Rozdział.2 Wylot.
Dom Komandora.
Zadzwonił budzik, była 5.00 więc wstałem. Cóż, wstawanie nigdy nie było czymś, co lubiłem robić dlatego trochę mi zajęło zgramolenie się z łóżka i ogarnięcie co w ogóle się dzieje. Wyłączyłem grający od dłuższej chwili budzik którego dzwięku serdecznie nie nawidziłem, odbębniłem rutyne każdego poranka i niebacząc na nic, zapakowałem do plecaka wszystko co było mi absolutnie potrzebne czyli bibeloty, które jak stwierdziłem, mogą mi umilić tak długie przebywanie w kosmosie. Kiedy już skończyłem, spojrzałem na telefon który leżał na stole w kuchni. Przebudziła sie w tym momencie ta dość nie miła i perfidna część mnie która pomyślała" Hej, może obudzę tego oszołoma, ma taki chałaśliwy dzwonek ,że nie powinno być z tym najmniejszego problemu." Podniosłem urządzenie i wybrałem numer. Momentalnie, bo nie minęło raptem parę sekund od pierwszego sygnału usłyszałem w słuchawce spanikowany głos Kuby.
- Co się stało do jasnej cholery - wykrzyczał skonsternowany Pułkownik.
- A nic takiego. Pomyślałem, że zapewnie ci gwarantowaną pobudkę. - Odparłem.
- Cholera.... Stary, miałem taki super sen, a ty mi go w tak chamski i mało subtelny sposób przerwałeś. - Westchnął głośno z żalem.
- No dobra, już dobra. Opowiesz mi wszystko jak już spotkamy się na okręcie. - Powiedziałem po czym bezceremonialnie się rozłączyłem nie czekając na odzywkę ze strony Kuby.
Schowałem telefon do kieszeni munduru i wyszedłem z domu. Po prejściu paru kroków odwróciłem się być może ostatni raz spoglądając na to miejsce i odszedłem w stronę portu kosmicznego. Po około 20 minutach niczym niezakłuconego spaceru dotarłem do Portu na którym czekał już prom na Orła. Prom na Orła nie był jedyny, o nie nie... Jemu podobnych stało w porcie jeszcze kila setek a biorąc jeszcze pod uwagę, że zbliżał się czas wylotu ekspedycji i żołnierze, i marynarze wracali na swoję okręty z przepustek, by mieć możność pożegnać się z rodzinami. Port wyglądał jak istny ul, co kilka sekund odlatywały promy wyładowanymi ludzmi i sprzętem jak i przylatywały puste by zabrać następny ładunek. Ja akurat miałem szczęście, że nie musiałem lecieć normalnym transportowcem lecz w pełni wypasionym promem oficerskim. Następnie po okazaniu dokumentów żołnierzowi który stał przed promem wsiadłem i rozejrzałem się po wnętrzu. "Prom był wypasiony nawet jak na moje standardy, nie ma co...." Stwierdziłem, po czym usiadłem na fotelu obok dwóch osób których na pierwszy rzut oka nie poznałem jednak od razu stwierdziłem, że jedna osoba to kobieta a druga to mężczyzna podobnej postury do mnie jednak nieco mniejszy. Kobieta spała jak zabita a facet czytał książkę.
- No proszę proszę, kogo my tu mamy... - Zapytałem sarkastycznie splatając ręce przed sobą.
Osoba czytająca ksiażkę spojrzała na mnie osoby która bardzo nie lubi kiedy przerywa się jej zagłebianie się w ciekawą lekturę.
- Kacper! no nie wierzę... - Odłożył książkę i wstał.
- Witaj drogi Krystianie, dawnośmy się niewidzieli. Kope lat. -
- No ba. - Spojrzał na moje pagony i poruszył temat dowództwa. - Słyszałem, że będzie nami dowodzić jakiś komandor z akademi, ale za cholerę nie spodziewałem się ciebie. - Był taki zaskoczony, ponieważ ostatnio widzieliśmy się, kiedy byłem jeszcze Kapitanem, czyli trzy stopnie niżej. Przynajmniej tak mi się wydawało że tak myśli.
- Ostatnio jak się widzieliśmy miałeś jeszcze Kapitana jak dobrze pamiętam, prawda?
- Dobrze pamiętasz... Ale widzę, że ty też nie próżnowałeś. Masz teraz majora, no gratuluję. - Naprawdę byłem tym zaskoczony, chodź nie wiem czy powinienem, ponieważ Krystian zawsze charakteryzował się cwaniactwem i kombinatorstwem.
Już Krystian miał coś mówić lecz odezwał się pilot promu przez głośnik zawieszony pod sufitem statku.
"Uwaga! Proszę zająć miejsca i zapjąć pasy. Zaraz startujemy."
Dałem Krystianowi znać ręką żeby już usiadł. Sam zrobiłem to samo rząd za nim i przypiąłem się pasami bezpieczeństwa.
Nie minęło kilka chwil, a prom nagle wzbił się w powietrze, następnie zaczął się trząść, ale kilka sekund później się uspokoiło i poczułem, że jesteśmy już na orbicie więc się odpiałem i podszedłem do okienka. Lecieliśmy już w próżni, przez okno było widać flotę nad którą się tak długo przygotowywałem.
Flota była naprawdę pokaźna. Największa jaką do tej pory zgromadzono liczyła prawie 12 okrętów w tym 4 okręty bojowe, 4 statki naukowe i 2 cywilne oraz 2 latające doki.
Największe były naturalnie okręty bojowe z których najnowyszy był Orzeł zbudowany przez Międzymorze. Mierzył 500metrów długości. Jego główne uzbrojenie stanowiło 12 ciężkich dział kalibru 800 milimetrów oraz 15 wyrzutni tropet plazmowych. Obrone przeciwlotniczą stonowiło 150 lekkich działek laserowych. Na pokładzie stacjonowało 30 myśliwców i 30 bombowców. Na nim służyło 5 tysięcy marynarzy. Posiadał także oddział desantowy liczący 2 tysiące żołnierzy. Nieco mniejsze ale mające takie same tej samej liczebności oddziały desantowe I-112 i I-507 wystawione przez Japonie oraz niszczyciel Tor który wysłała Zjednoczona Skandynawia.
- No No... Naprawde niezłe zabawki tu mamy. - Powiedział i podszedł do mojego okienka.
Znów zaszeleszczał głośnik i usłyszeliśmy pilota który powiedział, że zaraz będziemy dokować w hangarze Orła.
Gdy już się zatrzymaliśmy i wysiedliśmy z promu poznałem osobę, która spała na fotelu obok Krystiana. Była to Weronika kilka lat młodsza ode mnie- Pani Podporucznik. Z tego co wcześniej wyczytałem z akt, Weronika miała być zastępcą Krystiana w dziale zaopatrzeniowym. Droga do sali odpraw była całkiem długa, a mieliśmy jeszcze sporo czasu do odprawy więc ja, Krystian i Werka postanowiliśmy się nie spieszyć i poświęciliśmy czas na nrmalną rozmowę. O ile rozmowę z tą dwójką można uznać za normalną.
YOU ARE READING
Heroes of new world
Ciencia FicciónRozpoczyna się przygoda starych, dobrych przyjaciół. Czy uda im się stworzyć nowy lepszy Świat ?