz. Lepiej mów, prawdę!

- Mn...ie bior...ą zzz...a Ann...a...belle. - wyjąkałam.

Z jego wzroku zniknęła nienawiść. Została tylko ta ciekawość, ale po chwili zrobił coś na prawdę dziwnego. Pokłonił mi się. Wybałuszyłam oczy.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 06, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

AnnabelleWhere stories live. Discover now