Pierwszy płatek śniegu tańczący na niebie zwiastuje przybycie pierwszych mrozów, z których to nadejściem trzeba wygrzebać z dna szafy ulubioną puchatą kurtkę, w której nikt nie prezentuję się zbyt atrakcyjnie. Zima to radosny śmiech dziecka, które ulepiło swojego pierwszego, bardzo nierównego i poturbowanego, ale jego własnego bałwana. To w końcu chłodna tafla lodu, która nie wybacza błędów, a każdy postawiony na niej jest jak małe zwycięstwo. Śnieg przywodzi na myśli czerwone nosy, grube rękawiczki i okropne czapki. Wszystkim z wyjątkiem jej. Dla niej spadek temperatury oznaczał powrót do przyjemnej wieczornej rutyny, do ciepłego koca i kubka pysznej zielonej herbaty. Mari od zawsze uwielbiała zimę, która dziwacznym sposobem kojarzyła jej się z kojącym ciepłem.
Ten powrót do domu miał być taki jak wszystkie inne. Telewizor, wygodna kanapa i rozgrzewająca herbata mieniły się jej przed oczami, kiedy przekroczyła próg salonu, a wtedy... No właśnie. Teraz miało być inaczej, mniej przyjemniej i mniej kojąco. Na szarej wersalce siedziała mała nieco przygarbiona postać, ubrana w niegdyś granatowy a dziś ledwie niebieskawy pajacyk, na jej nosie spoczywała nieodłączone brzydkie okulary. Yuuri. Oczywiste było, że ten denerwujący dzieciak zabierze jej kolejny przyjemny element życia. Tak jakby uwaga rodziców i zabawki, które musiała mu oddać (to że spoczywały na dnie szafy, nie było ważne), nie wystarczyły.
– Co ty tu robisz?
Chłopczyk wyprostował się i odwrócił się w jej stronę, z ogromnym zdziwieniem malującym się na pucołowatej twarzyczce.
– Maji? – Wymowa literki „r" wciąż sprawiała mu niemałe problemy, więc zastąpił ją o wiele przyjemniejszym, choć nieco przydługim „j". – Najysowłaś dzisiaj w szkole znowu coś ładnego?
– Mari. Przez „r", głupku. - Kiedy chłopczyk zamrugał szybko, próbując zrozumieć, o co chodziło jego siostrze, ta machnęła niedbale ręką. – Nieważne. Co ty tutaj robisz? Telewizor jest dzisiaj mój.
– Nie jest. Mama mi powiedziała...
– Nie obchodzi mnie co, powiedziała. Jest środa. Nowy odcinek Top Model nie będzie na mnie czekał.
– Ale mama powiedziała...
– Jeny, jesteś głuchy, czy co?
Stwierdzając, że nie ma ochoty na dłuższe pogawędki, a ta rozmowa i tak nie ma zbyt wiele sensu, dziewczynka postanowiła wykorzystać posiadaną przewagę. Usiadła na kanapie z niewinną miną, po czym zepchnęła z niej Yuuriego używając przy tym niemal całej posiadanej siły. Ten najwyraźniej zupełnie się tego nie spodziewał, bo poleciał do przodu, upadając na panele z dziwnym piskiem na ustach.
– Tak się nie robi! – Oburzył się chłopczyk, gdy niezdarnie się podnosił, zachwiał się przy tym niebezpiecznie i omal nie wylądował ponownie na podłodze.
Niewzruszona Mari ze zwycięskim uśmiechem, chwyciła pilota i przy pomocy jednego kliknięcia włączyła upragnioną stację. Yuuri nie zamierzał jednak tak szybko się poddawać i rzucił się w stronę siostry. Dziewczyna była szybsza i stosując najprostszą możliwą technikę, stanęła na nogi, trzymając pilot nad głową, tak że o wiele niższy chłopiec, nawet mimo próby doskoczenia do siostry, nie był w stanie dosięgnąć upragnionego przedmiotu.
W końcu Yuuri albo słusznie stwierdził, że ta bitwa jest już przegrana, albo najzwyczajniej znudził się zabawą, bo stanął w miejscu z niemożliwą do zinterpretowania miną na zaczerwienionej z wysiłku twarzy.
– To niesp... niesp... - Złośliwe słowo nie chciało przejść mu przez gardło, więc sfrustrowany wydał z siebie coś pomiędzy jękiem a piskiem.
– Niesprawiedliwe? – Prychnęła głośno. – Nawet nie umiesz tego powiedzieć, idioto.
– Ale...
– No co? O co ci znowu chodzi?
– Powiedziałeś brzydkie słowo! – Krzyknął zdenerwowany Japończyk, wydymając przy tym śmiesznie policzki i poprawiając spadające z nosa okulary. – I mnie udezyłaś! I nie słuchasz mamy! I znowu jesteś dla mnie niemiła!
– Może i tak. – Wzruszyła obojętnie ramionami. – I co niby masz zamiar z tym zrobić? – Ostatnie zdanie połączone z wojowniczym spojrzeniem, jakie mu rzuciła, zabrzmiało niemal wyzywająco.
Przez ułamek sekundy Mari była pewna, że jednak przegrała, bo dolna warga Yuuriego zaczęła alarmująco drżeć, a w jego oczach błysnęło kilka łez, które po chwili spłynęły po zaczerwienionej twarzyczce, pozostawiając na skórze ścieżkę wilgoci.
A później coś się w nim przestawiło, może nawiedziła go jakaś dziwna myśl, a może upór sportowca dał o sobie znać, bo zamiast płaczu, pojawił się triumfalny uśmiech, zamiast załamanych ramion, ręce wyrzucone ku górze. Wszystko to, zanim powietrze przeciął wojowniczy, może nieco zbyt piskliwy, by brzmieć przerażająco, okrzyk:
– Powiem mamie!
I już go nie było.
Czekanie, nasłuchiwanie i wyłamywanie placów. Minęła pierwsza minuta, za nią drugą, a później kolejna... Słyszała nerwowe pociąganie nosem i łamiący się dziecięcy głoski, przeplatany, ze spokojnym tonem jej matki. Ale nikt do niej przychodził ani mama by wygłosić jej kolejny wykład, ani Yuuri, ani jej wiecznie spokojny ojciec. Kolorowe obrazy i zbyt chude modelki pojawiały się i znikały z ekranu telewizora, ale Mari nie potrafiła się na nich skupić.
Nie wiedziała, jak to się stało, ale choć wygrała, to czuła cierpki smak porażki na języku.
W końcu do salonu wmaszerowała, wyczekiwana przez nią mama, ubrana w niezbyt ładne domowe ubranie. Bez słowa położyła na stoliku czerwony kubek i wyszła. Tak po prostu. Jak gdyby Mari nie doprowadziła, niewinnego niczemu brata do płaczu. Jak gdyby nie zachowywała się właśnie jak podręcznikowy przykład rozwydrzonej nastolatki.
Kiedy przyłożyła naczynie do ust i pociągnęła pierwszy łyk, zrozumiała. Żadne krzyki, czy wykłady nie były potrzebne, by wzbudzić w niej wyrzuty sumienia, wystarczył kubek herbaty. Tej samej, którą Yuuri kupił jej na urodziny, wydając na nią całe skromne oszczędności, a później wręczył jej drżącymi rękoma, życząc cicho „wszystkiego najlepszego".
To nie był cios poniżej pasa, to było uderzenie prosto w serce.
Nie mogąc dłużej patrzeć na trzymane w dłoniach naczynie, odwróciła się do niezakrytego zasłonami okna. W powietrzu nadal kręciły się śnieżnobiałe płatki śniegu, których niemała sterta zebrała się już na trawie. I wtedy coś w niej pękło, nie rozumiała dlaczego, nie wiedziała w jaki sposób, ale wyraźnie to poczuła.
Będzie zbyt dumna, by go przeprosić. Ale jeśli śnieg nie stopnieje, wyciągnie go na podwórko i ulepi z nim bałwana. I zabierze na lodowisko, gdzie po wszystkim napiją się gorącej czekolady, nawet tej, która według niej smakowała jak pomyje, ale Yuuri ją tak uwielbiał. To nie będą przeprosiny, to nie sprawi, że nagle zamiast niechęci, pojawi się uwielbienie, ale to będzie jedna z tych chwil, kiedy zamiast płaczu wywoła u niego dźwięczny śmiech. Nie mogła zdusić w sobie niechęci, ale mogła, choć na chwilę zakopać topór wojenny.
Przynajmniej do ich kolejnej małej, nic nieznaczącej batalii.
***
Podobnie jak w przypadku poprzedniej historii inspiracją do powstania tego one-shota była moja koleżanka, która niedelikatnie wyrzuciła brata sprzed telewizora, a gdy ten się rozpłakała poczuła ogromne wyrzuty sumienia, chociaż po prawdzie nie zrobiła nic szczególnie złego. Kiedy mi o tym opowiadała, niemal płakała, a ja razem z nią chociaż nie ma chyba racjonalnego wytłumaczenia dla takiej reakcji, na coś tak nieznaczącego. Chyba młodsi bracia zostali stworzeni by psuć krew swoim siostrom.
Przepraszam za to, że napisałam jedynie dwie z czterech historii, ale liceum potrafi zabić skutecznie chęci do życia oraz wenę. Poza tym wciąż nie wiem dlatego napisałam historie o dwóch porach roku, których wybitnie nie lubię. xD
Nie pozostało nic innego jak ponownie podziękować cudownej @Dziabara za tą akcję oraz wszystkim, którzy przeczytali moje bazgroły. Dziękuję i mam nadzieję, że spotkamy się w niedalekiej przyszłości. :*
CZYTASZ
Tylko mnie kochaj... 「Victuuri」
Fanfic...gdzie Yuuri próbuje uwierzyć, że jego rzeczywistość nie jest jedynie snem ...gdzie Victor zatraca się w swojej miłości coraz bardziej Zbiór przeróżnych historyjek z uniwersum anime Yuri on ice, czasem bardziej, a czasem mniej na poważnie.