Rozdział 3.

3.1K 256 93
                                    

- Czujesz się już lepiej, Keith? - spytała Allura, wchodząc, po zapukaniu i otrzymaniu odpowiedzi, do pokoju chłopaka. Leżał na łóżku, po brodę przykryty kołdrą. Wciąż wyglądał blado, w jego fioletowych oczach można było dostrzec ledwo zauważalny strach.

- Nie - odpowiedział niewyraźnie, odwracając się przodem do ściany. Zmartwił tym Alteankę, która do niego podeszła i dotknęła jego czoła.

- Wciąż gorące - stwierdziła ze smutkiem. - Czy to może być jakaś ziemska choroba? Potrzebujesz jakichś leków?

- Możliwe i nie, dzięki. Mogłabyś już pójść? Chciałbym się zdrzemnąć.

- Dobrze, przepraszam, już ci nie przeszkadzam - powiedziała księżniczka, prostując się i cofając o parę kroków. - Gdybyś czegoś potrzebował to krzycz albo użyj hełmu, okej?

- Mhm - mruknął, po czym głęboko westchnął, wtulając się w miękką kołdrę. - Allura... widziałaś może Lance'a? - zapytał jeszcze, jakby od niechcenia, czym zdziwił białowłosą.

- Nie, niestety nie - zatrzymała się i odwróciła, obdarzając go zaskoczonym spojrzeniem. Myślała, że chłopcy nawzajem się nie znoszą, a teraz jeden pyta o drugiego. Coś ją ominęło? - Chcesz coś od niego?

- Nieee... - przeciągnął ostatnią samogłoskę, potrząsnąwszy głową. Znowu westchnął, po czym poczuł na sobie rozbawione spojrzenie.

- Gdy go spotkam, powiem mu, żeby do ciebie przyszedł - obiecała Alteanka, wesoło się uśmiechając.

- ...dziękuję... - usłyszała jeszcze cichy głos, zanim wyszła z pokoju.

****

- O, Lance.

- Tak, piękna? - zapytał chłopak, odwracając się z zalotnym uśmiechem do księżniczki.

- Keith o ciebie pytał. Pójdziesz do niego? - powiedziała Allura, ignorując próby zwrócenia jej uwagi na Latynosa.

- Keith? - w jednej chwili skamieniał, zaskoczony. Wyprostował się jak struna, a w jego oczach pojawiło się coś na kształt troski, co zdziwiło kosmitkę. - No, to muszę przełożyć mój trening. Nie masz nic przeciwko, co nie? Dzięki.

Nawet nie poczekał na odpowiedź i po prostu wybiegł z sali.

Nie upłynęły dwie minuty, gdy stanął w progu pokoju Koreańczyka. Spojrzał na łóżko, na którym zobaczył tylko kołdrę, spod której wystawały czarne włosy i nic więcej. Odetchnął i podszedł do niego.

- Coś się stało, Keith? - zapytał, odsuwając kołdrę. Zobaczył wyrażającą ból twarz z zamkniętymi oczami. Chyba zasnął - pomyślał, lekko głaszcząc go po policzku. Czerwony paladyn w jednej chwili się uspokoił i ledwo zauważalnie poruszył. Latynos już chciał przykryć go z powrotem i wyjść, ale nagle poczuł miękką dłoń, która złapała jego dłoń. Spojrzał w dół i zobaczył obcą rękę w znajomej rękawiczce. Chwilę mu zajęło nim przypomniał sobie, że krew Kogane'a zaczęła się uaktywniać, zmieniając go w Galrę.

Chciał się odsunąć, ale wtedy uścisk bruneta stał się mocniejszy i poczuł wbijające się w jego skórę ostre pazury. Syknął cicho z bólu, po czym westchnął i uklęknął przy łóżku. Pół-kosmita odetchnął przez sen i z zadowolonym uśmiechem umościł się wygodniej w pościeli, ciągle trzymając dłoń szatyna, jednak dużo słabiej, nie tak rozpaczliwie, jak przed chwilą.

- Ty brutalu - Lance uśmiechnął się pod nosem, obserwując rozpogodzoną w końcu twarz. Wygląda na to, że pomógł w przegonieniu koszmarów czy coś takiego. Jak miło.

Help (Klance) - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz