Czułam jak ja i wszystkie moje wnętrzności wznosimy się do góry, gdy tylko Lucas zjeżdża ze stromej drogi, a potem znowu powracamy na swoje miejsca, gdy ulica jest prosta. Robiło mi się od tego niedobrze, ale nie dawałam nic po sobie poznać i nie otwierałam oczu. Miałam wrażenie, że dzięki temu Lucas nie przyśpiesza – co było mi właściwie na rękę.
Coś wstrząsnęło całym samochodem. Usłyszałam jak mój towarzysz przeklina pod nosem i dociska pedał gazu. Otworzyłam oczy od razu po drugim wstrząsie. Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Spojrzałam kątem oka na Lucasa. Jego twarz przypominała maskę – nie wyrażała żadnych emocji.
Mężczyzna maniakalnie dociskał pedał gazu. Coś znowu uderzyło w tył samochodu. Słychać było głośny wybuch. Popatrzyłam w tylną szybę. Za nami jechały trzy czarne auta. Z jednego ktoś wyrzucił przez okno bombę, która tym razem natrafiła na asfalt za nami, ale mało brakowało, żeby dotknęła opon złotego volvo. Samochód przeszedł jeszcze jeden wstrząs i to właśnie po nim Lucas zjechał na pobocze.
Zabrał pośpiesznie kluczyki i wysiadł. Ja tylko zdążyłam otworzyć drzwi, gdyż mężczyzna był już obok. Nie mogłam pojąć jak ktoś taki może tak szybko chodzić. Jednak teraz nie miałam za wiele czasu, aby się nad tym zastanawiać.
Wyślizgnęłam się z auta. Od razu, gdy stanęłam na trawie, nogi się pode mną ugięły i wpadłam w ramiona Lucasa. Faktem było to, że był bardzo silny, choć nie wyglądał.
Zatrzasnął drzwi, a potem wziął mnie na ręce. Przez cały czas spoglądał w stronę, z której miały nadjechać trzy czarne samochody. Jednak nic się szczególnego nie działo. Wszystko ucichło do tego stopnia, że słychać jedynie było własny oddech.
Nie ruszałam się, ani – jak to w stresujących sytuacjach u mnie bywa – nie przechodziły mnie zimne dreszcze. Po prostu w ramionach Lucasa czułam się bezpieczna, choć tak naprawdę nie znałam go za dobrze.
Mężczyzna najwyraźniej coś usłyszał, bo rzucił się biegiem w dalszą drogę. Z niesamowitą łatwością przychodziło mu bieganie ze mną na rękach. Robił to szybko i zwinnie. Już po chwili staliśmy przed lotniskiem. Teraz miałam dwie teorie. Pierwsza była taka, że bierze dopalacze, a druga, że jest… Nie, to nie możliwe. Odgoniłam od siebie te myśl i stanęłam o własnych nogach.
Przez chwile przypatrywałam mu się zdezorientowana, ale potem ruszyłam w kierunku hali odlotów. Lucas złapał mnie za rękę. Drgnęłam, gdy moja skóra zetknęła się z lodowatą skórą chłopaka, który w tym samym momencie zawrócił mnie. Unikałam, jak tylko mogłam, jego spojrzenia.
- Śmiało. Pytaj. Wiem, że masz milion pytań dotyczących tej sytuacji. – Puścił moją dłoń, choć wcale nie próbowałam wyswobodzić się z jego uścisku.
- Jesteś wampirem. – Stwierdziłam ściszonym głosem. Wbiłam wzrok w ziemię, a Lucas nadal przyglądał mi się z podziwem.
- Widzisz jak to wszystko zmienia. Cała ta misja. Wcześniej nie mogłaś nawet wymówić tego słowa, a teraz powtarzasz to ze swobodą. Zupełnie tak jakby to było normalne. – Prychnął.
- A czemu ty przyjmujesz to z taką łatwością? Przecież wiesz, że jadę tam, żeby zabić twoich pobratymców. Czemu się na to godzisz? – Nasze oczy się spotkały.
Oboje umilkliśmy. Wiedziałam, że nie ma zamiaru się tłumaczyć, ale mi się chyba jakieś wyjaśnienia należą.
- Oczywiście, że ci się należą. – Odezwał się w końcu. – Ale nie mogę za wiele powiedzieć. Jeśli już chcesz znać wszystkie odpowiedzi to musisz iść z tym do Williama. – Włożył ręce do kieszeni i ruszył w stronę hali odlotów.