ROZDZIAŁ II

18 3 7
                                    

Wstałem od swojej ławki i cicho podszedłem do nowego, usiadłem obok.

-Cześć, jestem Paweł -zacząłem rozmowę -a Ty? -szepnąłem aby tylko on usłyszał.

-Ariel -wymamrotał od niechcenia nawet na mnie nie patrząc, wrzepiał się w okno jakby kogoś tam wypatrywał.

Wyjrzałem kierując się za jego wzrokiem, nie widziałem nic nadzwyczajnego. Z naszej sali jedynie było widać boisko oraz toaletę męską, ale cóż... nawet nikogo nie było w niej widać. Za czym on tak wygląda?

Oho, otwierają się drzwi od jednej z kabin. No dobra nie będę tak centralnie się wrzepiał, kątem oka zobaczyłem chłopaka, był niski i lekko grubawy, ubrany jak dobrze widzę w czarne dresy i szarą bluzę zakładaną przez głowę z kapturem. Hmm... Czyżby mój sąsiad był gejem?

-Co się tak gapisz jak sroka w gnat? -zapytał nagle Ariel patrząc na mnie ze skwaszona miną jakby jadł kiszoną kapustę.

-Co? Ja? Nie. Ja tylko...-poczułem jak zaczynają piec mnie policzki.

No super tylko tego mi brakowało, jeszcze pomyśli, że chłopak mi się podoba.

Ariel zaczął chichotać.
-Co się tak tłumaczysz? -zapytał z szerokim uśmiechem.

-Nie, ja się nie tłumaczę, chciałem tylko wyjaśnić sprawę...-No nie, znowu to robię.

-Dobra, dobra -zaśmiał się ponownie -jak już zapewne zdążyłeś się zorientować jestem tu nowy - zachichotał -może chciałbyś oprowadzić mnie po szkole? Nie bardzo wiem gdzie jest tu psycholog, a mój brat, którego tak zawzięcie obserwowałeś -obdarzył mnie śmiechem -potrzebuje rozmów z kimś doświadczonym.

No tak... To jego brat, a on się po prostu martwi, a ja już każdego osądzam, że jest gejem. To samo było dwa lata temu z Filipem, masakra, na prawdę już mi na mózg siada.

-Hej, słuchasz Ty mnie? -zapytał trącając mnie łokciem.

-Ohh, tak -otrząsnąłem się- naturalnie, pomogę Ci -powiedziałem lekko speszony.

-Plan lekcji oczywiście znajdziecie na stronie -poinformował nas wychowawca -na dzisiaj to tyle, no to już możecie zmykać do domów -uśmiechnął się Pan Krzysztof Domagała zasiadając za swoim biurkiem -ahh, byłbym zapomniał, macie nowego kolegę w klasie, Pan Ariel...-zajrzał do dziennika -Król, tak więc dowidzenia, więcej porozmawiamy jutro ma godzinie wychowawczej.

Pan Krzysztof to stary nauczyciel niski, siwy, bardzo szczupły o niebieskich oczach, często zapomina o ważnych rzeczach. Nie wiem właściwie dlaczego nie odejdzie na emeryturę. Jak on znosi ten hałas, na korytarzu podczas przerwy? Lubię go, ale chyba dla jego zdrowia jednak byłoby lepiej gdyby odszedł.

Szedłem tak szkolnym korytarzem zastanawiając się nad Panem Domagałą, moje skupienie przerwała czyjaś dłoń na ramieniu, obróciłem się. Ahh... to Ariel.
-To co pokażesz mi gdzie jest psycholog?

-Ahh... tak oczywiście, chodź -pokazałem czerwonowłosemu gestem ręki aby podążał za mną, wszedłem na pierwsze z parteru, kierowałem się w prawą stronę, minęliśmy męską toaletę, a następne drzwi były od gabinetu Pani Róży, naszej szkolnej psycholog. Ariel spojrzał na godziny przyjęć, pracowała codziennie od 8:00 do 16:00, tak więc można było zajrzeć do niej w godzinach lekcyjnych.

-Dzięki -powiedział obdarowywując mnie kolejnym już tego dnia uśmiechem.

-Spoko -odparłem ruszając w stronę wyjścia z budynku, zeszliśmy na dół w milczeniu, za chwilę były drzwi po naszej prawej, więc wyszliśmy zaczerpując świeżego powietrza w płuca. Promienie słoneczne delikatnie lizały nasze twarze, przystanąłem więc napawając się tą chwilą.

-No... To... Ten... Do jutra -pożegnałem się z lekkim wymuszonym uśmiechem na ustach.

-No, siema -odpowiedział szeroko się szczerząc.

Popatrzyłem za nim i sam ruszyłem do domu, po krótkiej chwili zorientowałem się, że podążamy w tym samym kierunku, zawahałem się, ale po dłużym namyśle podbiegłem do niego chwytając dłoń zielonookiego.

-Gdzie mieszkasz? -zapytałem zaciekawiony dotrzymując kroku mojemu towarzyszowi, zauważyłem, że jest ode mnie wyższy o dobre pięć centymetrów, może nawet więcej.

-Ja? -spojrzał na mnie z widocznym zdziwieniem na twarzy -jakieś niecałe 20 minut drogi od szkoły.

-Uhm...-zacząłem zastanawiać się jaka jest możliwość, że jesteśmy sąsiadami, szliśmy w milczeniu.

Po 15 minutach obaj skęciliśmy w lewo, no tak, na pewno jesteśmy sąsiadami, mamy tyle samo do szkoły i właśnie skręciliśmy w ulice, na której mieszkam. Nie ma możliwości aby było inaczej, bo prowadząca wzdłóż ulica na końcu prowadzi do lasku, gdzie uwielbiam przebywać. Ciekawe jak długo tu mieszka?

Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos mojego towarzysza.

-Śledzisz mnie? -zapytał jakby skrępowany moją obecnością.

-Ehm...? Ja tu mieszkam? -sam nie wiem dlaczego mój głos zabrzmiał na pytający.

-Eee...? -Spojrzał na mnie jak na idiotę -To Ty się mnie o to pytasz? Skąd ja mam wiedzieć gdzie Ty mieszkasz? -zaśmiał się.

-Nie, po prostu strasznie zdziwiłem się Twoim pytaniem i... no... ten... mój głos jakoś tak zabrzmiał...-no nie! Znowu się tłumaczę, kurza twarz, nigdy przed nikim się nie tłumaczyłem, a przy nim robię to już z trzeci raz tego dnia.

Po kilkunastu minutach rozmowy, przypomniałem sobie, że miałem zadzwonić po ojca, no cóż... stojąc prawie przed samym domem, w dodatku z nowym kolegą raczej nie było sensu zawracać ojcu głowy, który miał zerwać się z pracy tylko po to, bo mi nie chciało się wracać pieszo. Staliśmy tak i rozmawialiśmy, w sumie o głupotach, w końcu zaproponowałem mojemu rozmówcy byśmy poszli do mnie korzystając z wolnego czasu, w sumie dziś było rozpoczęcie roku, ale dopiero jutro zacznie się szkoła, do tego przez pierwszy tydzień będą lekcje organizacyjne, jakby to było potrzebne komukolwiek do szczęścia. Mimo, że uczyłem się bardzo dobrze, bo chyba nigdy w życiu nawet trójki nie dostałem, noo... może po za niemieckim, ja nie wiem, ale ten język za nic nie mógł wejść mi do głowy. Nie miałem z tego przedmiotu większej oceny jak trzy, a to już była dobra ocena, gdyby nie ten cholerny niemiecki...

-Paweł -przerwał mi mój gość -czy Ty w ogóle mnie słuchasz? -zapytał lekko zirytowanym tonem.

-Hmm...-spojrzałem na niego -ależ oczywiście -powiedziałem otwierając drzwi mojego pokoju, na szczęście nie było mamy, która najpewniej poszła zrobić zakupy na obiad.

-Więc o czym mówiłem? -popatrzył na mnie z niedowierzaniem.

-Ehm... No... Ten... Bo ja się trochę zamyśliłem -cholera! Znowu się tłumaczę. Ten koleś wprawia mnie w dziwne zakłopotanie.

-No dobra -westchnął z grymasem wchodząc do pokoju, ja wszedłem zaraz za nim -mam powtórzyć pytanie?

-Jeśli możesz? -poprosiłem uprzejmie.

No cóż... Siedzieliśmy tak w pokoju i rozmawialiśmy, czułem się coraz lepiej w jego towarzystwie. Spędziliśmy ze sobą czas aż do wieczora.

Chłopak spojrzawszy na zegar, który wisiał nad moim łóżkiem poruszył się nerwowo.

-Już jest 21:00, muszę już iść, mama mnie zabije -zaśmiał się.

-No cóż... To dozobaczenia w szkole -powiedziałem po czym odprowadziłem Ariela do drzwi, wymieniliśmy się jeszcze numerami telefonów i poszedł do domu.

Ja zjadłem kolacje, wziąłem kąpiel i wróciłem do swojego małego świata zanurzając sie w swojej jakże delikatniej i pachnącej pościeli. Była już 23:00, więc grzecznie zamknąłem oczy i odpłynąłem.

W sumie tak minął pierwszy miesiąc szkoły, spotykaliśmy się z czerwonowłosym prawie codziennie, bo tylko w niedzielę nie, ponieważ wtedy szedł do kościoła, a później spotykał się z całą rodziną na obiedzie więc nie było szans.

Wszystko się zmieniłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz