0.1

361 33 5
                                    

Nie był świadomy, co było rzeczywistością, a co tylko wytworem jego wyobraźni. Nie był pewny czy głosy, które słyszał wypowiadali prawdziwi ludzie, czy rozmowy odbywały się jedynie w jego głowie. Stawał przed lustrem i za każdym razem widział kogoś innego. Nie wiedział jak naprawdę wygląda, kim był. Wszystko wydawało mu się czymś wyimaginowanym. W jego oczach nie było rzeczy niemożliwych. Często w nic nie wierzył ani nikomu nie ufał. Żył w świecie prześladowców, kłamców i ciągłego strachu.

Wszedł do białego budynku, który z zewnątrz wyglądał jak szpital, natomiast w środku przypominał dom. Ciepły, przytulny dom. Takie miało to zadanie. Lekarze chcieli, by pacjenci nie kojarzyli sobie wizyty u psychologa, bądź psychiatry z czymś złym, ale dobrym. Chcieli, żeby czuli się bezpieczni i chciani, co było trudne zważywszy na urojenia przybyłych. Chłopak odwrócił się kilka razy zanim drzwi się zamknęły. Wciąż miał wrażenie, że ktoś się na niego patrzył, kiedy przemierzał drogę od samochodu mamy do kliniki. Usiadł na miękkiej pufie i czekał aż ktoś go wywoła. Drzwi otwierały się raz tu, raz tam. Przyglądał się osobom wychodzącym i zastanawiał się co im dolega. Czasem widział zapłakane, czasem obojętne, a czasem nawet uśmiechnięte twarze. Przy tych ostatnich zawsze się krzywił, bo co może być fajnego w cotygodniowych sesjach, gdzie każdy twój najmniejszy ruch, twoja najgłupsza myśl są rozkładane na czynniki pierwsze? Te z kolei na połówki, a następnie na ćwiartki aż w końcu się okazuje, że aktualna terapia nie przynosi oczekiwanych skutków i wszystko zaczyna się od początku. Takie błędne koło.

-Luke Hemmings? -  wywołanie go wyrwało chłopaka z zamyślenia.

Wstał i wszedł do gabinetu za czterdziestoletnią blondynką, która przywitała go szerokim uśmiechem. On natomiast ją skinieniem głowy.

Kobieta wskazała miejsce na szerokiej sofie blondynowi, a sama usiadła na bujanym fotelu naprzeciwko niego. Margaret, kazała do siebie mówić po imieniu, towarzyszyła Luke’owi od początku jego drogi w leczeniu choroby. Była bardzo miła i wyrozumiała. Była również jedynym człowiekiem, z którym niebieskooki zamienił tyle słów w przeciągu trzech lat.

-Jak się dziś czujesz?

Luke wzruszył ramionami. Bardzo mało się odzywał, a jeśli musiał to ograniczał się do kilku słów. Zazwyczaj porozumiewał się ruchami głowy, gestami, a nawet językiem głuchoniemych, którego wciąż się uczy, jednak widział jak mniej więcej się nim posługiwać.

-Luke, pamiętasz co mi kiedyś obiecałeś?

Chłopak westchnął, ale odpowiedział twierdząco.

-Ponowię pytanie: Jak się dzisiaj czujesz?

-Nie inaczej jak w zeszłym tygodniu.

Margaret zapisała coś w swoim notesie i zadała inne pytanie:

-Co słychać u Maxa? Wciąż do ciebie przychodzi? - założyła nogę na nogę i oczekiwała odpowiedzieć

-Nie. Nie odzywa się do mnie. Sądzę, że mógł się obrazić na zmianę leków. Nie lubił, kiedy je przyjmuję.

-Dobrze, że nie przestałeś ich brać. A jak nie ten przyjaciel to następny. - mrugnęła porozumiewawczo. Nawet, jeśli nie wypowiedziała tego na głos to Luke wiedział, że miała na myśli kogoś prawdziwego.

Znowu zapisała coś w zeszycie, a następnie wstała i podeszła do szafek obok, szukając czegoś dla szesnastolatka. On z kolei patrzył się w sufit i odliczał minuty do końca. Delikatnie kiwał głową w rytmie wskazówek zegara. Tik tak, tik tak.

-Co ty tu jeszcze robisz? - usłyszał

-Słucham?

-Nic nie mówiłam, Luke. - przestała szperać w swoich papierach i spojrzała na pacjenta przenikliwym wzrokiem

Lost in reality || Muke ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz