Rozdział 1 - Alessandro

31 1 0
                                    

- A teraz, zapraszamy na specjalną audycję...

*klik*

- Wracamy z porcją najnowszych wiadomości ze świata...

*klik*

- Los Angeles huczy dziś od plotek...

*klik*

- Merda! - warknąłem pod nosem - Czy naprawdę nie ma w tych czasach stacji z muzyką?!

Wciąż rozdrażniony tym faktem, zatrzymałem się na czerwonym świetle. W tym samym momencie, zawibrował mój telefon komórkowy. Rzuciłem okiem na identyfikator, chociaż nie musiałem. Były tylko dwie osoby, które znały mój numer telefonu. Nie licząc banków, próbujących wcisnąć mi kredyt.

- Pronto?

- Cześć, Alessio - powiedział Dimitrij.

Sokolovsky był moim najlepszym kompanem, a zarazem najbardziej doświadczonym kapitanem mafii jakiego znałem. Wiedział jak posługiwać się bronią, opanował sztuki walki wręcz i prał pieniądze jak mało kto.

Poznaliśmy się jeszcze w liceum, gdy razem handlowaliśmy amfetaminą dla pewnego kolesia z Detroit. On dostarczał narkotyki, a my je rozprowadzaliśmy. Dzieciaki zabijały się, by dostać trochę naszego towaru. Niektórzy brali na krechę, więc czasami musieliśmy ich trochę przycisnąć. Poza tym, robota należała do łatwych i zawsze można było przytulić parę stówek za pośrednictwo. Bajka trwała, aż pewnego dnia sprawy się skomplikowały i odeszliśmy z biznesu.

Po ukończeniu szkoły średniej, zdecydowałem się zacząć studia na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles. Dimitrij natomiast, zajął się robieniem kariery w półświatku kryminalnym. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu, póki nie zjawił się u mnie pewnego dnia z propozycją nie do odrzucenia. U mnie w domu nigdy się nie przelewało, a studia kosztowały mnie fortunę. Brakowało mi pieniędzy na życie, a on pojawił się w idealnym momencie.

Zaproponował mi pracę u faceta imieniem Stephen Ackerley, który założył grupę przestępczą o nazwie Jeźdźcy. Była to największa, aktywna organizacja na zachodnim wybrzeżu. Zajmował się tym od siedemnastu lat, rozprowadzając broń i narkotyki po całym świecie. Był twardy, zdecydowany i charakterny. Sięgał po swoje i nie bał się, że utną mu rękę.

Zainspirowany jego postacią, postanowiłem zmienić swoje życie i z drobnego handlarza narkotyków stałem się współpracownikiem mafii.

- Szykuj się, stary. Szef wezwał cię do siebie - powiedział, tłumiąc śmiech.

- Dobrze się bawisz?

- Przecież jego doberman schrupie cię na wejściu!

Rozłączyłem się, nie chcąc słuchać jego gadania.

Światło zmieniło się na zielone.

Nacisnąłem pedał gazu, kierując się do niepozornego magazynu na przedmieściach.

Byłem naprawdę zdziwiony. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać po tym spotkaniu, a co gorsze... Nie wiedziałem, że ma dobermana.

Do magazynu dojechałem w pięć minut później. Mój Chevrolet Camaro usadowił się na parkingu podziemnym, a ja poszedłem wprost do windy. Nacisnąłem odpowiedni guzik, a drzwi windy zatrzasnęły się za mną. Podróż na piętro położone jeszcze niżej niż garaż przyprawiała mnie o swego rodzaju dreszcze. Znaczyło to, że jedzie się na spotkanie z samym kostuchą. Jednym ruchem ręki ściągnąłem awiatory, a drugą przetarłem zmęczone oczy. Nic dziwnego, że byłem wyczerpany. Dimitrij też by był, gdyby pracował na awans.

JeździecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz