Rozdział 4.

7.5K 302 21
                                    

Dwa dni minęły, a ja dalej nie wiedziałam co robić. Obiecałam Zaynowi, że się nad tym zastanowię. W czasie lekcji miałabym pomagać pani Rose i Zaynowi w układaniu papierów, które zostały schowane do pudeł na czas malowania sekretariatu, w czasie przerwy mogłam, ale niekoniecznie musiałam pomagać dzieciakom w materiale, który był dla nich ciężki do zrozumienia.
Niby nic, ale jednak nie musiałabym dojeżdżać dwa razy dalej do baru, w którym wówczas pracowałam.

Zarówno Cassandra jak i Louis próbowali mnie do tego przekonać tłumacząc to tym, że będę pracowała w miejscu, które znałam na pamięć, w którym znałam ludzi i w którym czułam się naprawdę nie najgorzej.

- Bonnie! Halo, ziemia do Bonnie! - usłyszałam.

Podniosłam głowę i zobaczyłam znanego mi mężczyznę. Wyglądał co najmniej jakby miał kaca. Pijany na pewno nie był, ale nie wyglądał najlepiej.

- Zayn - rzuciłam odstawiając szklankę, którą wycieralam już pewnie od pięciu minut - Wiesz, że nie dostaniesz alkoholu?

- Nie przyszedłem po alkohol - oznajmił - Mam do ciebie trzy sprawy.

- Aż trzy?

- Tak. Po pierwsze - podniósł palec i wskazał mnie - Pięknie dziś wyglądasz. Po drugie chciałem prosić, byś pracowała w szkole, a po trzecie... - westchnął - Daj mi chociaż piwo, bo pęka mi głowa.

- Nieźle imprezowałeś, co? - zagadałam, biorąc mniejszy kufel do piwa.

- Kumpel został ojcem - wzruszył ramionami - Trzeba było to oblać.

I wszystko jasne.

Podałam mu kufel ze złotym trunkiem i zajęłam się kobietą, która usiadła w drugim kącie baru, chwilę później dołączył do niej jakiś mężczyzna.
Oboje byli już wstawieni. Był weekend. W tym czasie dużo ludzi przychodziło do klubu, żeby się napić do nieprzytomności. Całe szczęście, że nie musiałam pracować do zamknięcia baru, bo wolałabym nie wiedzieć, jak wyglądał kiedy już ci w miarę normalni ludzie opuścili lokal.

Zrobiłam im drinki, o które prosili i wróciłam do Zayna, bo zawołał mnie skinieniem ręki.

- Nie dostaniesz drugiego piwa - poinformowałam od razu.

Zrobił minę tak błagającą o kolejny kufel piwa, że przypominał mi pieska, który prosił o jedzenie, które nie było przeznaczone dla niego.

- Wybacz mi, Zayn, ale nie mogę - dodałam kręcąc głową.

- To w zamian za to, podwieziesz mnie do domu - zakomunikował nagle.

- Kończę zmianę za godzinę...

- Wiem - odparł dumnie i oparł się o blat - Poczekam - uśmiechnął się.

I czekał.
Ja w tym czasie pracowałam, odpowiadałam mu na pytania kiedy mogłam i starałam się, by mój kierownik nie widział, że rozmawiam ze znajomym w czasie pracy. Zostałam poinformowana przez pozostałych pracowników, że bardzo tego nie lubił, a Zayn wcale nie był nachalny. Po wyrazie jego twarzy widziałam, że był bardzo zmęczony i w pewnym momencie chciałam zamówić dla niego taksówkę, ale on upierał się, że przez to, iż nie mogłam dać mu kolejnego piwa, jestem zobowiązana do odwiezienia go do domu.
Cóż... Z jego gadania wynikało, że mieszkał po drodze więc co mi szkodziło? Jeszcze nie był moim pracodawcą, a nawet gdyby był to kogo by to interesowało?

- Bonnie, jest już piętnaście po! Skończyłaś zmianę. Możemy iść? - zapytał patrząc na zegarek.

Myłam już ostatnią szklankę po dwóch mężczyznach, którzy siedzieli przy barze przez ostatnie pół godziny i nie zauważyłam, że już była ta godzina.

- Pójdę do łazienki i możemy wychodzić - uśmiechnęłam się i odłożyłam wszystko, co trzymałam w rękach.

Widziałam jak kierownik mojej zmiany szedł w naszym kierunku i domyśliłam się, że szedł konkretnie za mną. Przyspieszyłam kroku, żeby jak najszybciej zamknąć się w łazience w nadziei, że nie będzie mi się chciało czekać i po prostu sobie pójdzie.

Weszłam do damskiej toalety i zamknęłam drzwi na kluczyk.

- Bonnie!

Głośne pukanie i wołanie szefa przerwało moje błaganie o to, żeby jednak dał mi spokój.

Zrobiłam to, co miałam zrobić i opuściłam pomieszczenie. Chciałam, żeby trwało to jak najdłużej i tak pewnie było, ale to nie zniechęciło mężczyzny do zostawienia mnie samej.

- Ile razy mam powtarzać, że nie molacie prawa rozmawiać ze znajomymi w trakcie pracy?! - naskoczył na mnie.

- Mi pan tego nie mówił, poza tym... Połowa tych ludzi, którzy przychodzą to moi znajomi więc wychodzi na to, że na czas pracy mam się stać niemową?

- Hm - zaśmiał się pod nosem - Taka ładna i taka pyskata...

- Hm - naśladowałam go - Taki stary i jeszcze nie siedzi w domu starców.

- Słuchaj... - popchnął mnie. Niby delikatnie ale tak niespodziewanie, że lecąc do tyłu uderzyłam plecami w szafkę i przez przypadek zwaliłam dwa talerze na podłogę - Nie denerwuj mnie bo stracisz tą robotę tak szybko jak ją dostałaś.

Był zdecydowanie zbyt blisko i czułam od niego papierosy i alkohol. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze.

- Nie ma sprawy - rzuciłam i odepchnęłam go od siebie - I tak odchodzę - zdjęłam fartuszek i rzuciłam mu go na łysą głowę - Powodzenia w szukaniu nowego pracownika.

Podeszłam do sejfu i otworzyłam go kodem, który znali tylko pracownicy baru.

- A to - wyjęłam parę banknotów - Moja wypłata. Wezmę ją sobie.

- Nic nie weźmiesz! Kto zapłaci za talerze?!

- Ty, stary oblechu - powiedziałam - Zapamiętaj na następny raz nie popychać tu nikogo, bo w końcu zbankrurujesz.

W tym samym momencie sama popchnęłam go z zaskoczenia tak, że San poleciał go tyłu zwalając tym razem szklanki, który były cholernie drogie.

- Ty mała dziw...

Chciał się rzucić na mnie z łapami, ale w tym samym momencie ktoś wszedł na zaplecze. Jak się później okazało, był to Zayn.

- Co tu się dzieje? - zapytał.

Poprawiłam włosy.

- Nic. Właśnie zwolniłam się z pracy - uśmiechnęłam się szeroko - Idziemy? Nie do zobaczenia, panie łysa pało - pomachałam mu i mijając Zayna w drzwiach wyszłam z pomieszczenia.

Na zewnątrz Malik tuptał za mną i oczywiście zadawał pytania, na które chcąc nie chcąc musiałam mu odpowiedzieć, żeby przestał mówić choć na pięć minut.
Kiedy byliśmy już w drodze próbował mnie jeszcze namówić na pracę w szkole.
Czy miałam inne wyjście oprócz zgodzenia się? Oczywiście mogłam szukać czegoś innego, ale to zajęcie było dla mnie bardziej niż pewne. Obiecałam mu, że się zastanowię.

Po niecałych dziesięciu minutach Zayn wskazał mi miejscowości, w którym mieszkał. Był to malutki, z zewnątrz wyglądający na bardzo przytulny domek. Było ciemno więc nie widziałam wszystkiego, a jadąc do pracy nie przyglądam się domom, które mijam.
Zatrzymałam samochód.

- Przemyślisz to, prawda? - zapytał zanim wyszedł z auta.

- Obiecałam się zastanowić - odparłam - Przyjdę w poniedziałek do szkoły i porozmawiamy o tym, a teraz idź odpocząć, bo nie wyglądasz najlepiej.

- Dobrze, dobrze - uśmiechnął się - Do zobaczenia, Bonnie. I dziękuję za dzisiaj.

Wysiadł, a ja powoli odjechałam spod jego domu i ruszyłam przed siebie. 

----------
Wybaczcie spóźnienie z rozdziałem, ale miałam przeprowadzkę i wróciłam do pracy. Rozdział krótki, ale nie chciałam was zostawić z niczym na weekend. Następny postaram się dodać jak najszybciej :)

DYREKTOR [Z.M]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz