Na zewnątrz było już ciemno. Pojedynczy przechodnie przemykali po chodniku. Zapach spalin unosił się w powietrzu. Taurri zarzucił torbę na plecy i spokojnym krokiem ruszył. Nie miał samochodu, taksówka tez nie wchodziła w grę. Lubił chodzić uspokajało go to. Tym bardziej ze nocą miasto wyglądało naprawdę przyjemnie. Buczące co jakichś czas rozstawione sodowe lampy rozświetlały chodnik pomarańczowym światłem. Błyskające szyldy sklepów nadawały swoisty klimat. Po przejściu parunastu przecznic skręcił w malutką ciemna uliczkę. Była pusta, jedynie stojący na końcu śmietnik oparty o jedną ze ścian. Podszedł do niego i jednym pchnięciem nogi przepchną o jakieś dwa metry. Śmietnik skrywał pod sobą właz do ścieków. Przykląkł i poszukał na żeliwnej pokrywie narredzkich run. Nie musiał długo szukać. W emblemat miasta wrysowany był pokraczny trójkąt królestwa Ordowu. Wcale nie cieszyła go myśl na spotkanie z Ordowijczykami. Z resztą spotkanie z kimkolwiek innym to również bardziej obowiązek niż przyjemność. Poderwał w górę żeliwną klapę. Spojrzał w głąb szybu, potem w niebo. Chociaż nie lubił dni na powierzchni przypadły mu do gustu noce rozświetlone przez ugwieżdżony nieboskłon. Tam gdzie zmierzał nie zobaczy gwiazd. Czeka go tam mrok i klaustrofobiczne korytarze. Wziął ostatni głęboki wdech świeżego powietrza i zaczął schodzić w dół po wbetonowanej drabince. Dość głęboki szyb kończył się urwaną drabiną, niżej można było już tylko spaść. Taka zmyłka dla ewentualnych ludzkich eksploratorów miejskich kanałów. Tauri odwrócił się przytrzymując się jedną ręką. Wyszukał na śliskich cegłach charakterystycznych wypustek. Pod naciskiem jego pięści cegła poddała się i nieznacznie wsunęła. Uruchomiło to mechanizm który zadziwiająco cicho rozsunął cegły na boki. Otworzył się przed nim wąski korytarz. Nienawidził tych ukrytych bocznych wejść. We wszystkich czuł się jak sardynka w puszce. To był jeden z tych momentów kiedy jego postura bardziej przeszkadzała niż pomagała. Czekała go teraz długa droga krętymi korytarzami cały czas prowadzącymi w dół. Monotonna droga nakłaniała do rozmyślań. Nie wspominał zbyt dobrze ostatniej wizyty w stolicy. Już widział te spojrzenia pełne pogardy i zawiści. Choć minęło już prawie czterdzieści lat od niefortunnego buntu Narredczycy wciąż pamiętają kto ich zawiódł. W ich oczach jest nikim innym niż zwykłym zdrajcą i kolaborantem. Poczucie winy już dawno zmieniło się w obojętność wobec tych którzy rozpamiętują dawne czasy. Ujął w ręce wiszące na szyi dwa kły. Jego wyrwane kły, symbol poddaństwa Radzie. Zacisnął mocno pięść przez chwile chcąc zerwać je i wyrzucić. Odciąć się od przeszłości. Zacząć wszystko od początku. Wiedział jednak że nie może, nie ucieknie od tego. Znajdą go choćby zaszył się na drugim krańcu świata. Miał dla kogo żyć, tylko to sprawiało, że trwał. Pobłyskujące na końcu korytarza mgliste światło przerwało rozmyślania Tauriego. Podchodząc bliżej zobaczył stalowe odrzwia zasłonięte przyrdzewiałą siatką. Obok w wgłębieniu siedziała zakapturzona postać. Mgliste światło pochodziło od przykurzonej jarzeniowej lampy. Postać drgnęła dopiero kiedy był kilka metrów do wejścia. Nieznajomy niemal podskoczył. Pomimo swojej nieskromnej postury podróżnik potrafił skradać się jak dziki kot.
-Co?! Czego tu szukasz?- krzyknął odkrywając twarz i przyglądając się strażnik. Był jednym z Reppaków. Pracowitej ale nie szczycącej się zbytnią inteligencją rasą. W Narredzkiej hierarchii nie klasował się za wysoko. Choć i tak nad Taurim. Podszedł bliżej i poruszając swoimi nieco świńskimi nozdrzami oglądał przybysza. Narredczycy wychodzący na górę zawsze starali się upodobnić do ludzi. Zgolona sierść z twarzy, uszu, szyi i dłoni. Nierzadko bywało, że zakładali różne implanty czy to zębów czy też części twarzy nadmiernie innej od ludzkich. Soczewki na oczach nie miały tylko kosmetycznego zastosowania, ale też ograniczały rażące światło nienawykłych do słońca źrenic mieszkańców podziemi. Strażnik nie miał trudnego zadania bo pomimo starań maskowanie nie dawało rady ukryć nieludzkich cech wielkoluda. Jego wzrok przykuł wywleczony spod koszuli naszyjnik z zębami. Inteligencją nie grzeszył, ale znał znaczenie tego swoistego piętna. Odsunął się kilka kroków. Stanął na baczność przybierając formalny ton powiedział.
-Lewor Kontunon* - po czym wykonał narredzki gest powitalny. Uderzenie prawą ręką zaciśniętą w pięść o lewy bark.
-Lewor Gwaron*-odpowiedział równie formalnie lecz z nutą niechęci. Pomimo, że do powitań używano Staronarredzkiego. To do codziennej komunikacji przyjął się powszechny Kejnenski.
-Przechodził tędy ostatnio jakiś Gnungen?- zapytał Tauri.
-A no szedł. Jakieś cztery zomy* temu. Taki jakichś wystraszony i wredny był, ale u nich to normalne, nie hehe.- chrząknął i splunął na ziemię.- Tylko się spytać przyszedłeś czy zjeżdżasz na dół?-
-Zjeżdżam- Przeszedł przez osłonięte siatką wejście. Za nim znajdował się kolejny szyb. Tym razem jednak zaopatrzony w windę. Już chciał do niej wchodzić kiedy usłyszał głos stojącego za nim Reppaka.
-Opłaca się tak radzie poddać? Mówio, że nieźle na tym interesie wyszłeś. Może mnie też byś tako posadkę załatwił. Zembów mi nie wyrwio, bo już same wyleciały.- Jego szeroki szyderczy uśmiech ukazywał sczerniałe zęby. Kiedyś Tauri zareagował by na takie przygadywanie. Jednak po latach szydzenia poprostu je ignorował. Wsiadł do windy i pociągnął za dźwignie. Winda powoli ruszyła w dół. Zapadła ciemność. Jeszcze przez chwile słyszał śmiech i obelgi rzucone w jego stronę przez strażnika. Zapadła ciemność. Opadał coraz szybciej. Zwiększające się ciśnienie dawało miłe uczucie. Organizmy Nareddczyków przystosowały się do życia głęboko pod ziemią do tego stopnia że jakby którychś wyszedł bez wcześniejszych treningów mógł by nawet zginąć. Kilkaset metrów niżej w ciemności zaczęły się pojawiać przebłyski delikatnego zielonkawego światła to Morlity. Kryształy, którymi żywią się bakterie efektem czego jest produkcja przez nie światła. Powoli rozświetlały całe ściany. Winda z lekkim łupnięciem o amortyzujące sprężyny zatrzymała się na dnie szybu. Przed przybyszem pokazała się ogromna metaliczna brama pokryta runami i płaskorzeźbami. Nad nią wykuty był w skale runiczny napis "LOOR MESA ORDOW" . Znaczący nic innego jak Loor stolica Królestwa Ordowu. Tauri podszedł do bramy wolnym krokiem. Ostatni raz kiedy przed nią stał był przywódcą rebelii. Wchodził do miasta jak król, jako wybawiciel niemal czczony przez wszystkich. Teraz chciał tylko żeby nikt go nie poznał. Wiedział jednak że to niemal niemożliwe. Głośno westchnął i otworzył drzwi znajdujące się w bramie za którymi znajdowało się tętniące życiem miasto.
Lewor Kontunon - Po staronarredzku "witaj podróżniku"
Lewor Gwaron - "witaj strażniku"
Zom- jednostka czasu odpowiednik doby też trwający 24 godziny.
CZYTASZ
Potęga Watahy
FantasyŚwiat nie zawsze jest taki na jaki wygląda. Przez wieki ludzie podbijali nowe terytoria, dokonywali odkryć uważali się za panów i jedynych pretendentów do władania ziemią. Nie wiedzieli jednak, że nie są tak wyjątkowi za jakich się uważają. Ró...