💡ROZDZIAŁ 5.💡

144 20 2
                                    


Obudziła mnie piosenka z budzika. Zamrugałam kilka razy i wyłączyłam alarm. Była 6.30, a miałam na 8.00 do szkoły, więc znów się położyłam. Spojrzałam jeszcze na słodko śpiącego Woojina i z uśmiechem wtuliłam się w jego nagi tors.
- Masz zimne ręce - wymruczał młodszy zachrypniętym głosem.
- Przepraszam. - Odsunęłam się trochę, ale ten znów mnie przyciągnął.
- Ogrzeję cię. - Objął mnie mocno swoimi rękami i uśmiechnął się do mnie. Oddałam gest i pocałowałam chłopaka w policzek.
- Kocham cię.

Powoli otworzyłam oczy i przez chwilę przyzwyczajałam się do światła. Zorientowałam się, że jestem w szpitalu. Co się stało? To z wypadkiem było prawdą? Czyli... tak naprawdę Woojin wcale ze mną nie spał ani mnie nie przytulał? Przyłożyłam dłoń do serca, które biło dwa razy szybciej niż zwykle. Uspokój się, to tylko sen, nic więcej.
- Już się obudziłaś? - spytał facet w białym fartuchu, stając w progu.
- Ta, co się stało?
- Brałaś udział w wypadku samochodowym, masz obite żebra i prawą rękę.
- Czyli nie jest źle.
- Sanhee! - Do sali wpadła niska czarnowłosa kobieta.
- Mama! Co ty tu robisz?
- Jeszcze pytasz? - Złapała mnie za ręce. Wtedy wszedł również policjant. - Martwiłam się o ciebie. Nic ci nie jest?
- Nie, jest w porządku. Tylko trochę boli mnie ręka, ale to nic takiego.
- To dobrze. Panie doktorze, wszystko będzie z nią w porządku? Nie jest to poważna rana, prawda?
- Pani córka miała dużo szczęścia, ponieważ upadła na chodnik. Niestety, drugi pacjent jest w gorszym stanie.
- Jaki drugi pacjent? - Spojrzałam na lekarza. Oby to nie był Woojin.
- To... nie twoja sprawa - odparł i wyszedł.
- A co z tym kierowcą? - skierowałam pytanie do policjanta.
- Złapaliśmy go. Siedzi już w więzieniu.
- Kto to był?
- To ta sama osoba, która wcześniej próbowała cię porwać.
- Okej, to teraz muszę się dowiedzieć, co z moim Woojinem.
- Z twoim Woojinem? Od kiedy on jest twój, Sanhee? Czy coś się wydarzyło, kiedy was nie widziałam?
- Nie, po prostu... też się o niego martwię. Nie widziałam go jeszcze.
- Spokojnie, jeśli będziesz cierpliwa, może będziesz mogła go zobaczyć. A jak narazie, odpoczywaj. Do widzenia paniom. - Policjant ukłonił się i wyszedł z sali.
- Sanhee...?
- Hmm?
- Czy ty i Woojin... no wiesz... czy między wami...
- Nie! Mamo, nie gadaj takich bzdur. To mój przyjaciel i tyle - odparłam. Wiedziałam, że to nieprawda. Moje serce nie rozumiało, że to tylko przyjaźń i musiało zabić szybciej. Ale to było tylko jednostronne i krótkie uczucie.
- Czyżby? - spytała podejrzliwie moja rodzicielka. Już po mojej minie dało się wywnioskować, że skłamałam.
- No dobra - westchnęłam. - Podoba mi się, ale... to tylko takie chwilowe... zaraz mi przejdzie.
- Napewno nic ci nie jest? - zapytała zmieniając temat.
- Napewno.
- Możesz chodzić?
- Chyba... mamo, co ty...
- Chodź. - Złapała mnie za rękę i podniosła z łóżka. Opuściłyśmy moją salę i poszłyśmy w nieznanym mi kierunku. Weszłyśmy po schodach na wyższe piętro i zatrzymałyśmy się przed drugimi drzwiami po prawej. Było w nich małe prostokątne okienko. - Zajrzyj tam. - Zrobiłam tak, jak kazała mama i ujrzałam nieprzytomną osobę, która miała bandarze na głowie i lewej ręce oraz gips na nogach i prawej ręce. Gdy przyjrzałam się dłużej, zauważyłam wystające spod bandarza na głowie czerwone włosy.
- Woojinnie... Mogę tam wejść?
- Nie, na to potrzebna jest zgoda lekarza.
- Więc pozostaje czekać, aż się obudzi. Nie ma innego wyjścia.
- Przepraszam, ale niech się pani odsunie od tych drzwi - powiedziała chuda, wysoka kobieta po trzydziestce. - Tam jest mój syn.
- Pani syn? Woojin jest pani synem?
- Pewnie. Kim ty właściwie jesteś? - skrzywiła się.
- Jestem jego przyjaciółką.
- Bzdura, on nie ma przyjaciół.
- A jednak ma - odparła za mnie mama.
- Byłaś z nim w dzień wypadku, prawda? - spytała chuda kobieta, próbując zabić mnie wzrokiem.
- Tak.
- Więc to twoja wina!
- Jak to? - Jestem naprawdę cienka. W jednej chwili w oczach już miałam łzy.
- Gdybyś mu nie zawracała głowy, siedziałby bezpiecznie w domu, a nie szlajał się z jakimiś nieznajomymi po mieście! To przez ciebie jest w takim stanie! Za kogo ty się w ogóle uważasz, co?! Myślisz, że jesteś lepsza ode mnie w zajmowaniu się ślepotą?! Zobacz, do czego te twoje myśli doprowadziły! Prawie zabiłaś mi syna, ty wariatko! Wynoś się stąd, bo zadzwonię na policję! Wynoś się i nie pokazuj mi się więcej na oczy! - Kiedy tak krzyczała, ja coraz bardziej się cofałam, aż w końcu wytarłam łzy spływające po moich policzkach i uciekłam z tamtego miejsca. Ręka i żebra trochę mnie bolały, ale napewno nie tak, jak słowa tej kobiety. Mama została i kłóciła się z tamtą chudą. Zbiegłam ze schodów i nie zwracając uwagi na innych wbiegłam do swojej sali i schowałam się w kącię obok łóżka.
- Sanhee, co ci się stało? - usłyszałam głos Jihoona.
- Ona miała rację.
- Jaka ona? - spytał Sungwoo, kucając obok mnie.
- Mama Woojina. Miała rację, to wszystko przeze mnie. Mogłam go zostawić w spokoju, to nic by się nie stało. To wszystko moja wina.
- Sanhee - Jihoon objął mnie lekko ramieniem - jedynym winowajcą jest tutaj tamten idiota, który cię nękał.
- No właśnie, gdyby nie on, do niczego by nie doszło.
- Ale to ja ciągnęłam wszędzie Woojina.
- Sanhee, to nie twoja wina - powiedział stanowczo Sungwoo. - A teraz wskakuj na łóżko i odpoczywaj. Nie powinnaś w ogóle wychodzić. - Zrobiłam, jak kazał i ułożyłam się wygodnie.
- Dzięki, chłopaki.
- Od tego ma się przyjaciół. - Uśmiechnęłam się do nich, a oni opuścili salę. Zamknęłam oczy z nadzieją, że zasnę.

🐶 🐶 🐶 🐶 🐶
Wracam po tygodniowym spóźnieniu

Przepraszam za to spóźnienie
Jestem leniem i mam strasznie słabą pamięć 😆😆

Jak to ja
Liczę na to, że rozdział jest w porządku, z chęcią poczytam wasze opinie w komentarzach
Przed nami tylko jeden rozdział 😆😆

To See Your Eyes |Park Woojin|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz