- W dupie mam ''Twojego'' Justina. - prychnęłam pod nosem i położyłam się na łóżku. Mam dość dzisiejszego dnia, tygodnia, miesiąca, mojego całego życia. Przetarłam twarz dłońmi i cicho jęknęłam. Jeszcze dwa tygodnie i zostawię ten syf. Znajdę normalną pracą, wrócę na studia. Zacznę od nowa z Demi. Położyłam się na drugi bok i zamknęłam oczy, a do mojej głowy automatycznie wkradł się Justin. Pieprz się dupku. Nie ukrywam, czuję się wykorzystana, ale sama tego chciałam. Zachciało mi się szaleństw. Przekręciłam się na drugi bok i zasnęłam.
-Wstawaj! - ktoś zaczął potrząsać moim ramieniem, na co jęknęłam. - Coco!
- Demi, chce spać! - mruknęłam, bardziej przykrywając się kołdrą.
- Masz odwieźć mnie do szkoły, a później idziesz do pracy. Chyba nie zapomniałaś?
Jak na zawołanie poderwałam się z łóżka. Dzisiaj wracam do biblioteki. Pobiegłam do łazienki, gdzie szybko wzięłam prysznic. Związałam włosy w koka i podeszłam do szafy, skąd wzięłam czarną spódniczkę i wełniany sweterek. W Nowym Yorku pogoda bywa zdradliwa. Jest piękna pogoda, a za chwilę całe niebo robi się zachmurzone. Włożyłam na stoy letnie botki i wyszłam z pokoju.
- Zrobiłaś śniadanie? - sapnęłam, wchodząc do salonu.
- Tak. - zachichotała, zakładając na ramie swoją torebkę.
- Dzięki. - poczochrałam włosy dziewczynie i zgarnęłam torbę z jedzeniem. Obie wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy do szkoły. - Skończę później, więc wróć autobusem. - powiedziałam, przestawiając stacje w radiu.
- Okej. - mruknęła, pisząc na telefonie.
Zostawiłam siostrę i jak najszybciej ruszyłam do biblioteki.
- Dzień dobry - przywitałam się. - Przepraszam za spóźnienie, zaspałam i musiałam odwieźć Demi do szkoły.
- Spokojnie. - zaśmiała się Pani Mitchell. - Mogłaś jeszcze odpoczywać w domu. - puściła mi oczko.
- Czuję się już dobrze. - uśmiechnęłam się lekko, odkładając swoją torebkę. - Więc od czego mam zacząć?
- W drugiej alejce są książki do rozłożenia.
Justin POV*
Evan strasznie się na nas wkurwił, jednak Brooklyn jakoś nas wybroniła. Nikt nie wiedział, że Brian jest ich wujkiem, co daje nam kolejną zagadkę. Jakim cudem wujek zmusza swoją chrześnice do pracowania w takim klubie? Pierwszy raz spotykam się z czymś takim. W tym momencie mam ochotę, zabić tego kolesia i uwolnić Chanell. Coraz mniej profesjonalnie podchodzę do tego zadania. Ta dziewczyna po prostu ma coś w sobie, że czuję się przy niej jak normalny facet. Czuję przy niej spokój. Jest tak samo popieprzona jak ja. Pani niezależna. Spojrzałem na dokumenty starszej Fletcher, jeszcze raz je czytając. Znam już to na pamięć. Rodzice zginęli 3 lata temu. Zginęli, bo ktoś dowiedział się, że współpracują z nami. Tak, zgłosili, że ich córki są w niebezpieczeństwie jak i sami Państwo Fletcher. Nie zdążyli jednak przekazać nam zbyt wielu informacji. Chanell ma 23 lata, pracuje w bibliotece. Wcześniej studiowała Bankowość. Zdolna dziewczynka jednym słowem. Najpierw 3 lata były obserwowane, dopiero teraz pozwolili nam ruszyć. Gdy ich rodzice zgłosili nam sprawę miałem dokładnie tyle lat co Chanel i dopiero zaczynałem w CIA. Czasami nawet zapominam ile mam lat. Cały czas inne nazwiska, adresy, przyzwyczajenia, wizerunek. Wstałem z łóżka, gdy usłyszałem pukanie. Zmarszczyłem brwi, sięgając po broń i powoli podszedłem do drzwi.
- To ja! - rozbrzmiał kobiecy głos, który bardzo dobrze znam. Otworzyłem drzwi, dalej marszcząc brwi. - Co tu robisz Brooklyn? Ktoś może Cię obserwować. - warknąłem, wpuszczając kobietę do środka.
CZYTASZ
MONEY (Justin Bieber)
Fanfiction- To nie jest burdel! - warknął oburzony Chazz. - To klub ze striptizem. Możesz oglądać, nie dotykać. - wytłumaczył. - Chyba jesteś tu pierwszy raz. - westchnęła. - Możesz tylko oglądać, pod żadnym pozorem nie dotykaj. Rozumiesz? - Tak. Uśmiechnęła...