W 1942...

634 37 7
                                    

Adrien p.o.v

Stałem twarzą w twarz z tym dziwakiem, czekając na to co ma mi do powiedzenia. Szczerze mówiąc poczułem w sobie trochę... Empatii patrząc na niego. Nie uśmiechał się już szyderczo, ani nie zmuszał Marinette do wykonywania jego poleceń. Co prawda w niczym go to nie usprawiedliwiało. W końcu porwał ją i zahipnotyzował, więc nie powinienem mu współczuć, a jednak w jego twarzy było, to coś... Zacząłem martwić się, że zaraz i ja przez niego "odpłyne". Tak się jednak nie stało.
- Chcesz wiedzieć co takiego mi się przytrafiło? - Spytał grubym, męskim głosem.
- Chce tylko odzyskać Marinette! - Wykrzyczałem, trochę w sumie bezmyślnie, ale co miałem zrobić? Nie pozwolę, aby ją skrzywdził.  To znaczy, jeszcze Bardziej.
- W takim razie mnie wysłuchaj.
Chyba nie mam wyjścia co nie?
Nie chciałem niczego mówić, więc jedynie pokiwałem głową na " tak "
- Musisz wiedzieć, że jestem o wiele starszy niż ci się wydaje, i że w cale nie jestem... Człowiekiem
To ci niespodzianka... I co jeszcze?  Zaraz powiesz, że masz we władaniu moją Marinette!  Zaraz, czy właśnie nazwałem ja " moją "?
-Urodziłem się 4 miliony lat temu.

I w tym momencie mnie zamurowało. Wiedziałam, że nie jest pierwszej młodości, ale powaga?! 4 miliony?!
To było nie możliwe! Byłem pewien, że ma może ze 100 albo nawet 1000 ( w końcu to nie człowiek)  ale że aż tyle? To nasuwało kolejne pytanie: po co temu kilku-wiecznemu dziadkowi młoda i piękna, urocza Marinette? Może lepiej jak nie będę o tym myśleć. Bo jeszcze wydłubie mu oczy. Jedyny powód dla którego nie zrobiłem tego do teraz to taki, że nie wiem co za urok na nią rzucił i jak mogę go zdjąć, jeśli przypadkiem on zgin... zniknie.
- Powstałem jako moc, czarna pusta energia, żywiąca się emocjami innych stworzeń, zwłaszcza negatywnymi. Dają mi siłę i potęgę. Kiedyś jednak nie było ich zbyt wiele. Zwierzęta nie są raczej emocjonalne, a pierwotni ludzie byli tacy sami jak one. Tylko jeden cel :
Znaleźć mamuta, zabić mamuta, zjeść mamuta.
To było bardzo, ale to bardzo nudne i monotonne. Jednak z czasem, zaczęli ewoluować. Ich emocje stały się silne więc mogłem żywic się nimi do woli! Cóż to były za czasy! Nigdy nie byłem głodny, ani spragniony. Niestety, i tej ery kres nadszedł szybko...
Bowiem jeszcze przed moim powstaniem, narodziny się małe, acz potężne stworzenia, dające swoim posiadaczom nadzwyczajne moce :
Kwami.

Zaraz zaraz, kwami? One też są, aż takie stare? Wow.
- Czyli... Jesteś tylko, mocą? Jakim cudem możesz rozmawiać i-
- W swoim czasie...
Wracając do tego co mówiłem, wielki mistrz stworzył miracula, aby kwami mogły wejść w interakcje z innymi żywymi organizmami i dzielić się z nimi swą siłą.
Posiadacze miraculi stali się dość sporą przeszkodą dla mnie, bo widzisz, byli odporni na moją moc dzięki tej swojej biżuterii. Zacząłem słabnąć . Jednak  jednej nocy posuneli się za daleko.

Jego wyraz twarzy znowu diametralnie się zmienił. Jakby ktoś właśnie przysłał mu list o treści
" Twoja rodzina zmarła, miłego dnia! "
- Zakradnąłem się do domu pewnej rodziny, u której doszło do wielu nieszczęść. Czułem ich emocje z daleka i żywiłem się nimi z rozkoszą! Jednak ONI musieli się wtrącić ! Użyli swoich mocy i uwięzieni mnie na wieczność w jakimś czerwonym krysztale zbudowanym z tego samego tworzywa co miracula.

Jak to zamknęli?
To zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Przecież widzę, że tutaj stoi. Musiał zauważyć, że jestem zkołowany bo zaraz ruszył z wyjaśnieniem
- Uwolniłem się po latach, a raczej... Ona mnie uwolniła.
- Ma... Mari-
- Nie. Nie twoja dziewczyna, lecz moja.
Jego, zaraz co?
- Miłość mojego życia - Melanie -
Spodobała się jej błyskotka i nigdy się z nią nie rozstawała. Wykorzystywałem ją rzecz jasna, ale tylko do czasu. Po śmierci jej matki urosłem w siłę! Udało mi się przybrać ludzką formę. Właśnie  wtedy zakochała się we mnie. Ja nie chciałem miłości, nawet nie mogłem jej odczuwać, ale będąc z nią wreszcie stałem się człowiekiem. Przestałem głodować i żywić się cudzym kosztem. Dzielenie się uczuciem z nią, wystarczało.
W 1939 wybuchła wojna. Byłem tak zresocjalizowany, że aż zaciągnąłem się do wojska podczas gdy moja ukochana kryla się na wsi. W 1942 bez jej uczucia słabłem i musiałem wrócić, ale kiedy dotarłem było już za późno.

Tu załamał się jeszcze bardziej. Ukrył twarz w swoich przerośnietych łapskach i oddał się żałobie. Kiedy tak szlochał zauważyłem jak Marinette zaczyna wykonywać jakieś ruchy. Jakby przebudzała się że snu.
Widocznie rozproszył się tą całą biografią.
To moja szansa! 
MARINETTE OCKNIJ SIĘ!!

Marinette p.o.v

To był naprawdę piękny dzień! Razem z Adrienem byliśmy w kinie na ciekawym filmie o miłości! Dwójkę zakochanych rozdziela wojna, ale potem znów spotykają się i zakładają rodzine. To takie urocze! I smutne poniekąd...
Ale wszystko dobre, co się dobrze kończy.
- Hej Marinette, a możemy wyskoczymy sobie na mały patrol dzisiaj wieczorem, co ty na to?
- No pewnie!  Z wielką chęcią! Muszę tylko powiedzieć rodzicą, że-
- Nie musisz im niczego mówić, księżniczko.
- Będą się martwić jeśli zniknę tak po prostu bez śladu.
W tym momencie podszedł do mnie i dotknął ręką mojego czoła. Odruchowo zamknęłam oczy i poczułam jak wszystkie problemy znikają. Nagle zapomniałam o czym wogle mówiłam.
- A więc, patrol?
- Tak, ale chciałam się jeszcze spytać...
- Tak?
- Nie... Nie pamiętam...
- Więc pewnie to nic ważnego. A przypomnij mi, jak nazywają się twoi rodzice?

I nagle pustka.
- Moi... Moi rodzice?
- Dobrze.
Znowu dotknął mi czoła i nagle już byliśmy na dachach paryskich budynków. Właściwie to, nie pamiętam o czym rozmawialiśmy...

Wszystko przebiegało bez zakłóceń. Tylko my we dwoje no i oczywiście
Paryż. Jednak było w tym wieczozre coś dziwnego. Czarny Kot cały czas zadawał mi różne pytania, na które nie znałam odpowiedi, chociaż czułam, że powinnam. Pytał na przykład o jakąś Alyie i Nino, albo o piekarnie. Miałam wrażenie, że nie wiem niczego o samej sobie. Jak tak o tym pomyśleć, to faktycznie tak jest!
Znam swoje imię i wiem kim jest Adrien, ale...
Nie pamiętam swoich rodziców, przyjaciół, domu. Jakby nigdy nie istniał. Jakby nikt poza nami nigdy nie istniał. Może i lepiej. Może tak właśnie musi być. Dwójka zakochanych, miasto miłości i piękna pogoda.
Nagle jednak niebo zachmurzylo się i na ziemię lunął deszcz. Szarpnełam Adriena za rękę, ale nie drgnął. Spojrzałam na niego. Jego twarz stała się taka, nijaka. Bez wyrazu. I wtedy usłyszałam jego głos, ale nie od niego, a dochodzącego gdzieś z oddali, jak echo w środku lasu.
Nie zbyt wyraźne, ale głośne nawoływanie. Mnie. Ktoś ewidentnie się do mnie dobijał. Tylko kto?
- Czarny Kocie, to ty!?
Wtem poczułam jak ogarnia oslepiające światło i... Znowu nastała całkowita pustka. Ciemność. I spokój.

Adrien p.o.v

- Czarny Kocie... To... Ty...?
Marinette odezwała się zaspanym i obolałym głosem.
- Tak, tak to ja!! Jestem tutaj!!
Łzy napłynęły mi do oczu i czym prędzej rzuciłem się w jej kierunku. Wziąłem ja w swe ramiona i nie oglądając się za siebie pognałem w stronę domu.
Byłem uratowany jak nigdy dotąd!
- Mhhhm
- Jeszcze chwilę księżniczko, zaraz będziemy w domu!
Uśmiechnęła się i mocno się we mnie   wtuliła.
Kiedy w końcu dotarliśmy nie mogłam uwierzyć w to co ujrzałem. Nad miastem unosiła się ogromną, czarna, spiralna chmura, a z niej blyskały się pioruny o jasno - fioletowej barwie. Na moich oczach wszyscy mieszkańcy Paryża, Jeden po drugim stawali się bezwładnymi ofiarami złej mocy.
- Nie...
W oddali słyszałem tylko śmiech. Nie należał on do Władcy Ciem. Niestety, doskonale wiedziałem czi był...


Tak prezentuje się kolejny rozdział. Wyjątkowo szybko jak na mnie 😂 Czytanie pozytywnych komentarzy naprawdę motywuje, a wiedza, że się podoba jeszcze bardziej 😱
To by było na tyle 😝

Zaginiona || Miraculous Ladybug Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz