- Chyba coś zgubiłeś – powiedziałam do Leiftana, niemal pod nos podsuwając mu piekielną pandę.
- Amaya! - ucieszył się i wziął ją z moich rąk, przytulił, a potem postawił przy nodze. - Gdzie była tym razem? - zapytał zakłopotany.
- Znalazłam ją w pokoju tego nowego członka Straży – wyjaśniłam spokojnie, starając się ignorować widok jego wyeksponowanego brzucha. Nie miałam pojęcia, czy kiedykolwiek się do tego przyzwyczaję, jednak jedno było pewne – od kiedy poznałam Leiftana, przestali mnie oburzać mężczyźni gapiący się kobietom na piersi. Po prostu nie dało się odmówić sobie choćby zerknięcia...
- Mam nadzieję, że nie narobiła wielkich szkód - zmartwił się, co trochę mnie otrzeźwiło i zmusiło do zebrania rozbieganych myśli.
- Narobiła, ale zaczynam już dochodzić do wprawy w pacyfikowaniu jej, także dzisiaj nawet nie zdążyła mnie podrapać – pochwaliłam się, a Leiftan próbował ukryć rosnące zakłopotanie za uśmiechem. - Ciekawe dlaczego tym razem – zastanowiłam się głośno.
- Mam pewne podejrzenia – powiedział i pochylił się, żeby pogłaskać tego puchatego jeźdźca apokalipsy.
- Podzielisz się? - spytałam odruchowo, choć nie byłam pewna czy chcę wiedzieć, co ten awatar zniszczenia może mieć w głowie. Leiftan przechylił głowę i popatrzył na mnie.
- To chyba moja wina... - zaczął powoli, a przez ton jego głosu naszło mnie niejasne podejrzenie, że i ja byłam w to zamieszana. - Niedawno byłem przez niego trochę zazdrosny i Amaya musiała to wyczuć – wyjaśnił.
- Ty zazdrosny? Przez niego? O kogo? - nawet nie zorientowałam się, kiedy te pytania opuściły moje usta, tak szybko mój umysł pracował. Szkoda, że w innych sytuacjach nie był równie dociekliwy.
- Cóż, widziałem, że ostatnio spędzasz z nim dużo czasu. Trochę mu tego pozazdrościłem – powiedział. Aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Cały Leiftan. Lubiłam w nim to, jak w zupełnie przypadkowych momentach było go stać na takie wyznania z głębi serca, nad których powiedzeniem każdy inny wahałby się godzinami. Było to niesamowicie krępujące, ale także przeurocze, dlatego właśnie byłam czerwona po czubki uszu i serce miałam miękkie jak z plasteliny.
- Chyba teraz powinniśmy umówić się na obiad, żeby tak dla odmiany inni mogli pozazdrościć tobie – powiedziałam ze śmiechem. Tym razem to ja próbowałam w ten sposób przykryć moje zmieszanie.
- Z przyjemnością, Gardienne – odparł. Staliśmy jeszcze przez chwilę w korytarzu, żeby uzgodnić szczegóły jutrzejszego spotkania. Już miałam odejść do swoich spraw, gdy Amaya wystawiła do mnie swój pandzi język. Wpadła mi przez to do głowy pewna myśl, którą od razu postanowiłam się podzielić – nagłe ataki szczerości Leiftana bywały zaraźliwe.
- Czasem mam wrażenie, że twój chowaniec robi wszystko to, na co sam miałbyś ochotę, ale jesteś na to zbyt poukładany – wypaliłam. Leiftan popatrzył na mnie zdumiony, potem na Amayę, która szybko schowała język i z powrotem na mnie.
- Nigdy bym nie chciał zniszczyć ci pokoju, Gardienne... - zaczął powoli.
- To akurat była jej prywatna inicjatywa – wtrąciłam.
- ... Ale coś w tym może być – zaśmiał się nieznacznie. - Są jednak takie sytuacje, w których wolałbym wystąpić osobiście.
- Na przykład? - zapytałam zaciekawiona.
- Naprawdę chciałabyś wiedzieć? - upewnił się. Naiwnie założyłam, że powie coś bardzo przyziemnego, takiego jak "w wysypianiu się" lub bardziej w jego stylu „na naszym jutrzejszym obiedzie", dlatego przytaknęłam bez najmniejszego zająknięcia. To co jednak zrobił Leiftan, przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Zbliżył się do mnie, po czym lekko pchnął moją brodę ku górze. Zanim zdążyłam zrozumieć do czego to zmierza, pochylił się i delikatnie pocałował mnie w policzek. Kiedy się odsunął, miał tajemniczy wyraz twarzy, a ja sobie zdałam sprawę, że z bliska jego oczy podobają mi się jeszcze bardziej.
- Masz rację, w pewnych sytuacjach należy wystąpić osobiście - wykrztusiłam głupio, czerwona jak burak, a on tylko przechylił głowę i popatrzył na mnie z ciepłym uśmiechem. Wydawało mi się, że też jest trochę zarumieniony.
A potem wydarzyło się coś, co zawsze się dzieje, gdy Leiftan powie czy zrobi coś zupełnie nieoczekiwanego - bez większych wyjaśnień pożegnał się i poszedł. Nie zatrzymywałam go, bo czułam się zakłopotana i nawet nie wiedziałabym jak z nim teraz rozmawiać. Za to jutro chyba czekała mnie randka...
Spojrzenie, które na koniec rzuciła mi Amaya nad ramieniem Leiftana, przekonało mnie, że dzisiaj w nocy sprawdzę zamki w drzwiach trzy razy, zanim odważę się zasnąć...
CZYTASZ
Leiftan
FanfictionZbiór moich pojedynczych tekstów o Leiftanie, które dotychczas opublikowałam na forumowym blogu.