Niedzielne popołudnie jak zawsze spędziłam w... supermarkecie! Moja mama za każdym razem odkładała zakupy na właśnie ten dzień, a kiedy on przychodził, była nagle bardzo zajęta. Takim oto sposobem rutyną stało się to, że zakupy robiłam ja. Nie opiszę wam jednak mojej przygody podczas zakupów bo to zbędne. Opiszę wam to, co działo się po zapłaceniu za cały kosz z zapasem jedzenia, który miał starczyć na tydzień. Można powiedzieć, że był to jeden z wielu przełomowych momentów w moim życiu. Kto by pomyślał, że był nim mały chłopiec spotkany na jednej z ławek przed kasami.
W supermarkecie, który równie dobrze można było nazwać centrum handlowym, ze względu na sklepy, które znajdowały się przed salą głównego marketu, jak zawsze w niedziele panował gwar. Ludzie przychodzili nie tylko po zakupy, ale też aby pooglądać sklepowe wystawy, albo po prostu się najeść. Wśród tego całego zamieszania, z trudem zobaczyłam małego chłopca. Miał około siedmiu lat, ale nie to przykuło moją uwagę. Siedział sam, cały zapłakany na ławce. Nie wiem co się ze mną działo kiedy postanowiłam podjechać wózkiem w jego stronę. Może to wczorajsza rada Ashtona, ta o pewności siebie sprawiła mój nagły przypływ pomocy i dobroci. Mówił, żebym kierowała się rozsądkiem, a ten podpowiadał abym zapytała chłopca co się stało i zaoferowała pomoc. Tylko od kiedy ja tak zaciekle słuchałam Irwina? W tym samym czasie kiedy szłam do chłopca przypomniała mi się wczorajsza sytuacja. W co ja się wpakowałam?
Kiedy stałam już praktycznie przy chłopcu, podeszła do niego pewna kobieta z dzieckiem. Odwróciłam się z myślą, że to jego matka. Po chwili kobieta minęła mnie idąc bez chłopca, więc szybko skierowałam wzrok na miejsce, które jeszcze przed chwilą obserwowałam. Młodzieniec nadal siedział na ławce, tym razem obejmując głowę kolanami. Niewiele myśląc przysiadłam się koło niego. Z początku mnie nie zauważył. Przez to, że twarz miał schowaną a jego płacz był dosyć głośny, nie usłyszał mnie. Postanowiłam chrząknąć aby zwrócić uwagę chłopaka. Za pierwszym razem się nie udało, więc próbowałam znowu i znowu. Po chwili chłopczyk odwrócił się. Mogłam wtedy dostrzec jak uśmiecha się przez łzy.
- Brzmisz jak świnka z mojej ulubionej bajki. - otworzyłam szerzej oczy na jego słowa.
- Okej. - wydukałam.
- Masz coś może do jedzenia? Jestem bardzo głodny. - powiedział, po czym złapał się za brzuch.
- Taa, pewnie. Możesz sobie coś wziąć. - wskazałam na wózek pełny jedzenia.
Chłopak grzebał chwilę w koszu bez żadnego skrępowania. Po chwili wyjął moje ulubione płatki, mianowicie cini minis. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a potem zrobił wielkie oczy niczym kot ze Shreka.
- O nie kolego. To była ostatnia paczka, którą wywalczyłam krwią i blizną z jakąś pięcioletnią dziewczynką, musisz zadowolić się bułką albo czymś innym z tego wózka.
- Proszę. Tak ładnie proszę.
- Absolutnie nie. - zaśmiałam się, ponieważ przypominałam małą dziewczynkę z przedszkola.
- Mam dzisiaj urodziny! - odparł robiąc jeszcze większe oczy.
- Dobra dawaj tu te płatki. -odpuściłam na co ten ładnie się uśmiechnął. Cały czas zastanawiało mnie to jak szybko udało mi się, przekonać do siebie małego chłopca. Moja styczność z dziećmi była raczej równa zeru.
Zajadaliśmy się w najlepsze. Mój nowo poznany towarzysz zdradził mi swoje imię oraz oznajmił dlaczego znajduje się sam w sklepie. Naprawdę miał urodziny i przyszedł tu do brata, który po pracy w restauracji miał dać mu jakąś niespodziankę. Niestety godziny pracy nieco się przedłużyły, a chłopiec miał czekać właśnie w tym miejscu. Harry, bo tak miał na imię, opowiadał mi właśnie o bajce, która ostatnio go zafascynowała. Okazało się jednak, że ja miałam więcej do powiedzenia na jej temat niż siedmiolatek. Bardzo go to rozbawiło.
- Mój brat miał rację. Nastolatkowie są dziwni. Nawet bardzo dziwni.
- Och dziękuję. - powiedziałam, wywracając oczami, na co Harry znów się zaśmiał. - A brat nie mówił ci, że nie wolno rozmawiać z nieznajomymi, co gorsza, brać od nich jedzenie? –zapytałam z poważną miną na co trochę się speszył.
- Wydajesz się bardzo fajna. - wzruszył ramionami.
- Jesteś słodki Harry. – wypowiedziałam na co on zabawnie poruszył brwiami. Dosłownie.
Zaraz potem dostałam sms'a od mamy. Sprawdziłam godzinę i nie mogłam uwierzyć. Siedziałam z chłopcem na ławce, prawie dwie godziny! W wiadomości mama napisała mi gdzie się podziewam. Uznałam to za dobry moment, żeby wrócić do domu.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego koleżko. Ja muszę się już zbierać.
- Nie zostaniesz jeszcze chwilę? Zaraz przyjdzie mój brat, poznacie się.
- Nie, nie. Naprawdę muszę już iść.
- Dobrze. Do zobaczenia Fray!
- Pa, Harry.
Po pożegnaniu się z chłopcem odjechałam z wózkiem na niewielką odległość. Spostrzegłam moje niezawiązane buty i schyliłam się aby je zasznurować. Podczas tej czynności przypomniało mi się, o jak wielu sprawach zapomniałam. Jutro poniedziałek, co przynosi spotkanie się z Ashtonem, Robertem czy Yo, którą muszę zapytać o Caluma. Czekało mnie tyle, niekoniecznie dobrych, wrażeń, że aż zapomniałam o nieodrobionych lekcjach i kartkówkach przewidywanych na jutro.Jak ja chciałabym cofnąć się do czasu kiedy miałam 7 lat... Zawiązałam buty i spojrzałam na Harry'ego, z którym przed chwilą rozmawiałam. Po chwili podszedł do niego starszy chłopak w czarnej bluzie. Zmierzwił temu młodszemu włosy i uśmiechnął się szeroko. Młodszy wtulił się w niego i ściągnął kaptur z jego głowy.Doskonale rozpoznałam chłopaka. Był to nikt inny jak Ashton Irwin. Nie mogłam uwierzyć, temu co właśnie zobaczyłam. Bracia wymienili parę zdań i znów się przytulili.Było to bardzo urocze. Jednak szybko musiałam zareagować. Młodszy Irwin,prawdopodobnie zauważył mnie wpatrującą się w nich i wskazał palcem w moją stronę. Był to chyba znak dla Ashtona, dlatego nie oglądając się za siebie, ruszyłam w stronę wyjścia.
CZYTASZ
Breakthrough a.i.
FanficPrawda była taka, że nigdy nie wchodzili sobie w drogę. Znali swoje nazwiska, bez problemu poznaliby się na ulicy, lecz cała reszta wiedzy na swój temat, była oparta jedynie na stereotypach. Jednak każdy doznaje przełomu. Momentu, chwili, która potr...