Koszmar

757 54 7
                                    

Adrien p.o.v

Szukałem jej przez cały dzień, przejrzałem każdy zakątek Paryża, wszystko na nic... To była moja wina, tylko i wyłącznie moja wina. Miałem ochotę sam uciec jak najdalej od tego porąbanego miasta! Co wszyscy w nim widzą? Miasto miłości, miasto mody, stolica zakochanych, bla bla bla.

Po kilku wyczerpujących godzinach, wróciłem do domu, i przemiemiłem się.
" Plagg, co ja najlepszego zrobiłem? "
" Tak w skrócie, odrzuciłeś uczucia swojej przyjaciółki, i sprawiłeś, że uciekła z domu "
Nie ma to jak poparcie swojego kwami, co nie?
" Bardzo mi pomagasz...
" Od czego tu jestem. "
I dalej zajadał ten okropny ser.
Ja nie czułem się głodny ( mimo, że minęło bardzo dużo czasu od mojego ostatniego posiłku).
Miałem jedynie ochotę walnąć się na łóżko, i czekać aż sen zgarnie mnie z powierzchni ziemi. Tak też uczyniłem.

Po kilku minutach byłem już w łóżku, chodź miałem przeczucie, że i tak nie zasnę. Za dużo myśli chodziło mi po głowie. Co jeśli coś się jej stanie?  Co jeśli już się stało?  Gdzie mogła pójść?  Czy jest ranna? Głodna?
Postanowiłem zamknąć oczy, i przynajmniej przez moment, nie myśleć o niczym...

Niebo było bezchmurne. Ludzie przechodzili się uliczkami Paryża, spokojnie i z uśmiechami na twarzach.
Ja również nie czułem niepokoju. Nie miałem zmartwień, smutków , trosk...

Kiedy tak spacerowałem po mieście, poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu.
" Adrien! Tak dawno cie nie
widziałam! "
Usłyszałem znajomy głos.
" Hej Marinette! Też dawno cie niewi-"
Obruciłem się, żeby ją zobaczyć ( to oczywiste, w końcu nie rozmawia się z kimś stojąc do niego plecami)
To co ujrzałem, przeraziło do tego  stopnia, że temperatura mojego ciała spadła chyba do 10 stopni Celsjusza!

Marinette, stała przede mną, w podanych ubraniach, z rozczochranymi włosami, jedną kitką (  druga była ucięta) mnóstwem siniaków i przecięć na całym ciele!
" Mar- Marinette, co- "
Nie byłem w stanie dokończyć, bo nagle na jej twarzy pojawił się znajomy motyl, sugerujący komunikację z Władcą Ciem.
" Nie... "
To wszystko moja wina!
" Nie słuchaj go Marinette!  Jesteś silniejsza!! "
Wiedziałem, że nie posłucha, ale mimo to nie poddałem się!
" Błagam cie!  Przepraszam! "
Motyl zniknął z jej twarzy. Zamiast niego pojawiły się, błyszczące,
jasno- fioletowe pęknięcia. Zaczęły rozchodziclć się po całej powierzchni jej ciała.
Po chwili spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
" Już,  Za późno... "

Na moich oczach spowiła ją fioletowa mgła, a ona rozpłynęła się w niej jak para wodna. Chciałem ją złapać, ale było za późno...

" NIE!!! "
Mój wrzask był tak głośny, że nawet Plagg ( którego absolutnie nic nie obudzi)  zerwał się natychmiast.
" Co ty wyprawiasz!? "
Był wściekły, nie dziwie się...
" Ja, ja..."
Nie wytrzymałem. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach coraz mocniej.
" Ciii, już dobrze "
Nigdy nie znałem Plagga od tej strony. Przytulam go do siebie.
" Znajdę cię Mari, obiecuję.. "


I napisałam kolejny rozdział ( może lepszy niż poprzednio, sami oceńcie)
Tak czy inaczej, komentarze miło widziane 😉

Zaginiona || Miraculous Ladybug Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz