Część 5

369 17 0
                                    

*Perspektywa Soah*

Miałam nie całe dwie godziny na przygotowanie się. No, bo o 18 spotykam się z Liam'em. Muszę jakoś wyglądać. Co ja w ogóle na siebie założę? Sukienka, czy po prostu spodnie? A może lepiej spódniczka? Zaraz, zaraz, czy ja właśnie panikuję? Chyba ten wilkołak źle na mnie wpływa. Muszę się uspokoić. Wdech i wydech Soah. Poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Tak nie mogę iść. Szybko weszłam pod prysznic. Umyłam się w kokosowym żelu i szamponie. Spłukałam pianę i wytarłam się ręcznikiem. Szybko wysuszyłam włosy i zrobiłam sobie loki. Moje włosy były pięknie ułożone. Zrobiłam delikatny makijaż.  Uczesana i pomalowana skierowałam się z powrotem do mojego pokoju. Musiałam się w coś ubrać. Na zewnątrz było ciepło, ale nie wiedziałam czy założyć sukienkę czy jakiś inny komplet. Zdecydowałam, że założę na siebie śliczną i zwiewną różowo-pudrową sukienkę. Byłam już w całości przyszykowana. Teraz wystarczyło spakować do małej torebki telefon i wszystko co się może przydać. Oczywiście uchwyty do torebki były moimi katanami. Przezorny zawsze ubezpieczony. Spojrzałam na zegarek, a tam była godzina 17:50 ! Spóźnię się, na pewno się spóźnię. Przecież ja nawet nie wiem gdzie jest ten park! Rany Boskie, co ja teraz zrobię. Chyba zadzwonię do Liama, żeby po mnie przyszedł. Uhh jestem taką kretynką. Wybrałam do niego numer. Po dwóch sygnałach odebrał.

(Liam) Halo?

(Ja) Umm, cześć Liam, bo jest taka sprawa, ja nie mam pojęcia gdzie jest ten park. - powiedziałam zawstydzona. W słuchawce usłyszałam jego śmiech.

(Liam) Poczekaj, zaraz u ciebie będę.

(Ja) Czekam. 
I na tym skończyła się rozmowa. Zaczęłam się denerwować, chociaż sama nie znałam dokładnie powodu tego zdenerwowania. Nie zauważyłam nawet, kiedy Kira stanęła obok mnie.

- Hej, wybierasz się gdzieś? - spytała. Gdy usłyszałam jej głos podskoczyłam z przerażenia.

- Nie strasz mnie dziewczyno. Ja tu zawału dostaję. - odpowiedziałam.

- Nie odpowiedziałaś na pytanie. - powiedziała z uśmiechem.

- Idę z Liam'em do parku, zaraz po mnie przyjdzie. - odparłam.

- To wspaniale! Czyżbyś znalazła sobie księcia? - spytała uradowana, zabawnie poruszając brwiami.

- Daj spokój. - powiedziałam błagalnie. Dobrze wiedziała, że nie znoszę tego typu tematów.

- No dobra, dobra, już cię nie męczę, ale twój książę czeka pod drzwiami. - zaczęła się śmiać. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Cooo?! - teraz nie ukrywałam przerażenia - Powiedz mi wyglądam dobrze, może z tą fryzurą jest coś nie tak, a może w ogóle...- zaczęłam pleść coś bez sensu. Zawsze tak miałam, kiedy się stresowałam.

- Wyglądasz bajecznie, a teraz idź. Książęta nie lubią czekać. - zaśmiała się i poprowadziła mnie pod same drzwi, po czym uciekła na górę. Spokojnie to tylko Liam. Uroczy, przystojny i gorący, ale wciąż Liam. W końcu otworzyłam mu drzwi. Kiedy mnie zobaczył zaniemówił.

- Wiedziałam, że coś spaprałam. - westchnęłam.

- C-co?! Nie, wyglądasz ślicznie! - prawie krzyknął.

- Dziękuję. - mówiąc to uśmiechnęłam się.

Poszliśmy razem do parku. Usiedliśmy na ławce, nie rozmawialiśmy. Między nami panowała cisza. Nie była jakaś niezręczna, ale ja nadal byłam lekko spięta. Chłopak spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. Odwzajemniłam to.

- Jesteś spięta. - stwierdził.

- Wcale nie, wydaje ci się. - odparłam szybko. Miał rację, ale przecież nie powiem mu, że mnie onieśmiela. Jeszcze nie upadłam na głowę.

- Jak się poznaliśmy rozmawiałaś ze mną, a teraz siedzisz cicho, więc chyba jest coś na rzeczy. - powiedział, a jego wzrok błądził po mojej twarzy.

- To nie tak, ja po prostu, uhh, nie jestem przyzwyczajona do takich sytuacji, wiesz o co mi chodzi. - wyjaśniłam, a raczej próbowałam.

- Chodź, musimy coś zrobić, bo jest za sztywno. - oznajmił stanowczo.

- Ale co ty chcesz zrobić? - zapytałam lekko zdziwiona.

- Nie wiem, chodźmy na lody, czy coś. - stwierdził drapiąc się po głowie.

- Więc prowadź. - odparłam z uśmiechem.

Szliśmy w stronę lodziarni. Liam wziął czekoladowe, ja natomiast waniliowe. Zaczęliśmy je konsumować. Wilkołak ubrudził się trochę brązową masą i wyglądał przezabawnie, więc zaczęłam się z niego śmiać. Spojrzał na mnie pytająco. Ja wybuchłam jeszcze większym śmiechem.

- Co? - zapytał nie wiedząc o co chodzi.

- Jesteś cały brud-ny. - znów zaczęłam się śmiać. Może nie było to jakieś śmieszne, ale nie mogłam się opanować. Liam zaczął wycierać się dłonią, ale tylko pogorszył sytuacje. Wyglądał jak małe dziecko, które nie umie jeść. Całe szczęście miałam chusteczki nawilżające w torebce. Wzięłam jedną i zaczęłam wycierać jego uroczą twarz. Uśmiechnął się do mnie. Po chwili usłyszeliśmy dziwny dźwięk. Zawiał lekki wiatr przez co zrobiło się zimno.

- Co się dzieje? - zapytałam.

- Nie mam pojęcia. - odpowiedział.

Zaczęłam się denerwować. Po chwili zobaczyliśmy jak z czarnego dymu wyłaniają się równie czarne postacie o świecących oczach. Było ich trzech, wszyscy mieli miecze. Kiedy to zobaczyłam szybko odczepiłam uchwyty od torebki i zmieniłam je w katany. Byłam gotowa walczyć.

- Oszalałaś?! Nie wygrasz z nimi! - krzyknął Liam, ale nie słuchałam go. Widziałam już podobne postacie. Słyszałam także, że w jakiś sposób działa na nich srebro. Na moje szczęście moje katany miały w sobie srebro, fakt, że nie wielką ilość, ale może mogło by to ich jakoś obezwładnić. Ruszyłam do walki. Tajemnicze postacie również, nie była to sprawiedliwa walka, ale na szczęście byłam w tym całkiem dobra i radziłam sobie z nimi. Liam widząc to zmienił się i skoczył na jednego z nich. Byłam mu wdzięczna, ale było to dla niego niebezpieczne. Przez nieuwagę prawie dostałam, na szczęście zdołałam się obronić. Odepchnęłam je i zaczęłam wywijać moją bronią. Zablokowałam jego miecz i wytrąciłam mu go. Czarna postać nagle zniknęła. Druga także, jednakże trzecia, ta, która walczyła z Liamem prawie go zabiła. To znaczy próbowała, miecz już był w powietrzu, a bezbronny wilkołak nie mógł sobie poradzić, ponieważ widziałam jego ranę na brzuchu.

- Liam nie! - krzyknęłam, ale nic to nie dało. Miecz był coraz bliżej ciała chłopaka. Nie mogłam na to dłużej patrzeć musiałam to zrobić. Zmieniłam się, mimo wszystko nie do końca. Moje oczy błysnęły zielenią, a ja wykonałam salto w powietrzu. W mgnieniu oka znalazłam się obok nich i zablokowałam cios. Krzyknęłam (to był okrzyk walki) i wytrąciłam mu broń z rąk. Postać nie wiedziała co się dzieje, ja natomiast wykorzystałam jego dezorientację i przebiłam katanami. Cała jego zbroja zaczęła się sypać. Pozostał tylko czarny dym i jeden maleńki świetlik. Byłam zdziwiona. Zdałam sobie sprawę, że byłam bliska całkowitej zmiany. Szybko się jednak otrząsnęłam. Zaczęłam bardzo szybko oddychać. 

- Liam?! Liam! Wszystko dobrze? Jasne, że nie, poczekaj zadzwonię po twoje stado. Gdzie masz telefon? - spytałam i zaczęłam szukać po jego kieszeniach komórki. Musiałam użyć jego, ponieważ je nie posiadałam numeru do Scott'a. Szybko i zwinnie chwyciłam telefon i wyszukałam numer Alfy.

{Scott} Halo? - odezwał się jego głos.

{Ja} Scott! Musisz pomóc Liamowi, jesteśmy w parku, znajdziesz nas po zapachu, błagam pośpiesz się. - pogoniłam chłopaka.

{Scott} Dobrze, zaraz będę. - powiedział i rozłączył się. Zaczęłam uciskać krwawiącą ranę na ciele wilkołaka.

- Spokojnie, zagoi się. - mówiąc to kaszlnął krwią.

- Wcale nie. Nie wiem dlaczego, ale od ich miecza nie można się tak łatwo uzdrowić. Musimy poczekać na pomoc. - mówiłam do chłopaka. 

Tajemnicza LisicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz