Nowy Jork to doprawdy piękne miejsce.
Tutaj rozgrywają się akcje wszystkich hollywoodzkich filmów, tutaj ludzie przyjeżdżają spełniać marzenia; to tutaj mieszkają rekiny biznesu. Wyniosłe budynki i nigdy nie śpiące miasto budzi podziw nie tylko turystów, ale co dnia zadowala też tutejszych. Zawsze jest tu głośno. I zawsze jest tu pięknie.
- Jak ja nienawidzę tego miasta - mruknął ze wściekłą miną Newman.
- Nikogo to nie obchodzi - odezwał się Hoover.
- Właśnie - poparła go Holly.
Mężczyzna oparł się łokciem o szybę samochodu.
- Dzięki, przyjaciele - wymamrotał.
- My tylko razem pracujemy, Josh - powiedziała.
- Powiedziałem przyjaciele? Miałem na myśli "przyjaciel".
- Teraz jesteśmy tylko partnerami. Ale odpuść sobie, co? Mamy swoje własne problemy i nie musimy słuchać o twoich - Hoover oparł się o nagłówek i spojrzał przed siebie. - Ale też nie lubię tego miasta.
Newman uśmiechnął się.
- Ja nie lubię was, ale jakoś się z tym nie afiszuję. Zamknijcie się więc i pozwólcie mi w spokoju dojechać na miejsce, co? - mężczyźni spojrzeli na nią, a później na siebie.
- Nie to że coś, ale czemu my musimy jeździć po świecie za każdym samobójstwem? Nie jesteśmy nawet z tego państwa. Nie może zająć się tym tutejsza policja?
- Tutejsza policja nie wie tyle co my - w skupieniu obserwowała drogę.
- To przekażmy im akta, nagrania; wszystko co mamy. Mam to gdzieś.
- To skończ to wreszcie, do cholery! - uderzyła w klakson.
Natychmiast sobie uświadomiła, że pozwoliła się wyprowadzić z równowagi.
W tej pracy o to trudno. Nigdy sobie na to nie pozwalała, nawet jeśli chodziło o takiego dupka jak Newman. Ale ta sprawa zaczyna odciskać na niej wielkie piętno. Wydaje się, że oszalała. Zwariowała do końca.
- Przepraszam - szepnęła ze skruchą.
- Następnym razem uderz w deskę żeby dostał poduszką czy coś. Szukaj cichszych sposobów, na niego to już od dawna nie działa.
- Detektyw śledcza Holly Fills - kobieta wyciągnęła rękę w kierunku mężczyzny stojącego nad zwłokami kolejnej samobójczyni.
- Czekaliśmy na was - podał jej swoją dłoń, nieufnie patrząc na znudzonego Newmana.
Kolejna ofiara umarła w skutek niedoboru tlenu. Poprzez uduszenie. Ściślej; poprzez powieszenie.
Ale nie byle jakie "powieszenie".
- Długo tu wisiała? - Holly ze wstrętem spojrzała na ziemię z dachu ogromnego wieżowca.
- Parę godzin. Zobaczył ją dopiero jakiś pracownik. Mieszkańcy nie przyglądają się budynkom za często. A już na pewno nie górze - westchnął i obrócił na ręku zegarek. - Weszła tutaj, obwiązała prześcieradło wokół tego słupka, zawiązała go sobie na szyi i skoczyła. Nie rozwiązał się, ale to nie jest dziwne. Względnie daję jej około pięćdziesięciu kilogramów, to niewiele. Starannie zawiązała te supły.
- Jezu - odezwał się Newman, za co został ostrzeżony wzrokiem przez Hoovera, ale nie poprzestał. - Czy wy jesteście ślepi czy co?
- Co to za koleś? - detektyw zwrócił się do kobiety.
- On? To...
- Jej partner, Josh Newman - usilnie wcisnął mu w jego dłoń swoją. - A skoro już tu jestem, porozmawiajmy jak cywilizowani, poważni ludzie, co?
- Newman.
- No, więc ja widzę to tak - zatarł dłonie, ucichł na chwilę i zaczął mówić. - Nasz wisielec, Jakjejtam, zmarła około... - przyjrzał się zwłokom -.... trzeciej nad ranem. Co znaczy, że musiała wisieć... jakieś kilka minut zanim zmarła. To wysoko. Teraz mamy czternastą czterdzieści siedem, kiedy ją stąd ściągnięto?
- O jedenastej.
- Świetnie - klasnął w dłonie. - No to wszystko się ładnie układa. Trzecia nad ranem to nie jest taka sobie godzina, czaicie?
- Newman, weź bądź cicho...
- Prawdy nie uciszysz - mruknął. - Wczoraj w domu przejrzałem dokumenty; wszystkie akta, godziny zgonu. Każde samobójstwo następowało około trzeciej nad ranem albo popołudniu, oprócz tego w miasteczku. Ci samobójcy mogli nas zmylić.
- Ta godzina to przypadek, Josh. Gdyby faktycznie coś znaczyła, wszyscy zabiliby się o tej samej porze.
- Nie wiem czy wiesz, ale ta dziewczyna od młyna diabelskiego zrobiła to już tylko z desperacji. Mówili, że ona obiecała zrezygnować, skłamała. Może nie trzymała się układu...
- Co masz na myśli? - zapytał Hoover.
- Te dzieciaki rozsyłają nas po całym świecie. A co jeśli stoimy w miejscu? - Newman spojrzał przed siebie, w pustą przestrzeń, jakby coś sobie uświadamiając.
- Odpuść sobie, może powinieneś... - detektyw Holly przerwał mężczyzna z tutejszego biura śledczego.
- Niech pan mówi dalej... - Holly się oburzyła.
Nienawidziła kiedy ktoś ją ignorował, tym bardziej jeśli robił o ze względu na jej partnera. Zawsze uważała, że zasługuje na to gdzie się znajduje bardziej niż on i bardziej o to dba. Ale zawsze to on odbiera laury.
- Koleś, to nie twoja sprawa - zmarszczył brwi.
- Zajmuję się tą sprawą. Powinienem wiedzieć.
- O ile nie masz na nazwisko Woods, Fills albo Hoover, nie, nie powinieneś.
- Newman, co ty znowu gadasz? Zajmij się śledztwem.
- Zajmuję się - zrobił krok do tyłu. - Tak się zajmuję, że wiem gdzie szukać odpowiedzi.
Hoover westchnął.
- Kretynie, nie masz już więcej szans.
- Powinieneś raczej powiedzieć "Newman, ty geniuszu, jak na to wpadłeś? Jesteś moim mistrzem" - próbował naśladować jego głos.
- Czy ten człowiek jest poważny?
- Nie sądzę - odpowiedziała mężczyźnie, po czym podeszła do partnera.
- Oh, cześć - uśmiechnął się kiedy pojawiła się obok.
Jednak jej nie było do śmiechu.
- Słuchaj, Newman... - zaczęła poważnym tonem - ... albo tam wracasz i robisz co należy, albo dzwonię do Woodsa i od dzisiaj jesteś bezrobotny. Wybieraj.
Prychnął.
- Grozisz mi?
- Ostrzegam - ukłuła go palcem w klatkę piersiową.
- Tym razem musisz mi zaufać. Wiem gdzie szukać, Holly...
- Nie taka była umowa. Za każdym razem kiedy mi coś obiecujesz, ja obrywam. Koniec.
- Daj mi trzy dni.
- Ani minuty dłużej. Nie masz nic, Newman, poza tą pracą. Zostajesz tu.
Kiedy zaczęła się oddalać, pewna swojego, odezwał się jego doniosły, pewny głos za jej plecami.
- Nie, Holly. Z tobą czy bez, dowiem się prawdy. Nawet jeśli miałbym dziś wylecieć, nie odpuszczę. Więc ty siedź tu ze swoim wisielcem i czekaj na kolejne wiadomości. Ja zrobię coś, co dla odmiany może choć trochę nam pomóc.
CZYTASZ
Beautiful Suicides
Misterio / SuspensoSamobójstwa dokonane w sposób, o jakim można powiedzieć że były piękne... FRAGMENT: "Pisk opon był niewiarygodnie głośny, a trzask łamanych kości przerażająco słyszalny. Ponownie następuje cisza. Kierowca wychodzi, ale zalana kamera nie jest w stan...