Byli tu. Byli wszędzie. Czułam ich obecność.
Przyspieszyłam, skręcając w najbliższą nieoświetloną uliczkę. Rzęsisty deszcz znacznie zmniejszał mi pole widzenia. Z nieuwagi omal nie uderzyłam głową w słup, który nagle przede mną wyrósł. Mimo to, starałam się maksymalnie skupić, zbyt dużo nie rozglądać i jak najszybciej biec przed siebie. Strach tylko rozbudzał moją wyobraźnię, więc myślenie o dziwnych kształtach przedmiotów, które mijałam, nie należało do najlepszych pomysłów, kiedy nie chciało zwariować.
Znalazłam się na kolejnym skrzyżowaniu. Dwie przecznice dalej stał mój dom — jedyne miejsce, w którym byłam bezpieczna. Tam też czekał na mnie zniecierpliwiony ojciec. Od nagłej śmierci swojej żony starał się nie spuszczać mnie z oka. Wyjątkiem była oczywiście szkoła i treningi koszykówki. Od pewnego czasu jednak zaczął kontrolować mój czas wolny, spotkania ze znajomymi z nowych szkół, próbował nawet wybierać mi osoby, z którymi mogłam się widywać. Jedną z nielicznych była moja korepetytorka z biologii, której szczerze nienawidziłam. Odwiedzała mnie dwa razy w tygodniu i pod pretekstem nauki, wypytywała mnie o życie prywatne, zdrowie i samopoczucie. Należała ona do typu „wścibskich bab, wtykających nosa w nieswoje sprawy." Nie miałam pojęcia jakim cudem dzieciaki z domu dziecka, którym w międzyczasie zarządzała, z nią wytrzymywały.
Przebiegając przez ostatnią uliczkę, usłyszałam pisk zdzieranych hamulców samochodowych, a później silny ból. Upadłam na mokry i zimny asfalt. Resztką podświadomości próbowałam utrzymać równowagę, aby nie uderzyć o niego głową.
Jęknęłam i chwyciłam się za lewe biodro. Piekło, cholernie piekło.
Drzwi czarnego samochodu otworzyły się raptownie. Moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna ubrany w elegancki, granatowy garnitur. Podbiegł do mnie przestraszony, żeby sprawdzić stan mój i swojego drogiego samochodu. Po wstępnych oględzinach zobaczyłam ulgę wypisaną na jego twarzy. I to nie z mojego powodu. Cieszył się raczej z tego, że jego auto miało tylko lekkie wgniecenie na masce i odrobinę wykrzywiony zderzak. To było jak cud, jeśli wyobrazić sobie potężną masę, z jaką się zderzył.
— W porządku? — Obejrzał moje nogi i ręce w poszukiwaniu jakiś urazów. — Dlaczego wbiegłaś mi przed maskę? Cholera, dziewczyno, mogłem cię przecież zabić! — Zdenerwował się i niezadowolony rzucił okiem na zegarek.
Zadrżałam pod wpływem jego głosu i skuliłam się. Bałam się, ale jakaś część mnie dziękowała niebiosom, że był ze mną ten człowiek. Śledzące mnie postacie nigdy się nie zbliżały, kiedy miałam towarzystwo.
— Przepraszam — wyjąkałam cicho i spróbowałam wstać, lecz w tym momencie potworny ból przeszył mój lewy bok. Stęknęłam, rozmasowując sobie to miejsce.
— Daleko mieszkasz? Podwieźć cię? — Zapytał, spoglądając na moje daremne wysiłki.
Po tych słowach przypomniało mi się ostrzeżenie taty: „Jeśli ktoś cię zaczepi, nie rozmawiaj z nim, a już pod żadnym pozorem nie zdradzaj miejsca zamieszkania. To zbyt ryzykowne." Zdałam sobie jednak sprawę, że bez niczyjej pomocy nie poradziłabym sobie z dojściem do domu. Nie miałam nawet przy sobie komórki, żeby móc kogoś wezwać.
Rozum, kierowany dobrymi radami taty, mówił stanowcze „nie." Ale miałam jeszcze bijące ze strachu serce...
„Trudno, ojciec będzie na mnie zły. Nie mam wyjścia."
— Tu niedaleko — powiedziałam, oczekując jego reakcji. Natychmiast nachylił się w moim kierunku i postawił na nogi. Na szczęście nie sprawiło mu to większego problemu. Następnie poprosił, bym podparła się o maskę samochodu, a on sam ruszył, by otworzyć drzwi ze strony pasażera.
CZYTASZ
Odbicie
Fantasy"- Kto to? - Zapytałam z niepokojem, patrząc na coraz bardziej przerażonego ojca. - Znasz go, tato? - Nie - zacisnął usta w wąską linię. Kłamał. (...) - Idź, proszę, do siebie i spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Rano masz być gotowa. Przeprowadzamy...