6.0

210 22 3
                                    

Luke długo musiał przekonywać swoich rodziców. Użył naprawdę mocnych argumentów i czuł się jak prawnik, chcący wygrać jakąś ważną sprawę w sądzie. Może to właśnie było jego powołaniem? No w każdym razie wyszło na jego i kot ostatecznie mógł zostać w ich mieszkaniu pod warunkiem, że blondyn będzie po nim sprzątać oraz karmić. Milka - bo  dlaczego by nie nazwać zwierzęcia nazwą firmy, która robi najlepszą czekoladę - była jego towarzystwem na samotne wieczory i noce. Za dnia zaś towarzyszył mu Michael. Po szkole Luke chodził na łąkę i gdy tylko odchylał ostatnią gałąź liliowowłosy chłopak tam zawsze był. Szczerzył się jak głupi, idąc w jego kierunku. Wcale nie musiał wiedzieć, że Mike również to robił, gdy słyszał zbliżające się kroki. W tak krótkim czasie chłopcy bardzo zżyli się ze sobą. Czy to jest w ogóle możliwe? Tak i oni są tego żywym przykładem.

Coraz częściej rozmawiali o rzeczach, o których nie rozmawia się z byle kim. Co jednak nie znaczy, że Luke powiedział mu o swojej chorobie. Owszem, wydawałoby się, że ich znajomość jest na znacznie wyższym poziomie niż była na początku, ale to było wciąż za mało. Blondyn nie potrafił określić na jakim muszą być etapie i czy w ogóle taki etap istnieje. Czekał na właściwy moment i tyle.

Pierwszy miesiąc nauki minął bez większych problemów. To znaczy Mac i jego świta wciąż chodzili mu po piętach na każdej przerwie. Szturchali go, wyrzucili mu z plecaka książki oraz zeszyty, a raz nawet zamknęli w kantorku woźnej. Uratowała go uczennica z równoległej klasy. Miała chyba na imię Amanda, ale Luke nie przywiązywał do tego większej uwagi. Nie widziałem takiej potrzeby. Choć od tamtej pory dziewczyna chodziła za nim w kółko, jakby blondyn byłby jej coś winien. Nie rozumiał tego. Podziękował jej cicho za ratunek, ale to tyle. Czego jeszcze od niego oczekiwała?

Matematyka była ulubionym przedmiotem Hemmingsa. Dodawanie, odejmowanie, mnożenie, dzielenie, ułamki, pierwiastki to było coś. Rozwiązując zadania, nie myślał o niczym innym, więc szło to na jego korzyść. Jednak tego dnia nie mógł się na niczym skupić. Był rozkojarzony i często zawieszał się, patrząc daleko w przestrzeń. Nawet nie zauważył jak Mac podstawił mu nogę, a ten się o nią mało nie zabił. Skończyło się na dziurawych spodniach i publicznym upokorzeniu. Nic więcej. Poszedł do łazienki, żeby przemyć twarz zimną wodą i opatrzyć bolące kolano.

Gdy już tam się znalazł zrobił co miał zrobić. Następnie oparł się rękami o umywalkę i spojrzał przed siebie w lustro. Widział w nich zmęczonego nastolatka, który już naprawdę miał wszystkiego dość. Miał po dziurki w nosie tej całej choroby, Maca, nowych leków, przez które pewnie czuł otępienie.

-Dlaczego nie mogę być normalny? - szepnął

I wtedy w jego głowie pojawiły piski i szmery. Z każdą chwilą nasilały się. Blondyn zamknął oczy. Ból przez nie spowodowany stał się naprawdę mocny. Zatkał uszy, jakby hałas pochodził z zewnątrz. Szamotał się, starając wygrać się z demonami. Wszystko ucichło, gdy ktoś nagle otworzył drzwi od łazienki. Brunet w przy długich włosach jak, gdyby nigdy nic poszedł do pisuaru i zaczął załatwiać sprawy fizjologiczne. Nie zdawał sobie sprawy z toczącej się bitwy nastolatka z chorobą.

Luke wziął plecak i wybiegł z pomieszczenia. Następną lekcją była matematyka, a na niej sprawdzian. Chociaż przez tę godzinę będę miał spokój, pomyślał. Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił.

Nie mógł się skupić na kartce papieru. Litery w zadaniach tworzyły jakieś dziwne nie do rozczytania szlaczki. Denerwował się. Do końca zostało tylko dwadzieścia minut, a on nie zrobił ani jednego zadania. Z podwójną częstotliwością dochodziły do niego najmniejsze szmery. Każdy dźwięk sprawiał mu ból. Pstrykanie długopisem, tupanie nogą, ciężkie oddechy. To nie była cisza. Luke czuł się jak na bazarze. Później usłyszał szepty. Inni konsultowali po cichu swoje wyniki albo i nie. Tak naprawdę nie rozumiał żadnych słów. Zupełnie, jakby był pod taflą wody... Ścisnął mocniej długopis i spojrzał na zegarek. Piętnaście minut do dzwonka.
Wszyscy inni pochylali się nad swoimi kartkami. Matematyczka stukała w klawiaturę. Za oknem przejechał samochód. W głowie słyszał głośne tykanie zegara, które mogło się równać z tętentem kopyt na asfalcie. Czuł jak przyspiesza mu tętno. Do całego hałasu doszła dudniąca krew w uszach.

Lost in reality || Muke ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz