Rozdział 5

1.6K 251 41
                                    

— Nie możesz. Nie możesz zawładnąć moim umysłem. Nie możesz wniknąć w moje wnętrze!

Lydia głośno ziewała starając się nie zasnąć przed telewizorem podczas oglądania jakiejś przypadkowej bajki. Pozwoliła sobie na chwilę odpoczynku po posiłku ze względu na to, iż w przeciągu ostatnich wielu tygodni był to jedyny dzień, na który nie zaplanowała niczego szczególnego i zobowiązującego. Obowiązki w ostatnim czasie całkowicie ją pochłonęły sprawiając, że tygodnie upływały jej wyjątkowo szybko. Od rozpoczęcia jej naukowej kariery minęły już dwa miesiące, emocje powoli zaczynały opadać, a Lydia całkowicie wchłonęła sukcesy do swojego życia. Wszystko szło po jej myśli, układało się tak, jak to zaplanowała. Jednak w dalszym ciągu czekało ją kilka ważnych decyzji do podjęcia. Dziewczynę zarzucono wieloma propozycjami współpracy oraz staży w różnych krajach na całym świecie. Kiedy już udzieliła ogromnej liczby wywiadów i wystąpień mogła zająć się przyszłością. Dlatego też od jakiegoś czasu skupiła się na segregowaniu ofert i analizowaniu ich dobrych oraz złych stron. Edukacja w jej szkole została wstrzymana, ponieważ Lydia otrzymała specjalne stopnie naukowe, które w pewnym kryterium odpowiadały wykształceniom profesorów. Stała się jedynym w swoim rodzaju wyjątkiem, wręcz geniuszem w swojej dziedzinie.

Nagle jej telefon zawibrował. Ociężale uniosła połowę ciała z kanapy, aby sięgnąć po komórkę. Wstukała kod i ujrzała wiadomość od zastrzeżonego nadawcy. Przekonana iż prawdopodobnie ktoś z branży telewizyjnej czy naukowej próbuje nawiązać z nią kontakt odczytała wiadomość.

Od: Numer zastrzeżony
Potrzebowałem czasu, ale mam już wszystko Lydio, a niedługo będę miał ciebie. Tęskniłaś? D.

Jej serce zaczynało walić coraz mocniej z każdym kolejnym razem, kiedy od nowa rozpoczynała czytać wiadomość. Nie mogła uwierzyć w to, co widniało na ekranie jej komórki. W pewnym momencie rzuciła ją na kanapę obok siebie jakby mając nadzieję, że tak jak łatwo jest jej rzucić telefon, tak samo łatwo wiadomość zniknie z jej głowy i życia. Zastygła w bezruchu gryząc nerwowo wargę ze wzrokiem utkwionym w jednym punkcie przed sobą. Tysiące myśli jednocześnie wariowało w jej głowie, w nawet nie była tego świadoma. Nagle otworzyła szeroko oczy przypominając sobie listowną wiadomość, którą otrzymała wiele tygodni temu. Dla pewności szybko sięgnęła po telefon i jeszcze raz przeczytała zawartość sms'a. I wtedy już nie miała wątpliwości, że obie wiadomości pochodziły od jednej osoby podpisującej się literą "D". Jednak pozostało pytanie kto, dlaczego i w jakim celu kontaktuje się z nią w taki sposób.

Mężczyzna leżał na kanapie, stopy podtrzymując na stoliku do kawy. Żona zawsze krzyczała na niego gdy to robił, ale będąc w kuchni na szczęście nie mogła tego zobaczyć. Spędzał popołudnie tak samo jak zawsze. Kiedy jego żona przygotowywała posiłek z produktów, które zakupił w drodze powrotnej do domu, on odpoczywał bądź zajmował do drobnymi pracami domowymi. Nikt nie zakłócał ich codziennego spokoju do momentu, kiedy głośne kocie piśnięcie nie dotarło do ich uszu z podwórza.

— Chris, słyszysz? Shanti przyszła na obiad, wpuść ją — krzyknęła Lisbeth z kuchni. Tak jak zawsze przygotowała przysmak ich pupila oczekując aż wróci ze swojej wędrówki.

Mężczyzna zrzucił nogi ze stolika i wsadził je w kapcie. Podszedł do drzwi i otworzył je nieznacznie. W tamtym momencie ich kot zawsze wślizgiwał się do środka i najpierw ocierał o nogi mężczyzny, a potem od razu zmierzał do kuchni. Jednak minęło kilka sekund a futrzak się nie pojawił. Chris zmarszczył brwi i ze zdezorientowaniem uchylił drzwi mocniej, a to co zobaczył na wycieraczce zaparło mu dech w piersiach.

— Lise! Chodź tu szybko! — krzyknął z obrzydzeniem w głosie, a już chwilę później kobieta stanęła u jego boku.

Przed nimi, na wycieraczce, leżał ich kot. Znajdował się w kałuży własnej krwi, niemal wylewającej się strumieniem z rany na klatce piersiowej, która spowodowana była niczym innym, niż nożem wbitym w samo serce zwierzęcia. Oboje przybrali zdegustowane wyrazy twarzy.

— Czy to może być sprawka jednego z twoich wychowanków? — Lisbeth zapomniała o obrzydzeniu i diametralnie posmutniała. Naprawdę kochała tego kota, a po ostatnim niemalże takim samym incydencie mąż obiecał jej, że już nigdy żadne zwierzątko nie ucierpi z powodu jego pracy. Poczuła się zawiedziona.

— Oczywiście, że nie. Moi obecni wychowankowie nie są... aż tacy. Gwarantuję ci, że to...

— Chris, proszę cię, nie tłumacz się. Mam tego dość rozumiesz? — Lisa poczuła złość i rzuciła ścierkę pomiędzy nich na podłogę — zastanów się kolejny raz, kto już dawno powinien trafić do wariatkowa, nie wszystkim jesteś w stanie pomóc! Nie widzisz, że kot brutalnie zabity nożem na naszej wycieraczce nie jest czymś... normalnym? Och, jestem tym zmęczona Chris, nie tak to wszystko miało wyglądać, to chyba nawet jest przestępstwo! Sprzątnij to, zadzwoń po policję albo zrób co chcesz, ja mam dość.

Kobieta odwróciła się i roztrzęsiona całą sytuacją ruszyła do swojej sypialni by zamknąć się w niej i odciąć od męża. Chris już wiedział, że tą noc spędzi na kanapie w salonie, a dodatkowo czekała go dość "brudna" robota. Nie chciał kłócić się z żoną, lecz nie ważne ile razy by jej tłumaczył wciąż nie rozumiała, że Chris nie zajmuje się ludźmi naprawdę zaawansowanie chorymi psychicznie, lecz jedynie tymi, którzy potrzebują częściowo jego pomocy. Kiedyś zdarzyło się, że jeden z jego wychowanków robił naprawdę dziwne rzeczy, miał urojenia. Tak czy siak Chris już z nim nie współpracował, chociaż chciał. I tu rodziła się przyczyna wielu kłótni w tym właśnie małżeństwie. Mężczyzna kochał swoją pracę, a w szczególności pomaganie ludziom. Nic nie dopełniało go tak jak obserwowanie jak jego pacjenci właściwie powoli układają swoje życie i co najważniejsze myśli. Każdy z osobna był inny, czuł lęk przed czymś innym, miał w głowie kompletnie coś innego. I to właśnie kochał Chris, odkrywanie czyjegoś umysłu i błędu, który tam zalęga, a następnie zwalczanie go. Nie widział siebie w żadnym innym zawodzie na świecie. Tylko to uszczęśliwiało go w życiu, oraz oczywiście jego żona. Niestety te dwie cenne sprawy nie chciały się wzajemnie tolerować.

TONĄCY STATEKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz