Rozdział 2

36 4 1
                                    

Cieśnina Surigao, Filipiny, 24 października 1944 roku

Tej nocy nikt z załogi Mogami nie spał. Asystent oficera nawigacyjnego, chorąży Takuro Iwahara też. Leżał na najwyższym piętrze trzypiętrowego łóżka w kajucie, którą dzielił z pięcioma innymi chorążymi i kadetami. Dokładnie półtora roku temu opuścił rodzinne Tamsui. W tym czasie zdążył odbyć szkolenie, ukończyć dodatkowy kurs nawigacyjny, a nawet przejść chrzest bojowy. Było to w okolicy Marianów. Niszczyciel, na którym odbywał praktykę, nadział się na amerykański okręt podwodny, idący w wynurzeniu. Wróg próbował uciekać, ale ogień z dział ciężko uszkodził jego kadłub i zmusił Amerykanów do poddania się. Kika tygodni temu dostał przydział na ciężki krążownik Mogami. Mogami został niedawno przebudowany - zlikwidowano rufowe działa, a zamiast nich wstawiono pokład startowy dla kilkunastu wodnosamolotów. Minęły cztery dni od kiedy 20 października opuścili Brunei i pożeglowali w składzie zespołu prowadzonego przez admirała Shoji Nishimurę w kierunku Filipin. Trzydzieści pięć mil za nimi płynął mniejszy, pomocniczy zespół admirała Shimy. Nikt, poza starszymi oficerami, nie wiedział, dokąd właściwie płyną. Wczoraj w południe zwołano apel załogi na, opróżnionym z odesłanych na Mindoro wodnosamolotów, rufowym pokładzie. Dowódca-kapitan Toma Ryo mówił, że Amerykanie szykują się do zajęcia Filipin, a zadaniem zespołu jest przeszkodzenie im w tym. Czyli w sumie nie dowiedzieli się więcej niż z gazet, które czytali w Brunei. Mimo braku jakichkolwiek nowych wiadomości, z każdą godziną krążownik coraz bardziej huczał od plotek. Takuro, jako najniższy stopniem oficer pionu nawigacji, a przy tym człowiek o wyjątkowo braterskim stosunku do marynarzy, był szczególnie często proszony o informacje o pozycji, czy choćby tylko kursie okrętu. Rozkładał wtedy ręce, bo nie mógł podać informacji, a nawet gdyby mógł i tak ich nie posiadał. Główny oficer nawigacyjny, komandor porucznik Kenjiro Higoshi, zastrzegł sobie dostęp do sekstansu i radionamiernika, a chronometr nawigacyjny zamknął w szafie i wyciągał tylko po wyrzuceniu wszystkich z kabiny. Asystentom pozwalał tylko sprawdzać pozycję względem innych okrętów w celu utrzymania szyku. Większość wacht Iwahara spędzał więc gapiąc się tępo w morze albo obserwując wykonujących tą czynność towarzyszy broni, ewentualnie patrząc, jak członkowie aktualnie wolnej wachty próbują za pomocą zegarka i pozycji słońca ustalić pozycję, dopóki bosman nie zagoni ich pod pokład. Tej nocy atmosfera była szczególnie ciężka. Takuro miał wrażenie, że gęstnieje z każdą sekundą. Wtedy rozległ się natarczywy, uderzający jak młot dźwięk alarmu - przeraźliwie terkoczący dzwonek elektryczny. Takuro natychmiast podniósł się na koi i zeskoczył prawie półtora metra na podłogę, o mało co nie lądując na karku innego członka załogi, śpiącego na niższej pryczy. Wypadając przez drzwi na korytarz, w biegu zakładał czapkę. Ludzie pędzili już na stanowiska. Ten pozorny chaos był jednak uporządkowany - zdążający na rufę z prawej, ci kierujący się na dziób z lewej. W przejściach stali podoficerowie poganiający co bardziej leniwych marynarzy, próbując przekrzyczeć łomot butów o pokład. Iwahara miał swoje stanowisko na lewym skrzydle pomostu bojowego, więc popędził do zejściówki lewą stroną korytarza. Wybiegł na dach nadbudówki. Uderzyło go gorące, wilgotne równikowe powietrze. Noc była prawie całkowicie ciemna – księżyc nie świecił. Daleko na horyzoncie majaczył, ledwo odróżnialny, czarny kształt wyspy Dinagat. Kiedy wbiegł na mostek, Mogami kończył właśnie zwrot przez lewą burtę, idąc dokładnie w kilwaterze poprzedzającego go w szyku pancernika Fuso. Oficerowie, z kapitanem na czele, stali z rękami za plecami. Iwahara porwał ze stojaka czarny stalowy hełm i dopiął go stojąc już na pomoście. Jego zadaniem było określanie odległości w celu nawigacji i przekazywanie rozkazów do nawigatora.

- Lewo trzydzieści, torpedy! - zameldował młody sygnalista. W głosie jego czuć było nieudolnie ukrywany strach.

Iwahara również się wzdrygnął. Owszem, brał już udział w walce, ale nigdy tak naprawdę do niego nie strzelano. Spojrzał w podanym kierunku. Na wodzie widać było kilka, może dziesięć, smug piany i bąbelków, ledwo dostrzegalnych gołym okiem. Spojrzał na prowadzący okręt, ledwo widoczny w ciemną noc, oczekując błysków aldisa*. I rzeczywiście, na Yamashiro kilka razy błysnęło czerwone światło*.

Porucznik IwaharaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz