Drogi, ku jego zdziwieniu, były puste. Mógł zatem dostać się do celu w dosyć szybkim czasie, co zdecydowanie sprzyjałoby sprawie.
Wczoraj kiedy wszedł do domu, oznajmił żonie że jedzie na akcję. Nie wspomniał o tym, że wciąż dotyczy ona Daniele. Po prostu wszedł i się spakował, co chwilę słuchając głupich pytań swojej kobiety i odtrącając od siebie swoje pociechy.
To właśnie zrobiła z nim ta praca.
Stał się nieczuły, niewyrozumiały i oschły. Nie widział tego u siebie przez dłuższy czas, ale teraz wie, że się zmienił. Tylko że on nie zamierzał tego naprawiać.
Jeśli będzie taki jak kiedyś, ulegnie i już na pewno straci tę pracę. Za nic na świecie sobie na to nie pozwoli.
- No odbierz wreszcie - naciskał już po raz kolejny na swojego smartfona, wciąż przypatrując się bacznie drodze. - Cholera! - uderzył w kierownicę, kiedy znów odpaliła się sekretarka.
Holly nie odbiera od niego telefonów. Hoover od razu się rozłącza, a Woods - wręcz przeciwnie, wydzwania. To wszystko jest okropnie pomieszane, ale on potrzebuje teraz tylko odrobiny szczęścia i wsparcia, by zakończyć sprawę.
Nie może siedzieć w miejscu.
- Posłuchaj, Woods... - nacisnął zieloną słuchawkę wiedząc, że jest już zwolniony. - Ja wiem, co powiedziała ci Holly, ale...
- Newman, spokojnie... - mruknął. - Dokąd ty właściwie jedziesz?
- Daniele do tej pory kierowała nas na wschód, no nie?
- Newman, co ty znowu wymyśliłeś?
- Od sprawy z Paryża jedziemy wciąż na wschód - agresywnie skręcił w ulicę, prawie ją przegapiając.
- Jezu, co ty tam robisz?
- Wschód leży na trzeciej.
- Że co?
- Na trzeciej godzinie. Zegarowej - spojrzał na lusterko i znów przed siebie. - Kierują nas na wschód.
- Mówiłeś, ale to zupełnie nie trzyma się kupy.
- Wschód to trzecia. Trzecia to mniej więcej godzina zgonu samobójców.
- To wcale nie ma związku z ich położeniem, wracaj tu! Czy ty w ogóle myślisz? Na jakiej podstawie tak myślisz?
- Przyjrzyj się cholernym faktom!
- A ty wiesz ile miejscowości leży na wschodzie?
- Ale ja wiem gdzie szukać. - Tak naprawdę to sam nie był tego takie pewien.
Ale czuł, że był już blisko. Ogarnął go umysł socjopaty. Wiedział, że jeśli nie wróci z dowodami, może w ogóle nie wracać.
- Dokąd zamierzasz jechać?
- Muszę być tam sam - odpowiedział. - Sam, kompletnie.
- Newman, chyba nie myślisz że wyślę tam kogoś bo coś sobie ubzdurałeś? Mów mi gdzie jedziesz.
- Do Londynu - usłyszał parsknięcie, na które przewrócił oczami.
- Ponieważ?
- Stamtąd pochodzi Daniele.
- Wiemy to, Newman, ale obecnie żadna jej rodzina tam już nie mieszka.
- Ona przeprowadziła się stamtąd i pół roku później popełnia samobójstwo. Tam jest odpowiedź.
- Newman, niestety... muszę cię prosić byś wrócił. Sprawa Daniele jest zamknięta.
- Zamknięta - zaśmiał się gorzko. - Może dla ciebie.
- Będę musiał odebrać ci odznakę, Josh.
- Proszę bardzo. Jak odkryję prawdę - zbulwersowany zakończył połączenie i rzucił telefon na siedzenie obok.
Zagryzł szczękę i bardziej skupił się na drodze. Zacisnął dłonie na kierownicy i przeklął pod nosem.
Został sam.
Na szczęście miał przy sobie dokumenty Daniele. W ten sposób mógł zlokalizować jej dawne miejsce pobytu. Miejsce, od którego to się wywiodło i poszło w świat.
Dziewczyna mieszkała kiedyś na Orchard Street. To ulica pełna kamienic, wyróżnia się dosyć starodawnym stylem i tym, że prawie wszędzie widać schody pożarowe na zewnątrz budynków. Ale to nie czas na zwiedzanie.
Mężczyzna chodził po chodniku ze srogą miną, wróżącą samo nieszczęście. Na pewno wzbudzał strach i nieufność, ale to dobrze.
Jej mieszkanie wznosiło się nieco ponad trzecie piętro. Tak przynajmniej wyczytał w dokumentach. W momencie samobójstwa nie było przy niej nikogo. Jej rodzice nie przyjechali na czas. Przewieźli jej ciało tutaj, by tu ją pochować. Jednak o pogrzebie nic Newman nie słyszał.
On na oczy nie widział jej rodziców. Ani matki, ani ojca. Podobno ktoś z jego biura z nimi rozmawiał, ale ona była w końcu pełnoletnia, więc oni nie mieli obowiązku się zjawiać. Ani pokrywać kosztów.
Więc może wciąż tu są, mimo wszystko.
Rozejrzał się na dwie strony i przebiegł przez uliczkę na drugą część. Rozejrzał się ponownie i pchnął ciężkie drzwi kamienicy.
Było tam ciemno. I zimno. Schody były brudne, ale przynajmniej wyglądały na bezpieczne. Nie drewniane, a kamienne.
Wspiął się pod drzwi jej mieszkania. A raczej mieszkania jej rodziców. Poprawił marynarkę i westchnął ciężko, nie wiedząc, co czeka go za drzwiami. Alkoholicy? Narkomani? Kryminaliści? A może zwykli ludzie?
Nie mógł uwierzyć, że to dzieje się tak szybko. Że jest już o krok od odpowiedzi, a tak bardzo się waha.
Kiedy ma już pukać w drzwi, te otwierają się same.
- Pan z policji? - niezrozumiale skinął głową. - Zapraszam - powiedziała poważnie kobieta, przepuszczając Newmana w drzwiach.
Ale zanim wszedł, stał w miejscu przez dobre minuty. Ostatecznie postawił krok. I kolejny. I kolejny.
Czyżby na niego czekali?
CZYTASZ
Beautiful Suicides
Misterio / SuspensoSamobójstwa dokonane w sposób, o jakim można powiedzieć że były piękne... FRAGMENT: "Pisk opon był niewiarygodnie głośny, a trzask łamanych kości przerażająco słyszalny. Ponownie następuje cisza. Kierowca wychodzi, ale zalana kamera nie jest w stan...