Rozdział 3 - Chcąc być łagodnym, okrutnym być muszę

3.8K 167 125
                                    

Gdy tylko Harry wszedł wcześnie następnego ranka do Atrium Ministerstwa Magii i minął Fontannę Magicznego Braterstwa, dostrzegł kilka osób wskazujących na niego palcem i śmiejących się jawnie. Zaklął pod nosem, ale wiedział, że najgorsze jeszcze przed nim. Dotarł do Biura Aurorów, gdzie poważna i stanowcza recepcjonistka, kobieta w wieku przedemerytalnym, przywitała go wysokim dyszkantem i złośliwym uśmieszkiem. Brzmiała, jakby nawdychała się helu. Szybko zorientował się, że wszyscy w departamencie zaczarowali swoje głosy, by brzmiały nienaturalnie wysoko. Wszedł do biur Służby Ochrony Ministerstwa i wszyscy nagle przerwali swoją pracę. Niektórzy krzywili się boleśnie i łapali za krocze, inni po prostu wybuchali śmiechem. Harry wbił wzrok w podłogę i pospiesznie przemknął do swojego małego biurka. Jak na razie jego kariera wśród aurorów nie stanowiła wzoru, a to był zapewne jej najgorszy moment. Co tam wyczyszczenie pamięci królowej... nie mógł sobie wyobrazić niczego gorszego, niż podopieczna unieszkodliwiająca swojego ochroniarza.

- Chyba nie poszło najlepiej, co Harry? - spytała Tonks irytująco piskliwym głosem, gdy zbliżał się do swojego biurka.

- Mogłabyś darować sobie ten głosik? - warknął zirytowany Harry. - Już załapałem, starczy.

- Po prostu solidaryzujemy się z tobą - wyjaśniła z uśmiechem. Po chwili niezręcznej ciszy Tonks pojęła, że Harry naprawdę nie czuje się rozbawiony, więc rozproszyła zaklęcie i kontynuowała: - Poszło ci gorzej niż oczekiwałam. Nie będę owijała w bawełnę, Harry. Nie jest dobrze, kiedy osoba, którą podobno masz ochraniać, potrafi spuścić ci taki wpierdol. Choć Shacklebolt uznał to za zabawne.

- To fantastycznie, prawda? - odparł sarkastycznie Harry.

- Powiedział, że może właśnie tego potrzebowałeś. Dobrego kopniaka w... sam wiesz o co chodzi. Myślisz, że po tym co się stało możesz dalej współpracować z Ginny?

Harry spojrzał na nią gwałtownie i odparł pospiesznie:

- Oczywiście, że tak! - przerwał na moment, by zebrać myśli. - Jestem w pełni gotowy na pełne pół roku. Wydaje mi się, że możemy pracować razem. Wczoraj wieczorem poprosiła, żebyśmy przeszli na "ty".

- CO ZROBIŁA?!

- To co słyszałaś.

Zaskoczona Tonks potrząsnęła głową.

- Harry, to absolutny rekord. Nigdy nie trwało to krócej niż tydzień. Musiała cię naprawdę polubić.

Umysł Harry'ego powoli zaczynał wierzyć w taką możliwość. Poprzedniego wieczoru podczas rozmowy z nią cieszył się jak głupi, gdy miał okazję wypowiedzieć jej imię. Pozwolił sobie na napawanie się tym uczuciem tylko przez moment, nim do głosu doszła racjonalna strona jego umysłu. Musiał szczerze przyznać sam przed sobą, że Ginny pociągała go seksualnie, tak jak zapewne pociągała każdego napalonego dwudziestolatka. Była po prostu idealna. Ale Ginny to jego praca. Nie mógł pozwolić, by pożądanie zaćmiło jego umysł, tak jak miało to miejsce poprzedniego popołudnia. Musiał się skupić na ochronie swojej podopiecznej, a nie na Ginny Weasley czy jej uśmiechu, piegach, nogach, ramionach ani żadnej części jej ciała, które widywał w swoich fantazjach, a z którymi miał nadzieję dokładniej się zapoznać. Był to winny Tonks, a co ważniejsze był to winny Ginny. Wiedział, że musi postawić twarde granice (aż jęknął w myślach, uświadamiając się jak bardzo mu stwardniał na samą myśl o niej), ale musiał powściągnąć swoje pierwotne instynkty (bo o to właśnie chodziło, prawda?), gdyż nic nie napawało go większym lękiem, niż perspektywa krzywdy, która spotyka Ginny w czasie, gdy jest ona pod jego ochroną.

- Harry… Harry!

Harry zamrugał gwałtownie i spojrzał na Tonks.

- Nie, ona mnie nie lubi. Po prostu przykro jej, że mnie uderzyła.

Misja: GinnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz