{ Narration of Kosem }
Był środek nocy. Blask księżyca wpadał do mej komnaty, delikatnie ją oświetlając. Już od kilku godzin leżałam na łożu, bezskutecznie starając się zasnąć. Nic z tego nie będzie - pomyślałam w końcu. Wstałam i udałam się na taras z nadzieją, że świeże powietrze sprawi, że poczuję się lepiej. Wpatrywałam się w gwiazdy, wiele ich było na niebie; przypomniała mi się noc spędzona z Kemankeşem w altanie. Uśmiechnęłam się; chciałabym ją jeszcze kiedyś powtórzyć.
Ciekawe jak się ma mój ukochany, zapewne teraz słodko śpi - myślałam. - A może by tak iść i to sprawdzić? I tak nie mogę spać... Tak, zrobię to. Stęskniłam się za nim, dobrze będzie go zobaczyć.
Rozejrzałam się po korytarzu, na szczęście nie zauważyłam nikogo. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę komnaty Łucznika. Po chwili dotarłam na miejsce i cichutko otworzyłam drzwi. Weszłam do środka. Mężczyzna spał tak słodko. Przez sen wyglądał jeszcze przystojniej niż zwykle i tak niewinnie... Uśmiechnęłam się. Przyglądałam mu się jeszcze przez jakiś czas. Chcialabym być przy nim każdej nocy. Jaka szkoda, że to nie jest możliwe. Gdybyśmy tylko spotkali się w innym życiu... Jakże bylibyśmy szczęśliwi; bez zmartwień, bez ukrywania się.
Nie zastanawiałam się zbyt długo, spontanicznie zdecydowałam położyć się obok tak, by go nie obudzić. Delikatnie okryłam się jego satynową kołdrą. Moja dłoń zaś powędrowała na twarz Kemankeşa i zaczęła czule gładzić jego policzek. Niespodziewanie mężczyzna otworzył oczy...Mijały minuty. Wciąż leżałam obok śpiącego ukochanego, przyglądając mu się i głaskając go. Nagle, zupełnie niespodziewanie mężczyzna obudził się, szybkim ruchem wyjął sztylet spod poduszki i opierając się na mnie przystawił ostrze do mojej delikatnej szyi. Byłam jednocześnie przestraszona, ale i nieco rozbawiona. Chyba za bardzo go zaskoczyłam - pomyślałam. - Wcale się mnie tutaj nie spodziewał. Pewnie myślał, że to jakiś intruz.
- To ja, Kemankeş. To ja, Mahpeyker - wyszeptałam.
Mężczyzna z przerażeniem w oczach odrzucił broń i pomógł mi wstać.
- Przepraszam... Prawie Cię... Agh... nie chcę nawet o tym myśleć. Wystraszyłaś mnie, Najmilsza - rzekł, po czym ucałował mą dłoń. - Błagam... Nigdy więcej mnie tak nie strasz... Nie chcę Cię stracić - wyszeptał.
Na jakiś czas zapanowała między nami zupełna cisza. Siedzieliśmy, co chwilę spoglądając sobie w oczy. Zapewne nie tylko ja byłam trochę zestresowana w tym momencie. Nie wiedziałam co powiedzieć po tym, co przed chwilą się stało, tak samo było z Kemankeşem. Ta cisza stawała się coraz bardziej niezręczna. Nagle mężczyzna przybliżył się do mnie, uniósł moją brodę i nasze wargi połączyły się. Byłam niesamowicie zaskoczona, ale nie próbowałam go powstrzymać. Chyba właśnie tego chciałam. Bez chwili zastanowienia odwzajemniłam jego pocałunek. Już zapomniałam jak to jest kogoś całować; czułam się, jakbym robiła to pierwszy raz, a przecież wcale tak nie było. Gdy nasze usta odłączyły się od siebie, nieco zawstydzona spuściłam wzrok. Co ja właśnie zrobiłam? - myślałam, gdy uświadomiłam sobie jak daleko przed chwilą zaszliśmy. Chciałam już właściwie wrócić do komnaty, by zastanowić się i na spokojnie ułożyć sobie wszystko w głowie.
Wreszcie powiedziałam:
- Znowu nie mogłam zasnąć, dlatego przyszłam. Nie powinnam była, jest przecież środek nocy. Przestraszyłam Cię, choć wcale tego nie chciałam, wybacz. Mogłam Cię chociaż obudzić, żebyś wiedział, że to ja, a nie jakiś intruz, ale tak spokojnie spałeś... Nie miałam serca by to zrobić. Więcej razy już nie będę Cię tak zaskakiwać. Chyba już czas na mnie, powinnam wracać do siebie... - spojrzałam jeszcze na Kemankeşa, czekając reakcję z jego strony.
Mężczyzna milczał przez chwilę, nie wiedział co powiedzieć. Już miałam wyjść, gdy niespodziewanie złapał mą dłoń i rzekł:
- Sułtanko... Możesz mnie odwiedzać każdej nocy, każdej minuty mojego życia, gdyż wtedy raduje się moje serce. To wtedy jestem najszczęśliwszym człowiekiem w Imperium i na całym świecie.
Te piękne słowa wywołały delikatny, nieśmiały uśmiech na mojej twarzy. Chyba nigdy nie usłyszałam od nikogo czegoś podobnego.
- Najpiękniejsza... Najmilsza... Zostań przy mnie, nie odchodź... A co jeśli ktoś Cię teraz nakryje, co powiesz? Tutaj nas nikt nie znajdzie, to tutaj jesteśmy bezpieczni.... Tylko zostań - rzekł, po czym złożył na moim czole delikatny pocałunek.
Zastanowiłam się chwilę. Mogłam iść, jakoś dałabym sobie radę i wróciłabym do siebie niezauważona. Coś jednak kazało mi zostać. Jeszcze chwilę - pomyślałam. - Zostanę z nim chwilę i sobie pójdę. *** Po kilku minutach leżeliśmy w jego łożu. Położyłam głowę na klatce piersiowej mężczyzny, ten zaś delikatnie gładził moje włosy oraz plecy. Rozmawialiśmy przez jakiś czas... O czym? Chyba o wszystkim. Było nam razem tak dobrze. *** Otworzyłam oczy. Rozejrzałam się wokół; byłam w komnacie Kemankeşa, w jego łożu. Mężczyzna słodko spał, obejmując mnie jedną ręką. Był bardzo wczesny ranek, najwyższa pora, żebym wróciła do swojej komnaty. Miałam to zrobić już dawno, ale jak widać zasnęłam. Od wielu dni tak dobrze nie spałam... Tylko przy nim mi się to udaje.
Delikatnie odsunęłam jego rękę i po cichu wstałam. Przed wyjściem postanowiłam napisać mu krótki liścik. Podeszłam do jego stolika, wzięłam do ręki pióro i jedną z czystych kart.
"Najdroższy,
Od wielu dni tak dobrze nie spałam, jak tej nocy w Twoich objęciach. Mogłabym każdego ranka budzić się obok Ciebie. Dziękuję Ci za wspaniały wieczór; mam nadzieję że kiedyś go powtórzymy. Miłego dnia.
K."
Swoją wiadomość zostawiłam na łożu. Ostatni raz spojrzałam na śpiącego mężczyznę i szybkim krokiem, ostrożnie wróciłam do siebie.
YOU ARE READING
Biała Róża {Kosem&Kemankes}
FanfictionOna - Sułtanka, Valida, Anielska piękność; On - Łucznik, późniejszy Wezyr... Ich symbolem jest BIAŁA RÓŻA, róża niewinna i czyta jak ich uczucie.