''Zawszę będę przy Tobie''

424 16 1
                                    

{ Narration of Kemankes }

Pierwsze promienie słoneczne zaczęły wpadać do mej komnaty, budząc mnie jednocześnie ze snu. Było wczesnym świtem, to też nie miałem zbytnio zajęcia. Pościeliwszy łoże, odziawszy się w kaftan wykonany z perskiej tkaniny, zasiadłem na ottomanie usytuowanym tuż przy oknie. Spoglądając na wiosenną przyrodę w ogrodzie zacząłem polerować swą kolekcję broni białej. Zacząłem od puginału sprowadzanego z Francji, po przez bagnet, który zakupiłem niegdyś w Egipcie, po kindżał o bogato zdobionej rękojeści. Nim się spostrzegłem słońce górowało już nad Konstantynopolem.
Gdy kończyłem spożywać posiłek, nagle drzwi mej komnaty zaczęły się otwierać. Zerwałem się na równe nogi, wyprostowałem sylwetkę i spuściłem wzrok. Po kilku sekundach uniosłem lekko brew, a mym oczom ukazała się znajoma twarz. Stała przede mną kobieta, której zawdzięczam tak wiele, dla której żyję, lecz z którą nie mogę żyć. Byłem szczerze zaskoczony wizytą Valide Sultan w mych progach, ale starałem się nie dać po sobie poznać, iż to spotkanie w jakikolwiek sposób mnie martwi bądź krępuje. Nie wiedziałam co począć, tyle lat minęło, tyle czasu jej nie widziałem, ale jednego byłem pewien - Kosem Sultan nie zmieniła się, nadal była iście piękna jak przed laty. Spojrzałam na nią, mój wzrok błądził, nie był godzien by zatrzymać się na majestacie tak wpływowej kobiety. Sułtanka posłała w mym kierunku ciepły uśmiech, co mnie upewniło, iż mogę bezpiecznie spojrzeć na nią.
- Witaj, Pani. - odparłem z wyczuwalną nutką radości w głosie. - Niezmiernie się cieszę, iż ponownie mogę przebywać w stolicy. Miasto jest tak piękne, śliczne widoki, nie to co w Egipcie. Miewam się całkiem dobrze, gdyż wróciłem do swego domu i otaczają mnie znajome twarze. Czy mógłbym czuć się lepiej? Wszytko co potrzebuję już mam. Gdzie nie spojrzę, coś wywołuje uśmiech na mej twarzy. - ciągnąłem patrząc głęboko w tęczówki swej pięknookiej rozmówczyni. - Myślałem, że już nigdy nie ujrzę tych murów, nigdy nie będę w stanie porozmawiać z bliskimi mej duszy, a tu taka niespodzianka. - westchnąłem. - Dziękuję Ci, Sułtanko za możliwość powrotu, tyle to dla mnie znaczy. Jestem Ci bardzo wdzięczny. Czy będę w stanie Ci to kiedyś w jakikolwiek sposób wynagrodzić?
Na licu właścicielki mego serca malował się uśmiech, wywołany mymi słowami. Czyżby czytała mi w myślach i wiedziała, że powodem mej radości nie jest powrót, lecz spotkanie z nią? Każdy grymas radości na twarzy Mahpeyker Kosem to chwila uniesienia dla mej duszy. Widok szczęśliwej Sułtanki mego serca to miód na moje oczy i serce. W głębi duszy czuję, iż Maheyker również żywi do mnie jakieś uczucie. Wierzę, iż nie jest to tylko przyjaźń, lecz coś więcej. Liczę na to, iż i w jej sercu jest chociaż malutki zarodek miłości do zwykłego łucznika, jakim jestem. Chwila wydaje mi się, że tak jest, gdyż to jak ona na mnie spogląda, to jak do mnie mówi.
Jedyne czego żałuję to to, że jetem tym kim jestem i, że Sułtanka jest Sułtanką, to wszytko mnie ogranicza. Przez te różnicę nie mogę być sobą, wyrazić siebie, swych uczuć.
Prośba Mahpeyker wydała mi się przez chwilę niedorzeczna. Jak mam być bliski człowieka, który na cztery lata wygnał mnie z państwa. Westchnąłem i skinęłam głową, na znak przyjęcia rozkazu. Przeczuwałam, iż me nowe zadanie będzie dla mnie ogromnym wyzwaniem, ale wykonam je z myślą o Sułtance, uszczęśliwię ją.
- Jak sobie życzysz Pani. Wykonam wszytko by stać się członkiem Dywanu. - rzekłem hardo. - Zrobię co się da, by stać się Twym informatorem. Będę twymi uszami, oczami; o wszystkim dowiesz się jako pierwsza. Będziesz mogła na mnie liczyć, a jeśli coś pójdzie źle odpowiem za to. Nigdy nie wystawie Twego zaufania na próbę, zawszę będę przy Tobie, będę tobie służyć na dobie i na złe, mimo burz. Jestem gotów wskoczyć w ogień, oddać życie, by ocalić Cibie i wywołać uśmiech na Twej twarzy. Zrobię wszytko by Cię uszczęśliwić, gdyż jesteś jedyną osobą w mym życiu, która nigdy się ode mnie nie odwróciła.
Zauważyłem, że słowa jakie padły z mych ust wywołały uśmiech na licu mej ukochanej Sułtanki, cieszyło mnie to. Każdy jej uśmiech był dla mnie jak woda na pustyni, a gdy dostrzegłem, iż Kosem Sultan się zarumieniła, poczułem, iż mogę latać. Poczułem przypływ nieograniczonej energii i radości. Nigdy nie sądziłem, nie śmiałem myśleć, że kiedykolwiek moje słowa tak wpłyną, dotrą do serca ''Sułtanki mej duszy''. Mahpeyker wtopiła we me oczy swe spojrzenie. Z każdą sekundą kobieta coraz bardziej się uśmiechała. Ten radosny grymas mimo swego wygłosu pozostawał delikatny i subtelny jak ona. Nagle poczułem dotyk na swym ramieniu, spojrzałem się wątpiąco na dłoń spoczywającą na nim. Mimo, iż wiedziałem, że to dotyk Sułtanki nie potrafiłem dopuścić do siebie myśli, że kobieta taka jak Kosem mogłaby dotknąć zwykłego łucznika jak ja. Radość wypełniała me serce i duszę. Uczułem się jak nieśmiertelny, nie myślałem, że kiedykolwiek nastąpi w mym życiu tak radosny dzień. Poczułem, że nawet niemożliwe może stać się wykonalne, lecz wystarczy tylko uwierzyć.
- Też mam taką nadzieję, Sułtanko. Jeśli wszytko pójdzie zgodnie z planem lada dzień będziemy na szczycie. Obawiam się jednego, wrogów, lecz wierzę, iż i ich pokonamy. - odparłem.
- Dobrze, rozumiem. Jeśli coś będzie się dziać, nie pójdzie po Twej myśli natychmiast stawię się u Ciebie. A teraz nie zatrzymując i nie zaprzątając niepotrzebnie głowy pragnę życzyć Ci Pani miłego dnia. - dodałem. Po tych słowach pokłoniłem się przed majestatem kobiety i poczekałem, aż opuści komnatę. Zostawszy sam powróciłem do wcześniej wykonywanej czynności z uśmiechem na twarzy.

Biała Róża {Kosem&Kemankes}Where stories live. Discover now