Rozdział 3 - Marianne

9 0 0
                                    

- No dobrze. To wszystko na dzisiaj - westchnął detektyw, kończąc przesłuchanie.

Byłam na posterunku już od jakichś czterech albo pięciu godzin. Miałam wrażenie, że nikt nie traktuje tej sprawy poważnie! Gdyby nie ten człowiek, mogłabym zginąć. Wspomniałam o nim policji, lecz oni uznali go za wymysł mojej wyobraźni. Może ta kulka, która miała trafić w moją głowę, też była jej tworem?! Im dłużej tam siedziałam, tym bardziej wątpiłam.

Przekroczyłam próg budynku, wdychając mroźne powietrze. Skąd ten mężczyzna wiedział o tym, że ktoś będzie do mnie strzelał? Gdybym tylko wiedziała dokąd poszedł...

- Marianne?

Spojrzałam w dół, przerywając potok myśli.

Nie sądziłam, że zobaczę go ponownie. A jednak... James Hackett wchodził po schodach, prowadzących na komisariat. Na domiar tego wszystkiego, kierował się w moją stronę. A jakby tego było mało, uśmiechał się życzliwie. Wyglądał inaczej, jednak wciąż rozpoznałabym go praktycznie wszędzie. Krótkie włosy, mleczna cera, rzymski nos - za pomocą tych trzech określeń można było go odnaleźć nawet w zatłoczonym parku rozrywki.

Stanął tuż przede mną, czekając na reakcję.

- Cześć - mruknęłam.

Patrzył na mnie z góry, wciąż się szczerząc. Nie widziałam czy miał na tyle krótką pamięć, czy tylko zżynał głupka. Może pomylił mnie z inną swoją byłą. O ile pamiętam, miał ich przecież kilka.

- Co tu robisz, Mari? - spytał, wyraźnie zainteresowany.

- Twój przywilej nazywania mnie zdrobnieniem wygasł dwa lata temu.

Wiem, że zabrzmiało to oschle. Mimo tego, nie wyobrażałam sobie innej odpowiedzi. Zdenerwował mnie, bo dobrze o tym wiedział. On wcale się nie zniechęcił i mówił dalej.

- Słyszałem, że musiałaś zrezygnować ze studiów.

Oj, chłopcze. Teraz wkroczyłeś na pole minowe.

Zaśmiałam się, kręcąc głową.

- Czy powiedziałem coś śmiesznego?

- Nie. Mam po prostu wewnętrzny dylemat - odpowiedziałam, hamując śmiech.

- Jaki to dylemat? - zmarszczył brwi.

Dałam mu znak, by nadstawił ucho. Posłusznie wykonał moją prośbę, a ja szepnęłam:

- Nie wiem czy mam cię udusić czy po prostu zrzucić ze schodów.

Odeszłam.

Miałam nadzieję, że nie pozostawiłam mu złudzeń. James to już przeszłość, do której nie miałam zamiaru wracać. Skrzywdził mnie tak samo jak zrobiła to najważniejsza osoba w życiu sześcioletniego dziecka.

Nie rozumiałam czemu ojca nie było w moim życiu. Opuścił Helen i mnie, gdy ta była w ciąży z jego synem. Odszedł nad ranem, zabierając ze sobą wszystkie swoje rzeczy. Nie zostawił nawet wiadomości, listu czy numeru telefonu. Jednym słowem, przepadł bez wieści.

Mój brat nigdy nie dociekał prawdy, ale ja nie zamierzałam się poddać. Przeszukałam domy dla bezdomnych, ośrodki dla weteranów i masę innych placówek. Jako były żołnierz, mógł również wrócić do służby. Obawiałam się, że tak łatwo go nie znajdę.

Zawiesiłam swoje poszukiwania, gdy zmarła babcia. Przejęłam wtedy rodzinną kawiarnię i poświęciłam się jej do reszty. Zaczęłam zapominać o ojcu i chyba tak było lepiej. Nie zamierzałam przecież żyć wspomnieniami. Prawda?

JeździecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz