Stanąłem przed jej drzwiami, przetarłem dłonią zmęczoną twarz i zapukałem. Wiem, że jest środek nocy, ale mam zamiar dowiedzieć się o co chodzi. Zapukałem raz jeszcze, kiedy nikt nie otwierał. W końcu zapaliło się światło w salonie. Usłyszałem, jak drzwi się otwierają, a w nich stanęła zaspana Chanel. Gdy mnie ujrzała, natychmiast chciała zamknąć drzwi, ale wsunąłem stopę w szpare i po chamsku wszedłem do domu.
- Wyjdź stąd! - syknęła szatynka, okrywając się szczelniej szlafrokiem.
- Nie, jeśli nie powiesz mi o co chodzi. - powiedziałem, zamykając drzwi na klucz i ruszyłem do pokoju dziewczyny.
- Kim jesteś? - spytała, kiedy weszła do swojego pokoju. Podeszła do okna, które otworzyła i zapaliła papierosa.
- Co to ma znaczyć? - spytałem udając zdezorientowanego.
- To znaczy, kim do cholery jesteś i dlaczego się mną zainteresowałeś? Jaki masz w tym interes?
Kurwa, to pytanie w końcu musiało się pojawić. Spokojnie, wybrnę z tego.
- Wiesz kim jestem. - wzruszyłem ramionami, udając zrelaksowanego, chociaż i tak stała do mnie tyłem.
- Czym się zajmujesz? - spytała, wypuszczając dym z ust. Widziałem jak trzęsła się z nerwów. Ktoś musiał tu zamieszać.
- Sprzedaję kradzione samochody, dlatego tak często wyjeżdżam. - skłamałem, podchodząc do dziewczyny.
- Mówiłeś, że Twoja praca jest legalna. - prychnęła, ponownie zaciągając się papierosem.
- Nie chciałem Cię przestraszyć. - powoli i ostrożnie położyłem ręce na jej biodrach.
- Dlaczego nie masz żadnego portalu społecznościowego?
- Nie potrzebuję. - zaśmiałem się, składając delikatny pocałunek na ramieniu brązowookiej. - Jestem za stary na takie rzeczy.
- Pojawiłeś się tu znikąd, zacząłeś mnie śledzić...i ciągle obiecujesz, że uwolnisz od Briana. - szepnęła.
- Jeśli chcesz, możesz poznać moich rodziców. Już dawno chciałem, żebyś ich poznała, ale nie wiedziałem czy traktujesz nas poważnie. - odpowiedziałem, przytulając się do pleców dziewczyny. Ułożyłem głowę na jej ramieniu i przymknąłem oczy. - Obiecuję, że uratuję Cię od Briana, ponieważ mi na Tobie zależy. - W końcu powiedziałem prawdę. Naprawdę mi na niej zależy. Mam nadzieję, że po tym wszystkim, pozwoli mi się wytłumaczyć.
- Dlaczego akurat ja? - spytała cicho, wyrzucając peta przez okno. - Jestem tylko striptizerką.
- Masz w sobie coś, co zawróciło mi w głowie i nie mów tak o sobie. Jesteś kimś więcej niż striptizerką. - Obróciłem dziewczynę twarzą do siebie i spojrzałem jej w oczy. - Jesteś cholernie piękna, mądra, nieznośna często, lojalna, opiekuńcza. - zacząłem wymieniać, gładząc kciukami policzki dziewczyny.
- Nie. - oderwała się ode mnie i podeszła, by zamknąć okno. - Kłamiesz. - pokręciła głową.
- Kto ci namieszał w głowie? - uniosłem brwi, czekając na ostateczne wyjaśnienie.
- Nikt. - wzruszyła ramieniem.
- Nie kłam, Chanel. - warknął, robiąc krok w jej kierunku. - Z kim rozmawiałaś na mój temat? - spytałem, zaciskając pięści.
Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię i spojrzała w bok. - Nikt.
Złapałem za jej szczękę, możliwe, że zbyt brutalnie i nakierowałem na siebie. - Z kim o mnie rozmawiałaś? - każde słowo ociekało jadem. Jeśli nie po grzeczności, to może tak ją zmuszę.
Dziewczyna spojrzała na mnie z bólem, po czym się rozpłakała. Puściłem jej szczękę i ostrożnie przytuliłem. - Już dobrze. - szepnąłem, głaszcząc ją po plecach.
- Mam tylko Ciebie i Demi. - zapłakała. - Wiesz o mnie więcej niż moja siostra, a ja o Tobie nic.
- W porządku, kochanie. Wszystko Ci opowiem. - zacisnąłem szczękę, przymykając oczy.
- Ja po prostu wariuję. - wybełkotała, zalewając łzami moją koszulkę. - Do tego Brian.
- Próbuje nas rozdzielić. Chce Cię mieć dla siebie.
- Sama nie wiem komu mogę ufać.
- Mi, w 100 procentach. - Odsunąłem od siebie dziewczynę i delikatnie uniosłem jej podbródek, by na mnie spojrzała. - Jestem tu dla Ciebie. - uśmiechnąłem się lekko, ocierając dłonią jej mokre policzki.
- Był tu. - szepnęła. - Szukali Ciebie.
- Dlaczego go wpuściłaś?
- Myślałam, ze to kolejny prezent od Ciebie. - zagryzła niewinnie posiniaczoną wargę. - Powiedział, że nie istniejesz.
- Nie istnieje, bo tak chcę. - odpowiedziałem pewnie. - A przynajmniej chciałem, dopóki nie poznałem Ciebie. Porozmawiamy o tym jutro, dobrze? - uśmiechnąłem się lekko, zakładając jej kosmyk włosów za ucho. Dziewczyna pokiwała głową, po czym, pomogłem jej zdjąć szlafrok. Sam też rozebrałem się do bielizny i położyłem w łóżku.
- Odpocznij. - szepnąłem, całując dziewczynę w kark.
Chanel *POV
Otworzyłam oczy, czując ciężar na klatce. Kiedy przyzwyczaiłam się do światła dziennego spostrzegłam Justina leżącego na mnie. Owinął się wokół mnie niczym bluszcz. Uśmiechnęłam się lekko i przejechałam dłonią po jego miękkich włosach, następnie zerknęłam na zegarek. 7:29, czas wstawać, bądź co bądź Demi i tak wpadnie tu za minutę, żeby mnie obudzić. Już po chwili drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a w nich stanęła jeszcze zaspana siostra.
- Zawieziesz mnie? - spytała, marszcząc brwi. - Justin? Nie słyszałam was.
Zachichotałam cicho i kiwnęłam głową, że ją odwiozę.
- Leż, ja pojadę. - jęknął Justin, powoli ze mnie wstając. - Masz odpoczywać. - mruknął, kładąc się na plecach. - Przyjdź po mnie, jak będę miał już jechać. - Demi uśmiechnęła się szeroko i wyszła z mojego pokoju.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Teraz jesteś jak niepełnosprawna. - zaśmiał się, spoglądając na mój gips.
- Mam auto w automacie. - mruknęłam oburzona.
- Nie gniewaj się. - ziewnął. - W końcu mogę się Tobą zająć. - uśmiechnął się szelmowsko i nagle zawisł nade mną.
- Masz odwieźć Demi. - uśmiechnęłam się, czując jak powoli brakuje mi tchu. Oblizałam usta i przechyliłam głowę w bok, kiedy chłopak, próbował mnie pocałować. Jego usta zetknęły się z moją szyją, co również było przyjemne. Jęknęłam bezgłośnie, kiedy zaczął obcałowywać mój obojczyk.
- Okej, możemy jechać. - drzwi od pokoju otworzyły się, więc Demi jest już gotowa. Justin na chwilę zastygł, po czym zszedł ze mnie, warcząc pod nosem.
- Och, musieliście? - jęknęła z obrzydzeniem Demi, trzaskając drzwiami.
- Kiedy wrócę, dokończymy. - oznajmił szatyn, wstając z łóżka.
- Oczywiście. - zaśmiałam się, przyglądając się, jak się ubiera.
CZYTASZ
MONEY (Justin Bieber)
Fanfiction- To nie jest burdel! - warknął oburzony Chazz. - To klub ze striptizem. Możesz oglądać, nie dotykać. - wytłumaczył. - Chyba jesteś tu pierwszy raz. - westchnęła. - Możesz tylko oglądać, pod żadnym pozorem nie dotykaj. Rozumiesz? - Tak. Uśmiechnęła...