#5 cz. I

68 9 3
                                    

Od kiedy Wolfgang zamieszkał w pałacu, w jego życiu zdążyło się wiele wydarzyć. Jego opera odniosła sukces, podobnie jak wszystkie koncerty. Poznał wiele wspaniałych osób, ale nie to było najważniejsze... Do Wiednia przyjechała jego siostra, Maria Anna Mozart, wspaniała Nannerl, za którą tak bardzo się stęsknił. 


Tego wieczora miał zamiar wybrać się na spotkanie z Constanze, kolejną wielką miłością w jego życiu, ale nie chciał zostawiać siostry samej, szczególnie, że jeszcze nie znała zbytnio wielu osób we Wiedniu. Wtedy uknuł iście szatański plan...

-Constanze! Constanze! - zawołał głośno Wolfgang, a słysząc cichy chichot, od razu pobiegł w jego stronę.

-Coś się stało, Wolfie? - spytała rozbawiona.

-Mam pewien pomysł, ale... Opowiem ci o nim później, dobrze? Mogłabyś coś dla mnie zrobić?

-A co to by miało być?

-Pamiętasz moją siostrę, Nannerl, prawda? - spytał, uśmiechając się szeroko, a ona pokiwała twierdząco głową. - Mogłabyś po nią pójść i zaprosić ją na dzisiejszy wieczór?

-Ale... Mieliśmy dzisiaj wyjść razem! - zawołała oburzona.

-Wiem, Stanzi! I tak będzie, ale wytłumaczę ci to później - zaśmiał się cicho i na pożegnanie pocałował ją szybko w usta.

Wybiegł szybko z domu, by zrealizować dalszą część swojego planu. Constanze tymczasem poszła w stronę domu, który wynajęła Nannerl, a który znajdował się naprawdę blisko ich zajazdu. Zapukała głośno do drzwi i cierpliwie poczekała, aż dziewczyna jej otworzy.

Nannerl siedziała w wielkim fotelu, zaczytana w niemieckiej powieści. Nagle po jej pustym domu rozległo się głośne pukanie. Odłożyła książkę i wstała aby otworzyć drzwi. Za nimi ujrzała Constanze - narzeczoną jej brata. Uśmiechnęła się szeroko do niej.
- Witaj Constanze, cóż cie do mnie sprowadza? - spytała.

-Twój brat - zaśmiała się. - Wpadł na jakiś szalony pomysł i prosił, bym przyszła po ciebie. Chciał cię zaprosić dzisiaj na kolację. Zgadzasz się?

- Oczywiście! Będę zaszczycona - odpowiedziała z szerokim uśmiechem - Może chciałabyś wejść? Napijesz się czegoś ciepłego? Na pewno zmarzłaś...

-Och, z przyjemnością! - zawołała Constanze, wchodząc do środka. - Jesteś wspaniała!

Tymczasem Wolfgang w końcu dotarł do celu swojej podróży. Uśmiechnął się do siebie, znowu stając pod drzwiami domu Salieriego. Odkąd ostatnio tu był, minęło już dość dużo czasu. Tak samo, jak wtedy, zapukał głośno do drzwi.

Tymczasem Salieri grał na pianinie, zapisując co rusz to nowe nuty. Jego prace przerwało pukanie. Zastanawiając się, kto o tej porze mógłby zakłócić jego spokój, zszedł na dół po schodach. Wściekłe otworzył drzwi i spojrzał na osobę stojącą przed nim.
- Mozart - warknął.

-Długo się nie widzieliśmy, Salieri! - zaśmiał się cicho, nawet nieco prowokująco. - Słuchaj, chciałbym ci się odwdzięczyć za to, co dla mnie zrobiłeś i ile dzięki temu osiągnąłem, więc w ramach podziękowań chciałbym cię zaprosić na kolację.

Słysząc swoje słowa, zachichotał cicho.

-Znaczy... Spokojnie, nie będziemy sami! - zawołał rozbawiony. - To co? Zgadzasz się?

Zaśmiał się.
- Mam iść z tobą na kolację? I niby z kim jeszcze - dociekał
Młody muzyk chyba nie myślał, że zgodzi się spędzać z nim swój czas.

-Będę ja, ale to raczej oczywiste, Constanze Weber i moja siostra, Maria Anna Mozart - powiedział, uśmiechając się szeroko. - Nie daj się błagać Salieri i chodź!

Spojrzał na niego wściekłe... chyba nie myślał, że da się wyciągnąć na randkę.
- Żegnaj Mozart - odparł po czym zamknął mu drzwi przed nosem.

Wolfgang nie dał rady powstrzymać cichego śmiechu. Może Salieri już zapomniał o tym, że był już u niego w mieszkaniu, ale on pamiętał jeszcze kilka rzeczy. Pobiegł do ogrodu i przeciskając się między krzaczkami, znalazł drabinę, po której wcześniej uciekał. Oczywiście, wiedział, który pokój jest który, a gdy zobaczył, że okno do gabinetu Salieriego jest uchylone, a po chwili z niego właśnie rozległa się cicha muzyka, uśmiechnął się szatańsko. Najciszej, jak tylko potrafił, przesunął drabinę i wspiął się po niej na samą górę. Salieri nawet nie zauważył jego obecności, w końcu jak mógłby się jej spodziewać? - pomyślał Wolfgang i stał chwilę w milczeniu, przysłuchując się muzyce i przyglądając kompozytorowi. Dopiero po jakimś czasie zapukał cicho w parapet i oparł głowę na skrzyżowanych ramionach, śmiejąc się krystalicznie.

-Nie poddam się tak łatwo, jak myślisz - zawołał rozbawiony.

Salieri był jednocześnie zdziwiony i wściekły.
- Mozart czy mógłbyś mnie łaskawie nie nachodzić we własnym domu - warknął, wychodząc z pokoju.

-No nie wierzę! - zawołał, kręcąc głową.

Wdrapał się do środka przez okno i od razu pomknął za Salierim. Chwycił go mocno za ramię, zupełnie nie zważając na to, jak bardzo mordercze spojrzenia posyłał mu kompozytor.

-Mam uznać, że się boisz? - spytał, uśmiechając się prowokująco. - Ty, wielki maestro Antonio Salieri boisz się wyjść spotkać z kilkoma osobami? Nie spodziewałem się tego!

Odpowiedział na to tylko prychnięciem. Jednak muzyk miał trochę racji. Salieri jako bardzo odosobniony człowiek nie lubił, raczej nie potrafił spędzać czasu z ludźmi.
- Niech ci będzie - prychnął - A teraz łaskawie wynoś się z mojego domu - ignorując go wrócił do swojego gabinetu.

-Sam się z niego nie wyniosę! - zachichotał, siadając na parapecie i zeskakując na drabinę. - Doskonale wiesz, gdzie jest zajazd Weberów, prawda? Przyjdź tam dzisiaj za godzinę i udowodnij mi, że się nie boisz!

Nie czekając na jakąkolwiek reakcję Salieriego, szybko zsunął się po drabinie i popędził w kierunku zajazdu, cały czas uśmiechając się szatańsko.

Kompozytor zignorował Mozarta i zaczął nerwowo grać. Nie mógł się jednak skupić na grze. Jego myśli krążyły wokół zajazdu Weberów, Mozarta i jego siostry...


Jeśli będzie dużo chętnych osób mogę wstawić 
większość opowiadań, napisanych przez tych panów!
Ale musi być odzew z waszej strony! To jest jedyny warunek...

Adventures of Mozart & SalieriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz