III

428 17 2
                                    

Ciemno w tym parku. Tak się złożyło, że dziś brakło prądu w miasteczku i nawet lampy w parku nie świeciły... usłyszałam za sobą kroki... to nie był ten świrnięty zając. On skakał a nie kroczył, ruszyłam przed siebie szybciej. To coś za mną jednak przyspieszyło kroku, jakby mnie śledziło. Nie widziałam wiele, więc przy moim pechu czułam, że taka prędkość nie jest bezpieczna. No i miałam rację. Jakieś wredne drzewo, wystawiło sobie korzeń na drodze którą podążałam. Ani nie zdążyłam się zorientować kiedy, a już leżałam na ziemi.
-hejo, to jo, czerwona peleryna. Leżę tu. Pomoże mi ktoś wstać?

Nikt mi jednak nie odpowiadał. Wstałam sama i podniosłam reklamówę. Pomacałam sobie ziemię dookoła aby sprawdzić czy gdzieś się coś nie rozsypało, ale tetris mamy chyba był posklejany jakąś kropelką czy coś. No ale co mi tam. Poszłam dalej. Szłam sobie spokojnie już około kilometra a tu znów słyszę kroki. Odwracam się po cichu, wyciągam z kieszeni telefon i... włączam magicznym przyciskiem latarkę w telefonie.
-Aaa!
Aż krzyknęłam kiedy strumień światła oślepił moje przyzwyczajone do ciemności oczy.
No jak mogłam pomylić strony i zamiast świecić przed siebie to zaświeciłam na siebie! No jak!?
Po chwili ruszyłam dalej w stronę domu babci. Robiłam się coraz bardziej zdenerwowana tymi krokami z tyłu. Latarkę już bałam się wyciągnąć więc próbowałam wmówić sobie, że to tylko moja wyobraźnia płata mi figle, co z resztą nie było wykluczone

Prawdziwa historia czerwonego kapturkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz