Choroba poprawnej skrajności zefira.

25 2 0
                                    

Nie mamy w sobie rządnych prawd,

w wielkiej rozkoszy pośród barw,

aż po krańce wszystkich ludzkich lat.

Nie mogę być sobą, skoro bywam "tam".


Lubimy latem tańczyć, skakać, bujać,

lecz czy mamy czarny pas, czy też nie...

Nie należy trwać, w bezbłędnym prawie

prostych, a zarazem błogich legionów.


Nie walcz w płochym gnoju przywilejów,

 bo i tak czeka na ciebie jedna przekąska.

Tak jak dawniej śpiewała skolopendra,

tak dziś robi to barwna motylica.


Ręka skacze pośród różnych paproci,

ponad różowych skał kłamstwa.

Plugawi czerwony ogród niezapominajek.

Toczy chorobę skrajności wśród płodów larw.


Męczy duszę wedle nadanych jej praw,

męczy do uporu samego diabła,

aż padnie na ziemię i umrze sam.

Śmierć da mu wyzwolenie jak i idee.


Nie ma co męczyć starych dat,

skoro wiedza ich nieskończona.

Nieskończona dopóki żyje każdy sam,

wedle własnych uśmierconych prawd.


Przyziemna lirykaWhere stories live. Discover now