4 Cz. III

96 3 0
                                    

Kiedy Wolfgang się obudził, była jeszcze noc. Wyplątał się z koca, lecz gdy tylko spojrzał w mrok, jaki zalewał pokój, schował się pod nim z powrotem.

Tak, ciemność to była jedyna rzecz, jakiej bał się bardziej, niż wszystkich dentystów i clownów razem wziętych. Już jako dziecko mrok go przerażał, a jego rodzina ten strach potęgowała jeszcze bardziej, mówiąc, że jeśli nie będzie posłuszny, to zjedzą go potwory. Choć od tych dni minęło już naprawdę długo czasu, to odcisnęło trwałe piętno na jego psychice. Codziennie usypiał przy rozpalonym kominku, dodatkowo na biurku koło łóżka zawsze ustawiał kilka świeczek, a teraz? Był zbyt przerażony, żeby racjonalnie zastanowić się nad tym problemem.

Zamknął oczy, zbyt przerażony, by spojrzeć w mrok i po omacku zaczął szukać w szafkach chociaż zapałek, ale nie znalazł niczego. Otworzył drzwi, licząc na to, że choć na korytarzu będzie paliło się światło, ale tam również panowała nieprzenikniona ciemność.

-Nie bój się Wolfgang - szepnął do siebie, jakby próbując dodać sobie otuchy.

Ale gdy tylko na korytarzu rozległ się cichy trzask, najpewniej gałęzi łamanej przez wiatr, pobiegł pod drzwi pokoju Salieriego i nieco je uchylił, patrząc do środka. Otworzył je nieco bardziej, jednak te wydały przeraźliwy pisk, a on, jednocześnie zaskoczony i przerażony, cofnął się nieco w głąb korytarza.

Jak tylko po pokoju rozległ się pisk, Salieri otworzył oczy. Jak tylko przyzwyczaił się do mroku, ujrzał Mozarta stojącego w korytarzu. Wymruczał coś pod nosem, zrywając się z łóżka.
- Cóż tym razem się stało? - spytał z wyraźnym gniewem w głosie.

-Nic... ja... - wydukał przerażony i rozpłakał się cicho. - Przepraszam...

Nie chciał, żeby muzyk się na niego gniewał. Szybko wycofał się w ciemność i pobiegł do swojego pokoju, od razu chowając się pod kocem, aż drżąc ze strachu.

-Wszystko będzie dobrze, już niedługo będzie rano... - mruknął do siebie, choć specjalnie zrobił to dość głośno, by dodać sobie większej otuchy. - Wtedy nie będzie ciemno... Będzie jasno.

Salieri poszedł za nim zapalając po drodze lampkę naftową. Wszedł do pokoju gościnnego, oświetlając go.
Kiedy zauważył Wolfganga siedzącego pod kocem, mamroczącego coś pod nosem, zrobiło mu się go żal.
- Powiesz mi co się stało? - spytał wchodząc do pokoju.

Wolfgang, ciągle schowany pod kocem widział, jak pokój nagle zalewa dziwne, pomarańczowe światło, zaś kiedy usłyszał głos, z aż krzyknął z przerażenia i wysunął głowę spod koca, żeby dowiedzieć się, jakie niebezpieczeństwo go czekało.

-Och, Salieri... to tylko ty... - mruknął roztrzęsiony. - Nic się nie stało, wszystko jest w porządku, widzisz? Jest dobrze - powiedział na jednym wdechu, bojąc się powiedzieć Salieriemu prawdę.

Nie chciał, żeby muzyk go wyśmiał, żeby przez jego strach zupełnie stracił do niego szacunek i uznał za zwykłe dziecko. Niepewnie schował głowę pod koc i starał się uspokoić oddech, żeby udawać, że śpi.

Salieri ostrożnie podszedł, kładąc lampkę na stoliku nocnym przy łóżku.
- Mozart... o co chodzi? - szepnął siadając na krześle przy nim.

-Mówię przecież, że o nic, Salieri, proszę... - powiedział Wolfgang, choć sam do końca nie wiedział, o co mu chodziło.

Przysunął się bliżej światła, a zarazem bliżej Salieriego i skulił się na poduszce, ciągle nieco drżąc ze strachu.

-Ja... Mam pytanie, ale... Nie... To głupie, nie... - wydukał, nie wiedząc do końca, jak się wysłowić.

Spojrzał na niego smutno i znów wtulił głowę w poduszkę, mocno zaciskając powieki, zmuszając się, żeby usnąć, póki nie był w pokoju znowu sam, otaczany tylko przez ciemności.

Adventures of Mozart & SalieriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz