V. G.W & J.P

58 9 1
                                    

- Jak dla mnie cena jest idealna, zresztą nie oczekiwałam milionów. - Jane zagryzła dolną wargę.

Od czasu, kiedy w swojej torebce znalazła list, który przypomniał jej dawne czasy, wciąż miała wrażenie bycia obserwowaną, nawet w zaciszu własnego pokoju na drugim końcu Stanów. Cieszyła się, że miała przy sobie Aidena, który nadmiernie opiekował się nią. Miała wrażenie, że chce odkupić winę, za to, że bez słowa pożegnania wyjechał na tak długo.

- Będę informować panią o przebiegu sprzedaży. - usłyszała po drugiej stronie słuchawki głos agentki. - Miłej pracy, do usłyszenia.

Sygnał ogłosił zakończenie rozmowy. Jane schowała komórkę do kieszeni kitla lekarskiego i weszła do stołówki, gdzie miała zamiar spędzić przerwę na lunch.

- To samo co zwykle, panienko Parker? - zapytała uprzejma, ciemnowłosa kobieta stojąca za ladą.

- Ach tak. - jęknęła starając się rozmasować bolący kręgosłup.

Kobieta szybko zniknęła za ścianą, zapewne podać zamówienie w kuchni, ale już po chwili wróciła i ponownie uśmiechnęła się w stronę Jane.

- Coś cię trapi, dziecinko?

Jane westchnęła ciężko, po czym oparła brodę o ladę i lekko skinęła głową.

- Dużo rzeczy. - powiedziała zagryzając policzek od środka. - Po wielu latach spotkałam niegdyś ważne dla mnie osoby, z którymi wróciło wiele wspomnień, a mój były mąż wyszedł z paki.

- Ale jak to wyszedł? - oburzyła się. - Taki skurczybyk!

- Kto ma pieniądze, ten ma władzę, taki już ten świat jest. - mruknęła ponuro i poprawiła się na miejscu.

Słysząc dzwonek, oznajmiający gotowość dania kobieta podeszła w stronę okienka kręcąc niedowierzająco głową. W tej samej chwili zadzwonił telefon Jane, ta myśląc, że to pewnie ktoś ze szpitala szybko odebrała:

- Jane Parker, słucham?

- Ile razy mówiłem ci, żebyś się tak nie przedstawiała, gdy do ciebie dzwonię? - usłyszała rozbawiony głos po drugiej stronie.

- Ile razy mówiłam ci byś nie dzwonił do mnie gdy jestem w szpitalu? - przewróciła oczami, przez co kobieta zachichotała.

- Nie zdążyłem złapać cię przed pracą, a chciałem się tylko zapytać o której kończysz, odbiorę cię.

- O piątej. - uśmiechnęła się delikatnie w stronę kobiety, która zabawnie poruszyła brwiami. - Tylko tym razem bez niespodzianek?

- Och nie, nawet na to nie licz. - parsknął śmiechem. - Będę o piątej przed szpitalem.

Rozłączył się, a Jane zaczęła grzebać widelcem w jedzeniu.

- Nowy romans? - zapytała zadziornie kobieta i nachyliła się, by wysłuchać odpowiedzi Jane.

- Aiden to tylko przyjaciel. - uśmiechnęła się. - Mam teraz dużo pracy i totalny brak czasu na jakiekolwiek bliższe kontakty.

Kobieta tylko skinęła głową i zaczęła obsługiwać innych klientów, którymi byli głównie pacjenci i ich bliscy.

Jane nie mogła powiedzieć, że jej uczucia nie odżyły, gdy ponownie spotkała Aidena. Serce zaczynało bić jej mocniej, gdy tylko o nim pomyślała, ale mimo wszystko była zbyt pamiętliwą osobą, by tak łatwo wybaczyć to co zrobił. Wraz z śmiercią Grace wiele się zmieniło. Nie potrafiła patrzeć na twarze przyjaciół, nie potrafiła spoglądać w lustro, nie obwiniając się o śmierć przyjaciółki. Wiedziała, że gdyby szybciej zareagowała ona wciąż by tu była, a wszystkie rzeczy, które działy się później prawdopodobnie nie miały by miejsca...

Jane || Bukiet Lilii [CHWILOWO ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz