Things we lost in the fire

388 38 23
                                    


- Wiesz co Bellamy, chyba lepiej Ci bez tej brody - nagle odezwała się z tylniego siedzenia Madi.

- Madi! - upomniała ją Clarke.

- No co, na Twoich rysunkach wygląda na przystojniejszego!

- Co ty mówisz? Naprawdę? - zapytał się Bellamy przeglądając się w lusterku samochodowym.

- Clarke, a ty jak uważasz?- zwrócił się z figlarskim uśmiechem do kobiety, która prowadziła pojazd.

- Madi ma trochę racji. Ta broda zasłania Ci, twoje urocze piegi - odpowiedziała mu z pokornym wyrazem twarzy.

- Co ty nie powiesz - zaczął się z nią droczyć Blake.

Dojechali do obozu.

Jakie było zdziwienie pozostałych, że Bellamy wrócił z obstawą. I to jeszcze jaką. Wszyscy podeszli zainteresowani bliżej samochodu. Z niego wyszedł Bellamy szczerząc się od ucha do ucha. Podszedł do drzwi i otworzył je Clarke oraz Madi.

- O mój boże

- Przecież to niemożliwe....

- Jakim cudem!

- Clarke?!

Wszyscy zaniemówili. Niektórzy nawet mieli łzy w oczach. Każdy był jej cholernie wdzięczny za to co dla nich zrobiła. Była gotowa poświęcić swoje własne życie dla nich. Była ich prawdziwą bohaterką.

- No hej - pomachała im nieśmiało Clarke.

W tej chwili każdy do niej podbiegł i ją uściskał przyjaźnie, a ta nareszcie poczuła, że jest w domu.

***

Rozmawiali przez bardzo długi czas. Clarke opowiedziała im w jaki sposób udało jej się przeżyć, o tym jak znalazła Madi oraz co się stało z bunkrem. Oczywiście Madi wrzuciła do swoje trzy grosze do całej tej historii. Oni natomiast zaczęli jej opowiadać jak spędzili czas na Arce oraz jak teraz wygląda kosmos.

Clarke zdążyła już kilka razy wyłapać jakieś sekretne uśmieszki, słowa czy gesty, o których nie miała pojęcia co znaczą. Bolał ją fakt, że rozstali się na tak długi czas. Ona ich teraz praktycznie nie znała. Każdy się tak bardzo zmienił.

Monty i Harper zachowują się jak stare małżeństwo, Raven spoważniała i była silniejsza niż kiedykolwiek. Murphy wydoroślał i stał się ojcem. Echo była zupełnie inną osobą. Bellamy był rozsądny i poukładany, a Emori nie żyła. Tyle ją ominęło. Żałowała tego tak bardzo, że nie zmieniała się razem z nimi. Ale dzięki temu poznała Madi, a ona jest teraz dla niej najważniejsza.

***

Nastała noc, a zza chmur wyszły gwiazdy.

- My już chyba będziemy iść się kłaść - powiedziała Harper, kierując wzrok do Azjaty.

- Tak tak, już idę słońce - odpowiedział jej Monty.

- Ja już też się będę zbierać, muszę pójść zobaczyć jak się czuje Rose - odparł Murphy.

- Ja również będę szła spać - stwierdziła Echo.

- A ty kochanie, idziesz? - dodała zwracając się w stronę Bellamiego.

„Kochanie? K o c h a n i e???" - pomyślała zdezorientowana Clarke.

Echo podała mu rękę. Ten się mocno skrępował. Nie powiedział jeszcze Clarke o tym, że z nią jest. Jego emocje były takie zmieszane. Sam chciał na początku ustalić co czuje.

- Zaraz do Ciebie dołączę - odparł skromnie puszczając jej dłoń.

Ona odeszła a zaraz po niej poszła Raven. Clarke została sama z Bellamy'm.

I wtedy do nie dotarło. To nie był j e j Bellamy. To była obca osoba, która go przypominała. Oni wszyscy wyglądali znajomo, ale w rzeczywistości byli jej obcy. Nie znała ich. Teraz to ona była ziemianką, a oni przybyszami z kosmosu. Nie było już tak jak kiedyś. Musiała ich wszystkich od nowa poznać.

- Czyli... Ty i Echo? - słowa te ledwo przeszły jej przez gardło.

- Jak widać... - odparł patrząc się w ślepy punkt przed sobą.

Bellamy był innym człowiekiem, ale wciąż czuła do niego przywiązanie. Wierzyła, że w głębi serca on wciąż jest jej bratnią duszą. Ale teraz on ma Echo.

„Może to i lepiej? Nie zaboli mnie to, że tak bardzo się od siebie różnimy." - próbowała siebie okłamać. Ale to ją bolało. Bardzo.

Bellamy poczuł się podle. Nie dość, że ją zostawił, a ona żyła tutaj sama z Madi przez sześć lat to teraz jeszcze czuje się tutaj obca. A kiedy popatrzył na nią mówiąc „jak widać" serce pękło mu na kawałki. Dobrze znał ten wzrok. Miał taki sam za każdym razem kiedy Clarke była z Finnem, gdy patrzył na nią kiedy mówiła o Lexie czy nawet kiedy kręciła się przy niej ta blond ziemianka. Nie wiedział co ma jej odpowiedzieć. Sam musiał na początku ustalić co on czuje. Próbował to odłożyć w czasie, ale wiedział, że niedługo będzie musiał temu stawić czoła.

- Clarke - nie zdążył dokończyć, kobieta mu przerwała:

- Jest już późno, pójdę już. Tak czy siak muszę wrócić do Madi.

- Ale...

- Dobranoc Blake.

„Blake". Zabrzmiało to tak bardzo ostro i chłodnie.

- Dobranoc Clarke, miłych snów- odpowiedział jej najmilej jak tylko mógł.

Clarke podniosła się z ziemi i odeszła zostawiając za sobą Bellamiego w rozsypce.

Shooting stars [PL]Where stories live. Discover now