Rozdział III

98 8 2
                                    

Obudziłem się słysząc dźwięk budzika. Zgasiłem wnerwiające urządzenie, po czym poszedłem do łazienki, aby się odświeżyć i ubrać. Po chwili założyłem obrożę i smycz mojemu psu i pokierowałem się piętro niżej, do pokoju mojej siostry. Zapukałem i nie czekając na odpowiedź wszedłem do środka, gdzie zauważyłem moją siostrę ubraną w luźny dres i zakładającą szelki Sisi.

- Cześć Spas - powiedziała Lili - chodźmy pobiegać, bo ten mały stwór już nie może wytrzymać w tym małym pomieszczeniu.

- Oskar ma tak samo, chociaż już powoli zdążył się przyzwyczaić do mieszania tutaj. Gdzie twoja współlokatorka? - zapytałem widząc, że dziewczyna w pokoju była sama.

- Poszła pobiegać. Jak wstawałam to już była gotowa. Pokiwałem tylko głową na znak zrozumienia i zacząłem nowy temat.

- Jak nowe otoczenie? Spodobało ci się? - zapytałem w momencie, którym zaczęliśmy truchtać, uprzednio odpinając psy, które biegły swoim tempem, jednocześnie nie oddalając się za daleko od nas.

- Wiem, że to głupie, ale trochę tęsknię za Polską. Tam przynajmniej wszytko rozumiałam jak ktoś do mnie mówił, a tutaj pod tym względem jest trochę ciężko. Na szczęście Sophia jest wyrozumiała i stara się do mnie mówić lekkim językiem.

- Wiedziałaś, że tak będzie, ale cóż, nie będę kłamał, że mi na początku było łatwo, tym bardziej, że Aaron nie jest stworzony do wolnego mówienia - odpowiedziałem, na co dziewczyna się lekko zaśmiała. - A jak Sophia? Dobrze się z nią dogadujesz? Nie przeszkadza jej Sisi? - zapytałem lekko przejęty, ponieważ nie każdy chciałby mieć tak dużego psa w swoim mieszkaniu.

- Sophia jest wyrozumiała, ale dała mi małe ultimatum, że dopóki nie zaczepia jej kota to pies jej nie przesadza. Pod tym względem akurat ją rozumiem, a tak to nie miałyśmy jeszcze zbyt dużo okazji do rozmowy - odpowiada kiedy po około dwóch kilometrach siedliśmy na ławce, po czym odpaliłem papierosa. - Powinieneś rzucić. Kiedyś potrafiliśmy przebiec po pięć kilometrów w jedną, a później tyle samo w drugą stronę, a teraz po dwóch masz zadyszkę jakbyś przebiegł minimum maraton. - mówi, na co kwituje jedynie ruchem ramion, jednak ma rację. Fajki mnie kiedyś wykończą.

- Papierosy nie są takie złe. Życie jest jak papieros kiedyś musi się skończyć. -  mówię jakby do siebie - To jest metafora. Kiedy kończymy jeden papieros, to czyjeś życie właśnie dobiega końca, natomiast kiedy odpalamy kolejnego, to czyjeś życie własne się zaczyna.

- Nie zmienia to faktu, że powinieneś rzucić. Wracamy? - pyta, kiedy przydeptuję peta.

- Tak jasne, ale teraz spacerem - odpowiadam i zapinam smycz mojemu psu, który spokojnie wędruje przede mną. Uśmiechnąłem się lekko na widok mojej siostry i Sisi, która nie potrafiła znaleźć swojego miejsca, przechodząc z jednej strony na drugą. - Niby taka różowa dama, a na smyczy chodzić nie potrafi.

- Potrafi, tylko nie przy tym twoim ciemnym kundlu. On ją rozprasza! - piszczy, na co lekko się śmieje.

- Jakoś Oskar, który nie jest kundlem, a dogiem niemieckim, potrafi spokojnie chodzić.

- E tam, marudzisz. Lecę pod prysznic, tobie też się przyda. Spotkamy się gdzieś w szkole, dobrze?

- Nie ma problemu. Po szkole pamiętaj, abyś zaczęła szukać jakieś pracy. Ja w swojej będę siedzieć do 20, więc może wieczorem wpadnę do ciebie. - powiedziałem na odchodne I już po chwili znalazłem się w moim pokoju. Wziąłem szybki zimny prysznic i po ubraniu się ruszyłem z Aaronem w stronę szkoły. Przed salą, chłopak ruszył w stronę jednej dziewczyny z klasy, a ja usiadłem na ławce w oczekiwaniu na dzwonek.

- Siemka - powiedziała Sophia, która usiadła obok mnie.

- Dzień dobry - odpowiedziałem chowając telefon do kieszeni.

- Cóż tak oficjalnie? - lekko się uśmiechnęła, po czym po chwili kontynuowała - wiesz, niezbyt kojarzę miasto, więc może byś mi trochę pomógł je ogarnąć dzisiaj?

- Dzisiaj nie mogę, bo pracuje, ale jutro mam dzień wolny i, i tak idę odprowadzić moją siostrę, więc bardzo chętnie. - odparłem z lekkim uśmiechem.

- Dobrze, dziękuję - odpowiedziała z uśmiechem, który niestety nie sięgał jej oczu. Widząc, że chwilę jej się przyglądam, odchrząkneła, na co tylko przewróciłem oczami. Już chciałem kontynuować rozmowę, lecz zadzwonił dzwonek, oznajmiajacy początek lekcji.

- Panie przodem - powiedziałem i przepuściłem ją w drzwiach, na co mrukneła ciche podziękowania i usiadła w mojej ławce.

Dzień w szkole minął mi bardzo spokojnie z Aaronem wiszącym mi na ramieniu i proszącym o wyjście na imprezę.

Po zakończeniu lekcji od razu skierowałem się do stadniny, gdzie po chwili wszedłem do pokoju dla pracujących i przebrałem się w czarne bryczesy, sztyblety oraz tego samego koloru owijki*.

- Jaki mam dzisiaj plan dnia? - zapytałem Lucasa, który przyszedł się ze mną przywitać.

- Za piętnaście minut masz godzinę jazdy z początkującą dziewczynką, miała chyba sześć albo siedem lat, więc weź ją na Soneta, ale tylko na ląży, chyba że będzie wykazywać się jakimiś lepszymi umiejętnościami to możesz jej pozwolić robić ósemki. Później weź Siwą i poćwicz z nią skoki, ale nie przemęczaj jej zbytnio, bo wciąż stawy jej nie wydobrzały. Nie skacz więcej, niż 150 cm. O 18 masz teren z czterema osobami, więc będziesz mógł wziąć Lucyfera i go trochę rozruszać, na końcu po prostu zamknij i nakarm konie. - odpowiedział, a ja pokowalem głową na znak, że wszystko zapamiętałem i poszedłem do siodlarni po potrzebne mi rzeczy oraz szczotki i ruszyłem w stronę haflingera. Po chwili pod boksem siedziała dziewczynka, która mi się bacznie przyglądała.

- Cześć, jestem Spas.

- Hejo, mam na imię Ana. Mogę Ci pomóc? - zapytała patrząc na szczotkę trzymaną w mojej dłoni.

- Tak jasne. - odpowiedziałem, gdy mama dziewczynki skineła mi głową na znak pozwolenia. - Musisz to robić w ten sposób - poinstruowalem i pokazałem jej w jaki sposób ma wykonać daną czynność. Po chwili dziewczynka robiła to z wielkim zaangażowaniem i uśmiechem na twarzy. Na szczęście Sonet był przyzwyczajony do dzieci, dlatego stał spokojnie. Po chwili koń był przygotowany, a ja poprowadziłem go na ujezdzalnie z Aną przy boku.

Posadziłem ją na wierzchowcu i zacząłem mówić co ma robić.

- Pięty bardziej w dół, a palce bliżej konia. To są lejce, ale nie ciągnij nimi, bo możesz zrobić koniowi krzywdę. Jeżeli chcesz skręcić to sciskasz lekko łydkami, a kolana przez cały czas muszą być mocno przycisniete do siodła.

- To się wydaje bardzo trudne - powiedziała i zmarszczyla lekko nosek.

- Owszem wydaje, jednak z czasem zobaczysz jakie to proste. - dziewczynka na moje słowa się tylko lekko uśmiechnęła i z ochotą starała się wykonać wszystkie moje polecenia.

Po kilku godzinach skończyłem swoją pracę i zmęczony ruszyłem w stronę akademika. Po wyprowadzeniu psa, poszedłem spać.

***
* bryczesy to spodnie do jazdy konnej, sztyblety to buty, a owijki są zakładane na łydki

Poznaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz