Rozdział 2

1.4K 48 1
                                    

TAK.

Osunęłam się luźno na fotel.

W końcu skończyłam uzupełniać te głupie papiery.

Nagle ktoś zapukał do drzwi.

Poprawiłam się szybko na siedzeniu.

- Proszę. - Mój głos rozchodzi się po pomieszczeniu.

Do mojego biura weszła Annabell, moja prawa ręka w sprawach państwowych i asystentka.

- Carly przyszły dokumenty z fundacji, które musisz uzupełnić. - Postawiła przeć mną na biurku 10 cm stosik papieru.

Podnoszę na nią oczy z wzrokiem jakbym miała się za chwilę rozpłakać.

- Przykro mi, ale te dokumenty mają być uzupełnione na jutro. - Widziałam w jej oczach współczucie.

- Powiedz mi, że to jakiś żart. - Powiedziałam błagalnie. - Właśnie miałam iść do dzieci. 

- Jeśli chcesz to mogę ci pomóc. Będzie szybciej. Ja będę wypełniać, a ty tylko podpiszesz. 

- Boże kobieto z nieba mi spadasz.

Zaśmiałyśmy się.

Ann siada na krześle znajdującym się po przeciwnej stronie biurka i zabieramy się do pracy.

Po jakiś 30 minutach w końcu skończyłyśmy.

- Nareszcie. - Ucieszyła się Ann. - Zdecydowanie wolę przynosić ci papiery, a nie je uzupełniać.

- Witam w moim świecie.

- Dobrze, to chodźmy już do dzieci.

W stałyśmy i ponownie usłyszałam pukanie do drzwi.

- Jeśli tym razem znowu to będzie ktoś z jakimiś dokumentami to ma zagwarantowane tygodniowy pobyt w lochach.

Podeszłam i otworzyłam drzwi, a po ich drugiej stronie stał ktoś z wielkim bukietem czerwonych róż. 

Nie widziałam zza kwiatów twarzy mojego gościa, ale mogłam się domyśleć kto to.

- Znowu? To już trzeci raz w tym tygodniu. - Stwierdziłam z nudą w głosie. 

- Najwyraźniej masz jakiegoś cichego wielbiciela. - Jacob wręczył mi ogromny bukiet, dzięki czemu w końcu mogłam zobaczyć jego uśmiechniętą, jak zwykle, twarz.  

On i Jasper byli do siebie bardzo podobni, jak to bracia.

Muszę przyznać, że to dość dziwna sprawa z tym wielbicielem.

Od miesiąca ktoś przesyła mi czerwone róże.

Na samym początku byłam pewna, że to od Miliana, chociaż mój mąż zawsze dawał mi Błękitne róże, a nie czerwone.

Ale on są mi powiedział, że to nie od niego i że to pewnie jakich poddany i ze mam się tym nie przejmować.

Wstawiłam kwiaty do wazonu, obruciłam się w stronę drzwi i uśmiechnęłam sie pod nosem.

Mój gwardzista i Annabell patrzą na siebie jakby poza nimi świata nie było. 

Szczerze, nie dziwie im się, że gdy tylko są choć przez chwilę z sobą razem próbują nacieszyć się sobą nawzajem, przez co czuje się trochę winna.

Jacob przez cały dzień mnie pilnuje, a Ann zajmuje się moimi sprawami.

Rozwalam im trochę małżeństwo, a mają dwójkę małych dzieci, które potrzebują rodziców. 

Przeznaczenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz