Rozdział 1

8.9K 822 225
                                    

Ciepłe, lipcowe słońce rzucało swe promienie na ogromne, stare, mieniące się zielenią drzewa. Ciepłe światło wdzierało się pomiędzy liście rozłożystego dębu rosnącego swobodnie przy niewielkiej polanie oddalonej kilkaset, a może nawet więcej, metrów od jakiekolwiek cywilizacji. Jezioro, lasy oraz polany rozciągały się dookoła tworząc przyjemny dla oka krajobraz. Jednak pośród tych wszystkich hektarów tętniącej życiem natury tylko jedno miejsce było wyjątkowe. Tylko ten jeden, specyficzny dąb. Zachwycający swoją wielkością i rozłożystością. Potężny brązowy pień utrzymywał wielometrową konstrukcję, tysiące liści i gałęzi mniejszych, oraz tych większych, wyrastających po bokach pnia umożliwiając tym samym wspinanie się i chodzenie po nich. Przyjemna cisza, czyste powietrze i mnóstwo możliwości. Te nie magiczne z pozoru cechy zdecydowanie czyniły to miejsce magicznym dla trójki dzieci.

— Kto pierwszy ten lepszy! — dziecięcy krzyk, a potem uderzenie starego skrzypiącego roweru o ziemię ożywiły to bezludne miejsce tak jak prawie każdego wakacyjnego ranka.

Kolejne rowery upadły, a piski rozbrzmiały echem wśród drzew i pól. Trawa niemal świszczała pod stopami dzieci szybko biegnących w stronę drzewa.

Pierwszy z dwóch chłopców, ten z dłuższymi, brązowymi włosami które opadały mu na oczy dobiegł jako pierwszy i czym prędzej chwycił się drzewa. Znał je nawet lepiej niż własną kieszeń i dobrze wiedział gdzie następnie postawić nogę, a potem drugą by w przeciągu kilku sekund znaleźć się już na grubej gałęzi dębu i machać zwisającymi nogami w oczekiwaniu na pozostałą dwójkę. Sapał ze zmęczenia i adrenaliny.

— Szybko, szybko Di! — wrzasnął resztkami sił i z zaciekawieniem obserwował rywalizację pozostałych.

Długie, kręcone i intensywnie rude włosy skakały we wszystkie strony muskane przez powietrze kiedy z konsternacją na twarzy biegła ile sił w nogach. Jej rywal i jednocześnie jeden z najlepszych przyjaciół biegł kilka centymetrów za nią będąc nie mniej zawzięty niż ona. Krótkowłosy chłopak o oczach niemal tak samo czarnych jak jego włosy już prawie wyprzedzał rudowłosą, lecz w ostatniej chwili potknął się o własne nogi i runął na ziemię. To zadecydowało o zwycięstwie dziewczynki, która pobiegła dotknąć drzewa.

— Druga! — krzyknęła i odwróciła się zauważając co wydarzyło się po drodze. Bez zastanowienia ruszyła na pomoc leżącemu. Zwycięzca siedzący do tej pory na drzewie i szczycący się wygraną również ruszył na pomoc.

Dyl, wszystko dobrze? — spytała dziewczynka obserwując jak jej przyjaciel leżący na trawie drapie się w głowę.

— Tak, to kamień, potknąłem się o kamień... — burknął rozczarowany ostatnim miejscem w wyścigu.

— To się nie liczy, możemy powtórzyć następnym razem — odezwał się brunet wyciągając dłoń.

— Dobrze, że nogi nie złamałeś — stwierdziła Di z wyraźną ulgą. Chłopiec otrzepał się z trawy i razem ramie w ramie ruszyli w stronę dębu — wyobrażacie sobie że do końca wakacji nie mógłby włazić na drzewo? Nawet na rowerze byś nie mógł z nami jeździć!

— Ta, nawet nie mi nie mów — pokręcił głową ze skwaszoną miną.

Żadne z nich sobie tego nie wyobrażało. To była ich codzienność, nawyk, rutyna. Jedno z nich, to które mieszkało najdalej zawsze o tej samej godzinie wsiadało na rower i punktualnie zjawiało się po domem następnej osoby, a potem oboje jechali po ostatnią i w pełnym składzie wyruszali rowerami. Dokładnie do magicznego miejsca na obrzeżach miasteczka. To było tylko i wyłącznie ich magiczne miejsce.

/Cześć! Tutaj Wasza hieffy? Bałam się tego dnia, nie wiem czy ktokolwiek jeszcze tutaj jest... Jeżeli ktoś się znajdzie, to cześć, wróciłam z pomysłem, weną i chęcią. Mam nadzieję, że przyjmiecie mnie z powrotem. :)

TONĄCY STATEKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz