Czasem czekamy na taki moment w życiu, gdy nastąpi jakaś dobra zmiana, bo tych złych chcemy za wszelką cenę unikać. Ale jak na złość zazwyczaj przytrafiają nam się te z drugiego sortu, doszczętnie rujnując nasze plany. Zdarzają się one nagle, wkraczają do naszego życia swoimi niechcianymi butami, nawet nie pukając, aby łaskawie poinformować o jakiejkolwiek zmianie, która może nadejść. Wtedy wszystkie myśli, plany, czyny stają się nierealne, nie do zrealizowania. Wydaje nam się, że już nic nie możemy zrobić, więc poddajemy się, zatapiając w otchłani rozpaczy i bezsilności.
A co by się stało gdybyśmy wzięli tego byka za rogi? Gdybyśmy chociaż spróbowali przezwyciężyć to, co wbrew pozorom nieosiągalne? Nie musi to nam się udać. Sama myśl, że robiliśmy wszystko co w naszej mocy, daje pewien wewnętrzny spokój. Ale niektórzy, co jest w pełni zrozumiałe, boją się tego podjąć. Obawiają się, że po tej jednej, niewinnej próbie stracą wszystko co zyskali po długich latach, miesiącach, czy dniach pracy. To tak jakby ktoś przez bardzo długi okres czasu oswajał dzikiego konia, aby pewnego dnia ktoś go przestraszył i cały trud poszedłby na marne.
Czasem słuchamy też opinii innych. Niby puszczamy je mimo uszu i ignorujemy, śmiejąc się z tego, ale tak naprawdę zakorzeniają się one w naszych sercach, zostawiając po sobie szramy nie do zagojenia. Możemy je wybaczyć, ale nigdy zapomnieć.
Lecz Victor był w stanie i wybaczyć i zapomnieć. Podejrzewał, że Yuuri był takiej samej myśli. Dlatego chodził teraz zawzięcie po mieszkaniu, zastanawiając się nad najlepszą alternatywą do podjęcia. Białowłosy był w stanie zrobić dla swojego ukochanego wszystko. Darzył go jedną z tych miłości, za które dałby się pokroić. Z jednej strony może i nie jest to mądre, ale jak wszystko, ma swoje zalety i wady. Nie ma rzeczy idealnych.
Stanął pośrodku pokoju, myśląc nad czymś intensywnie.
Szybko zebrał najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedł z mieszkania razem z Makkachinem, który na myśl o spacerze merdał zawzięcie swoim ogonem. Przygarnął psiaka po ostatniej rozmowie z jego mamą, która uważała, że Victor potrzebuje w tym momencie futrzastego przyjaciela obok siebie.
Teraz przemierzali razem tak dobrze znane ulice, aby dojść do parku, gdzie Rosjanin spuścił pudla ze smyczy. Ten, zadowolony z takiego obrotu spraw, zaczął biegać wesoło, co chwila oglądając się na pogrążonego w swoich myślach właściciela.
Zazwyczaj głowa poety, aż pękała w szwach od nadmiaru pomysłów. Ale teraz miał w niej totalny mętlik. Czy aż tak zranił Yuuriego, że ten postanowił od dwóch tygodni z nim nie rozmawiać? Białowłosy miał naprawdę dobre chęci, ale za każdym razem zostały one odrzucane.
Przez te czternaście dziwnie smutnych dni i trzynaście wydłużających się nocy, czuł się naprawdę źle. Miał przeczucie jakby większa cząstka jego serca odeszła w zapomnienie, zostawiając jedynie wyrwaną dziurę. Ona nie bolała, ale sama świadomość była wręcz przerażająca. Czuł się jak żyjąca osoba, która dowiedziała się, że nie oddycha. Żyje. Chodzi po tym świecie.
Ale w środku jest martwy.
Szedł ze spuszczoną głową, gdy nagle usłyszał czyjś śmiech. Był on naprawdę dźwięczny, aż zaraźliwy. Przypominał białowłosemu chwile młodości i wolności.
- I wyobraź sobie, że ona tak po prostu sobie poszła, zostawiając wszystkie rzeczy w toalecie. - teraz w jego uszach rozbrzmiał głos Klary. Na samo wspomnienie dziewczyny zmarszczył swoje brwi, pierwszy raz od dłuższego czasu podnosząc swoją głowę. Tyłem do niego, na ławce, siedział nikt inny jak rudowłosa kelnerka i Yuuri. Teraz Nikiforov niczego nie rozumiał. Szybko rozejrzał się, szukając Makkachina, ale widząc go kilka metrów dalej, znów skupił swoją uwagę na siedzącej parze.
- Dziękuję. - teraz Rosjanin czuł się jakby śnił. Ten głęboki, lekko ochrypły głos nie mógł należeć do nikogo innego, niż do czarnowłosego. Jego oczy rozszerzyły się w szoku, a wargi mimowolnie zostały rozchylone. Natomiast po jego głowie chodziło tylko jedno pytanie: "Jak?".
- Naprawdę nie masz za co. Moim obowiązkiem jest cię rozweselić, a przede wszystkim pomóc. - zachichotała rudowłosa, przez chwilę przytulając się do ramienia Japończyka. - Ale już lepiej się czujesz?
- Cały czas czuję się...dziwnie. Tak, to chyba dobre określenie. - Katsuki potarł swoje dłonie, próbując je rozgrzać. Już praktycznie mieli zimę, więc wychodzenie bez rękawiczek było jednak nieroztropne. - Ale jestem zdeterminowany.
- Oby twój plan się powiódł. - i właśnie w tym momencie do czarnowłosego podbiegł wielki pudel, który położył mu swoje przednie łapy na kolanach. Serce Katsukiego zabiło szybciej, wiedząc kto jest jego właścicielem. Powolutku odwrócił się, a Klara tuż po nim. Widok roztrzęsionego Rosjanina nie był częsty. Wręcz niespotykany. Jego, już nie tak błyszczące jak wcześniej, włosy tańczyły jak zagrał im wiatr. Po czerwonych z zimna policzkach łzy spływały kaskadami, a ręce, które wyjątkowo nie były trzymane w kieszeniach płaszcza, trzęsły się niekontrolowanie.
Głos Japończyka był jak najpiękniejsze kwiaty. Z samego rana były zwinięte, tylko trochę ukazując swoje idealne kolory. Dopiero z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem można było docenić jego nadzwyczajność. Był to dla Victora najpiękniejszy dźwięk na świecie.
A jednocześnie zabijał go od środka.
- Victor? - pierwsza z szoku otrząsnęła się rudowłosa, ale została całkowicie zignorowana. Błękitne, załzawione tęczówki, wpatrywały się w te ciepłe o kolorze czekolady. Jedyne co mógł z nich wyczytać to słowa przeprosin, ale nie chciał się domyślać. Chciał to usłyszeć.
- Nie wiedziałem. - udało mu się wychrypieć, bo ściśnięte gardło nie ułatwiało mu uspokojenia się. - Nie wiedziałem, że już możesz mówić. - Japończyk widząc stan mężczyzny, wstał z ławki, zaczynając do niego podchodzić. Ale z każdym jednym krokiem w przód białowłosy robił jeden w tył. - Nie wiedziałem też, że wolisz ją. - dopiero wtedy Yuuri się zatrzymał.
Starszy mężczyzna czuł jak dziura w jego sercu pochłania je całe. Tyle próbował, aby jego chłopak zaczął pokonywać swoje lęki. Tyle go namawiał, aby ten chociaż pozwolił mu pomóc. A jedyny efekt tego wszystkiego to ból jakiego nigdy poeta nie zaznał. Czuł się zdradzony pod każdym względem. Myślał, że Katsuki mu ufa, i że darzy go jakimkolwiek głębszym uczuciem.
Ale najwidoczniej się mylił. Bo skąd miał wiedzieć, że od dwóch tygodni jego chłopak siedzi dniami i nocami, aby wyjść ze swojej strefy komfortu, aby wybrać się dzisiejszego wieczoru pod jego drzwi, chcąc zakończyć ich ciche dni, dając Rosjaninowi coś równie pięknego jak dedykowany tomik wierszy. Jego zaufanie.
- Powiedz coś. - zapłakał, cały czas obserwując twarz chłopaka, która została wykrzywiona w grymasie bólu. - Nie udawaj, że nie umiesz. - podniósł swój ton głosu, zaciskając swoje dłonie w pięści. Ale odpowiedziała mu cisza. - NO TO CHOCIAŻ POWIEDZ, ŻE MNIE NIE KOCHASZ. - nagle czarnowłosy pokonał dzielący ich dystans, mocno się do niego przytulając.
Szloch Japończyka był tak głośny, że słyszała go nawet Klara, która stała kilka metrów za nimi.
Ale Victor stał bez ruchu.
Co by się stało, gdyby człowiek przestał oddychać?
Umarłby, najpierw powoli cierpiąc. Wszystkie chęci do życia by opadły, a świat nie miałby żadnego znaczenia.
Jego serce rozpadałoby się na kawałki, tak jak stłuczony, cenny wazon.
Rosjanin delikatnie wyswobodził się z uścisku Yuuriego i szybko odszedł w stronę, z której przybył, nawet nie kontrolując, czy jego pudel idzie za nim. Po prostu chciał jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu, aby upić się i chociaż na chwilę zapomnieć o tym wszystkim.
Może i było to dziecinne, niemądre.
Ale dla poety, był to jedyny ratunek.
Ratunek od powolnej śmierci.
CZYTASZ
Please Say Something //Victuuri//
FanfictionPoeta, to ktoś wrażliwy, dostrzegający piękno w małych rzeczach, pełen rozterek i nagle napływającej weny. Taki właśnie jest Victor, który pewnego dnia poznaje Japończyka będącego niemową. Czy uczucia przelane na kartkę papieru mogą być prawdziwe?