Polska, Litwa, Rosja;uznajmy, że zalicza się do LietPola;Feelsy totalnie
Polsce przywrócił świadomość dobrze znany głos. Powoli spojrzał przed siebie jeszcze nie do końca kontaktując. Liet?
- Polsko! Obudź się! Obudź się! - Feliks otworzył szerzej oczy. Toris oddalał się z każdym krokiem, ciągnięty przez Rosje.
- Pomóż mi! Prosze! - Litwa wyciągnął rękę w jego stronę z przerażeniem na twarzy. Nie chciał go opuszczać! Nie teraz! Potrzebuje go! Przecież nie zostawi tu przyjaciela na samotną śmierć!
Blondyn chciał wstać i pobiec w jego kierunku. Walczyć z Ivanem byle tylko zostawił bruneta w spokoju. Ale nie mógł... ból przeszywał jego ciało. Nie chciał pokazywać tej rany Torisowi, więc co miał zrobić?... musiał podjąć szybką decyzje. Póki ma czas, póki widzą siebie nawzajem!
- Haha! Powinieneś zobaczyć swoją minę! Jest totalnie genialna! - zaśmiał się Feliks, podpierając się łokciami i machając nogami. Ten śmiech... ten uśmiech... wydawał się taki prawdziwy i zabolał ich obydwu. Tak potwornym bólem... Ale kogo bardziej?
Litwa czuł się zdradzony. Jego najlepszy przyjaciel... wyśmiał go? Ale czemu? Bo potrzebował pomocy? Te wszystkie lata były jednym wielkim kłamstwem?! Każde miłe słowo było tylko po to, aby uśpić jego czujność?! Rzeczpospolita właśnie śmiał się w najlepsze choć jeszcze chwile temu jego oddech był bliski końca! Więc to tak wyglądała prawdziwa twarz Feliksa? Więc jest na prawdę tym zadufanym w sobie dupkiem, który nie zważa na nikogo innego?! Przez te wszystkie stulecia Toris wierzył, że to tylko maska, za którą ukrywa prawdziwego siebie... ale nie. Teraz dostał ostateczny wgląd na sprawe. On blondyna nie obchodził. Zresztą, od samego początku obaj byli przeciwni temu sojuszu! Został podpisany tylko ze względu na sytuacje. Dlaczego mieli by martwić się o siebie?! Tu chodziło tylko o dobra materialne! Słowa, czyny, wszystko! Chodziło tylko i wyłącznie o korzyści!... korzyści... korzyści z ich wspaniałej przyjaźni...- Polsko? Hej, Polsko! Gdzie jesteś? - Toris chodził po polu szukając towarzysza. Słońce zaczynało zachodzić i mogli wrócić do zamku na zasłużony odpoczynek - Możemy już wrócić! Polsko, prosze nie chowaj się! - Litwa ewidentnie wolałby, by zboże, w którym błądził było już ścięte. Nie tylko dlatego, że chciał mieć to już za sobą, ale i po to, by móc szybciej znaleźć Rzeczpospolitą. Nie chciał wracać samemu, bo blondyn uciekł gdzieś w zaciszne miejsce. Brunet rozglądał się do okoła i gdy chciał udać się w inne miejsce do szukania, usłyszał szelest i poczuł jak coś z dużą siłą go popycha na bok. Wrzasnął zaskoczony oraz przerażony jednocześnie, po czym upadł twardo na ziemie. Jęknął obolały. Spojrzał co spowodowało to niefortu... ten zaplanowany atak z zaskoczenia.
- Totalnie cie mam! - uśmiechnął się Polska, obajmując Torisa w pasie. Włosy miał potargane i pełne resztek zboża, a na nich wianek z maków i irysów.
- Heh... - Litwa zaśmiał się nerwowo i podparł łokciami - Polsko, błagam, jak masz masz mnie przewalać to może w bardziej miękkie miejsce, co? - spytał odwzajemniając wyraz twarzy towarzysza
- Ile razy mam ci mówić? Jestem Feliks, a nie żaden pan per Polska... - znaczy był, ale dla innych krajów - Ja będę ci mówił Liet, a ty mi po imieniu, zgoda? - popatrzył na niego, podnosząc się do siadu
- No... naprawdę mogę ci mówić po imieniu?
- Przecież mamy być tak jakby przyjaciółmi! Przyjaciele mówią sobie po imieniu! - "przyjaciółmi"? On naprawdę chciał zostać jego przyjacielem? Ale takim prawdziwym?
- Dobra, Feliksie...
- Pięknie! - powiedział zadowolony Feliks. Zdjął swój wianek i położył go na głowie bruneta - Oto twoja nagroda! A teraz chodź! - wstał i pomógł towarzyszowi zrobić to samo.Skoro wtedy wyciągnął ręke do niego, czemu teraz on nie może?...
- Oto moja nagroda... - brunet szepnął najciszej jak mógł ze łzami w oczach, zwyczajnie się poddał sile Rosji i szedł za nim już nie protestując. Polska okazał się zdrajcą i nic na to nie mógł poradzić. Serce chciało przy nim być i przechodziło żałobe, a rozum krzyczał by zginął w tym śniegu samotnie, hucznie świętując.
Polska czuł pożądne ukłucie w sercu, sumienie go gryzło, a w głowie wyzywał siebie od najgorszych, choć na twarzy widniał uśmiech. Nie chciał martwić Litwy. Zwłaszcza teraz. Wolał by go znienawidził niż by ciągle trwał w świadomości, iż coś mu jest i, że mogło to być ich ostatnie spotkanie... choć i tak teraz było. Liet wreszcie zniknął mu z oczu. Wreszcie... tak... Toris wreszcie zniknął... szczęśliwy wyraz przeobraził się w pełen żalu i smutku, kiedy uświadomił sobie do czego doprowadził i jakie są takiego skutki. Stracił jedyną osobe, której mógł pokazać kim naprawdę jest, której mógł się wyżalić ze wszystkiego. Łzy zaczęły spływać mu po policzlach i zaczął cicho łkać ukryty w swoich ramionach.
- Liet... ja tak bardzo... tak bardzo cie przepraszam!... - szeptał - Przepraszam... Liet! - było mu tak zimno... nie tylko na zewnątrz, ale i w środku. Czuł tak ogromną strate. Dla kogo ma teraz żyć? Jęknął, gdy ostrożnie przewrócił się na bok. Chciał sprawdzić rane... nie. Chciał zobaczyć jak umiera. Umiera w samotności. Cieszył się. Był tak cholernie zadowolony, że opuści ten świat tu i teraz! Skulił się nieco. Miał ochotę już zniknąć. Śnieg wokół niego powli zmieniał barwe na czerwoną tak samo jak mundur. Zamknął zapłakane oczy i czekał na śmierć. Chciałby umierać w męczarniach. Chciałby odkupić tą wine! Chciałby...
- Litwo... wróć. Prosze... - żałował. Żałował, że nie czuje jego obecności. Nie słyszy jego oddechu - Boje sie... - szeptał i jeszcze bardziej się skulił. Nie obchodził go ten przeklęty ból, obchodził go brunet. Zwrócił głowe w stronę, gdzie po raz ostatni go widział. Jego przerażone oczy. Słyszał jego błaganie, oh Liet, dlaczego musiał być takim dupkiem do samego końca?! Liet, błagam wybacz mi to wszystko! Ja chce twojego szczęścia! Tak bardzo cię przepraszam! Liet!
Syknął z bólu. Nawet nie był świadom, że właśnie przebrnął kilka centymetrów. Wściekły na siebie uderzył w miejsce, gdzie krwawił z całą siłą jaka mu pozostała. Przeszył go jeszcze większy ból, ale sam tego chciał. Chciał umierać w tych pieprzonych męczarniach! Był tak wkurzony. Tak zły. Teraz po prostu leżał i czekał na śmierć. Wpatrywał się w pustą i cichą przestrzeń. Obserwował jak śnieżynki powoli dołączają do białej pościeli, którą to on barwił na kolor szkarłatu. Czy to długie oczekiwnie to właśnie jego kara? Za życie? Za uczynki? Za postępowanie? Za zachowanie? Za słownictwo? Za te głupie żarty? Za picie? Za pogaństwo? Za co?! Za to co Mu zrobił?... powoli przestawał płakać. Ten ogromny ból... nie fizyczny. Psychiczny. Czuł się taki opuszczony... taki samotny... nie miał nikogo. Ten świat jest okrutny jak on sam.
Czy dobrze zrobił? Może jednak powinien był Go ratować? Może mógł chociaż próbować? A gdyby się dowiedział? Dowiedział, że powoli obok niego umierał?... Gdyby mu powiedział, gdyby pokazał? Czy to cokolwiek by zmieniło po za utrzymaniem przyjaźni?
Nie... postąpił według tego co według niego wyrządzi mniejsze zło. Teraz nie będzie po nim tęsknił. Teraz wyrzuci go z pamięci. Teraz będzie żył według nowych zasad! Teraz... nie będzie miał... dla... kogo... Feliks wział najgłębszy oddech na jaki był w stanie. Otworzył szerzej oczy, a po policzku spłynęła mu ostatnia łza.
Nie. Nie chciał... umierać!... Liet!.. on przecież... cze...----
Ugh, nawet nie wiecie ile tu kombinowałam, żeby wyszło jak najdłuższe i jak najbardziej smutne. To miał być wyciskacz feelsów, ale czy wyszło to wy musicie zdecydować, więc proszę o waszą opinie w komentarzach, jeśli macie taką ochote.- Alfie
CZYTASZ
Hetashoty
Random"one-shoty"... Dobra, bądźmy szczerzy to opowiadania, których nie chcemy umieszczać jako osobne książki, bo mają za mało rozdziałów na takie miano osobnej knigi. Uwaga! Tu jest dużo LietPola. Ale szczęście nie samego samego LietPola. Inne shipy i rz...