>ROZDZIAŁ 2<

60 6 0
                                    

*Adele*

Znów sama. Zamknięta w 4 ścianach tej stajni. Nie. Nie specjalnie dałam mu Etnę, po prostu klacz jest zaniedbana fizycznie przez co staje się pobudzona i niecierpliwa. Peter się idealnie do niej nadaje. Mają taki sam wybuchowy charakter, dwie krople. Zawody za kilka dni, a ten mi panikuje, że sobie nie poradzi. Myśli, że koń na zawodach myśli o czymś takim jak brykanie? Raczej nie. Przynajmniej Etnie by coś takie nie wpadło do łba. Jestem pewna, że jeszcze mi podziękuje za to. Na tych zawodach będzie się czuł lepiej niż na tym wałachu.

-Pomyślała Adele, rzuciła energicznie swoją bluzę na stojak i ruszyła kłusem na 3 czarno-żółto-czerwone drągi.-

Czas się ciągnął. Rose, nowa, siwa, 7-letnia klacz spisywała się perfekcyjnie. Może jeszcze istnieją idealne konie? Każdy drąg był pokonywany bez żadnego stuknięcia, na hali unosił się tylko cichy tupot jej kopyt. Lecz nie nadawała się do WKKW.. Była na to za delikatna, jej chód i postawa odpowiadała ujeżdżeniu. W jej brązowych oczach gardziła każdą przeszkodę. Ale szybko się przekonałam nie była aniołem. Jeden, nieodwracalny błąd kosztował cię jej zaufanie. A galopie była to istna "kanapa". Czemu każdy koń nie jest taki? Wtedy świat były również taki sam, nie było by różnicy między szarym, a czarnym. Między rudymi włosami, a blond.. Wszystko  takie same..

Przeszłam do stępa i nagrodziłam klacz smakołykiem. Na to zasługiwała bardziej niż ktokolwiek inny. Zsiadłam, popuściłam popręg i zabezpieczyłam strzemiona. Ruszyłam w stronę stajni, otwierając srebne drzwi hali.

Po rozsiodłaniu klaczy, wybiła godzina 13:21. Sięgnęłam po widły i patrząc na białą kartkę, na ścianie, koło boksu Armina, zaczęłam rozkładać porcję siana i owsa dla każdego konia. Wyszłam ze stajni wchodząc do pomieszczenia z tabliczką "Biuro". Usiadłam przy biurku szukając telefonu w stercie papierów, zapisków i ankiet do zawodów.  Sprawdziłam godzinę i rozglądałam się za czymś do jedzenia. Sięgnęłam jabłko, które od 4 dni leżało na moim biurku. Przecież same się nie zje, co nie? Wgryzłam się w twarde jabłko, było słychać głośny chrupot i dźwięk wydobywającego się z kropelkami soku. Przez resztę dnia w ręku miałam długopis, którym zapisywałam kolejne papiery, karty zgłoszeniowe i inne badziewia. Po rozpisaniu i uzupełnieniu wszystkiego zobaczyłam jakiś.. Referat? Przeczytałam tytuł: "Psychologia koni" Ahh.. Już pamiętam.. Jedna "WYBITNA", młoda instruktorka napisała mi wszystko, co wie o koniach abym ją przyjęła do stajni jako instruktorka. Cóż, błędów było nie mało. Ale jak na 10-stronnicowy referat było nieźle. Zastanowiłam się i wysłałam do niej e-maila, że jestem ją zainteresowana. Mam nadzieję, że odpisze. Potem przeglądałam ogłoszenia koni do rekreacji. Znalazłam dwa fajne wałachy. Ale i tak miałam jeszcze dużo roboty. A to zamówić siodło do Siri, kucyka islandzkiego, a to naprawić siodło Lury, bo poduszki kolanowe się rozkleiły, a to zamówić nowy naczółek i nachrapnik dla Narni, bo się zerwały. W dodatku w stajni brakowało czapraków i ochraniaczy na rozmiar:"full". Cały wydatek kosztował ok. 4 tyś. ale moja stajnia nie narzeka na brak pieniędzy. 

O 19:00 wyszłam z biura i dałam kolacje koniom. Jak zwykle wszędzie były porozwieszane spocone czapraki, uwiązy całe w błocie, kantary w boksach koni, ochraniacze w sianie, baty stajenne wywalone i przebrane ze swojego kartoniku. Dzieci przyjeżdżają, jeżdżą i nie sprzątają. A potem się wszystko gubi i podchodzą z pretensjami, że nie ma ochraniaczy dla tego i tego konia.  Posprzątałam resztę tego bałaganu i zgasiłam światło. W stajni rozbłysnął się blask cichej i mrocznej ciemności oraz dźwięki układających się koni do snu. Zdjęłam oficerki i zamieniłam je na czarne traperki. Wzięłam oficerki pod wąż od myjki dla koni i umyłam je kilkoma ruchami ręki w tył i przód. Otworzyłam bagażnik samochodu, wsadziłam mój sprzęt i rozejrzałam się czy nie zapominałam niczego. Ujrzałam 4 paczki pod schodkami z nowymi ulotkami i reklamami stajni, które miałam rozłożyć w poszczególnych częściach obiektu stajni. Już odrzuciłam myśl o wykonaniu tego obowiązku i postanowiłam zrobić to jutro rano, kiedy przyjadę do stajni. Aż mnie mdliło kiedy wyobrażałam sobie, roznoszenie ok. 500 ulotek. Wsiadłam i ruszyłam do domu. 

Wysiadłam, i DOSŁOWNIE zaciągnęłam torbę ze sprzętem do domu. Od razu przy wejściu powitała mnie moja ukochana kotka Pusia. Odłożyłam torbę do wielkiej, wypchanej szafy. Umyłam się pod gorącą wodą i usiadłam na puszystej kanapie, pod puchowym kocem i miękką poduszką pod plecami, z ciepłą herbatą i sałatką. Włączyłam jakiś fajny film i pomału jadłam sałatkę, co jakiś czas spoglądając na to co robi moja kotka leżąca na regale z książkami psychologicznymi. Film opowiadał o więzi córki z ojcem. Wzruszający, dobra fabuła ale krótki. Kto widział taki poważny i świetny film, który trwał ledwie 1 godzinę i 40 minut? Oglądałam film za filmem. Każdy był innego rodzaju, mniej wzruszający, a czasem taki sztuczny jak z plastiku. Wszystkie seanse trwały do 23.  Nie miałam szczególnej potrzeby, aby kłaść się do łóżka, więc odłożyłam naczynia na bok, mając nadzieję, że same się umyją. Niestety po chwili wzięłam i poszłam z nimi do kuchni wstawiając je do lśniącej zmywarki. Poszukałam Pusi i zaniosłam ją na jej posłanie. Nie spodobało jej się to i tak poszła za mną na kanapę. Położyłam się wygaszając światło w całym domu. 

Nie mogłam zasnąć. Było mi nie wygodnie i miałam dziwne uczucie winy. Zamknęłam oczy na siłę starając się zająć przyjemnymi rzeczami. Ale zdenerwowałam się już tym..Przypomniałam sobie kiedy ostatnio byłam na jakiś zawodach. Napiłam się szklanki wody, poczytałam książkę i po ok. 20 minutach ponowiłam próbę zaśnięcia. Pierwsza w nocy się zbliżała wielkimi krokami, a mój mózg postanowił zrobić sobie wartę. Walczyłam z nim, przeklinając go w myślach. Po co naoglądałam się tylu filmów? Tylko go pobudziłam! Zrezygnowana walnęłam poduchą w twarz. Zasnęłam ukojona myślą o jutrzejszym treningu ujeżdżeniowym z Peterem. Ostatnie co poczułam to moją czarną kotkę układającą się za moją głową, cichutko mrucząc za moim uchem. Mój kręgosłup ułożył się ostatecznie w wygodnej pozycji, będę mieć siłę na jutrzejszy trening. Mam nadzieję, że Peter też się wyśpi. Etna do ujeżdżenia to niezła i dość trudna sprawa.. Młody koń, który nawet na problem z kłusem pośrednim. Trzymaj się Peter...Jutro będzie ciężko..

6/11/17

Liczy się tylko czas. (✅)Where stories live. Discover now