2. Tożsamość Szpiega

39 2 0
                                    

Śniło mi się, że muszę wrócić do domu, ale jedyną drogą powrotu jest cmentarz. Ruszyłam, więc do przodu. W pewnym momencie ktoś złapał mnie za rękę i przyciągnął bliżej siebie. Nieznajomy mężczyzna obnażył kły i wbił je w moją bladą szyje.

Momentalnie się obudziłam. Pot zlewał mi czoło. Usiadłam na łóżku i starłam go.

- Eh, Ty idiotko. – Wymamrotałam pod nosem.

Na całe szczęście teraz to był tylko zły sen, ale już niedługo miał przerodzić się w rzeczywistość. Skrzywiłam się na samą myśl o tym.

Roztrzęsiona i przestraszona wstałam powoli z łóżka. Przebrałam się z piżamy w dżinsowe spodenki oraz biały podkoszulek na ramiączkach. Rozsunęłam zasłony. Oświetliły mnie jasne promienie słońca. Mimowolnie zmrużyłam oczy, a potem poszłam do łazienki, aby doprowadzić się do porządku.

Po wyjściu z pomieszczenia udałam się do kuchni. Zjadłam płatki z mlekiem. I tyle. Apetyt nadal nie wrócił.

Wkładając miskę do zmywarki pomyślałam o tym, że skoro wyjeżdżam – nie wiem na ile, a nawet mogę nie wrócić wcale – to, po co mam zadręczać się tym, co się stanie. Weź się w garść, nakazałam sobie w myślach. Czterema susami dostałam się do schowka, z którego wyciągnęłam dżinsową czarną kurtkę. Chwyciłam komórkę i wyszłam z apartamentu.

W drodze do windy zatrzymał mnie mój sąsiad.

- Hej, Eleanor! – Podbiegł do mnie, gdy już prawie wsiadałam.

Zatrzymałam się raptownie i obróciłam na pięcie.

- Cześć, Seweryn. – Uśmiechnęłam się niepewnie, a drzwi od windy właśnie zamknęły się za mną.

- Masz może dzisiaj czas? – Spytał nie wyjmując rąk z kieszeni. – Bo wiesz, nie mam, z kim zostawić Didi. – Wyjaśnił.

Didi to mały york – piesek dziewczyny Seweryna, którym się opiekuje, bo chce się jej przypodobać. A ja od czasu do czasu zajmuje się Didi pod nieobecność mojego sąsiada, gdyż uwielbiałam tego pieska.

Chciałam się już zgodzić, ale przypomniał mi się dzisiejszy wyjazd. Przeszedł mnie potężny dreszcz. Spuściłam głowę i opatuliłam się rękoma.

- Wszystko w porządku? – Chłopak spojrzał na mnie z troską. Był wyraźnie zaniepokojony.

- Tak. – Uśmiechnęłam się, gdyż chciałam go trochę uspokoić, ale uśmiech zamienił się w grymas. – A co do psa… To nie mogę się nim dzisiaj zająć. Mam inne plany. – Odwróciłam się i nacisnęłam przycisk. – Przykro mi. – Dodałam, gdy drzwi windy się otworzyły.

Nie oglądając się już za siebie wsiadłam i zjechałam na dół.

W holu nie zauważyłam żadnej zmiany, a to może, dlatego, że żadna nie zaszła. Odźwierny otworzył przede mną drzwi i tym razem się pożegnał. Wsiadłam do taksówki stojącej przy chodniku.

Nakazałam kierowcy jechać do Hyde Parku.

Wolałam go o stokroć bardziej niż inne parki i chciałam go zapamiętać w najdrobniejszych szczegółach.

Wysiadłam z taksówki od razu, gdy stanęła. Zapłaciłam oczywiście i ruszyłam przed siebie.

Lekki wiaterek rozwiewał mi włosy. Starałam się iść w cieniu rozłożystych koron drzew. Przypomniało mi się jak z całą rodziną przychodziliśmy tu na piknik. Wszyscy się śmiali, byli radośni - czego nie powiedziałabym teraz o sobie. Starałam się, jak tylko mogłam, nie myśleć, co mnie czeka w Pensylwanii. Czy uda mi się przeżyć, chociaż jeden dzień? Czy od razu się ze mną uwiną? Wiedziałam, że niedługo poznam, jak dla mnie, przerażającą prawdę.

Klepsydra ŚmierciWhere stories live. Discover now